ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
Ludmiła
- Jak mogłaś mi to zrobić?! –
wrzask zdezorientowanego i wściekłego chłopaka spowodował, że poczułam dziwne
uczucie w sercu. Nie wiedziałam, jak mam je definiować. Nieczęsto czułam się
tak… winna. Właśnie, to chyba się nazywa poczucie winy. Ale przecież należało
mu się. On to zrobił pierwszy, zniszczył wszystko, o co walczyłam. Dlaczego ja
miałam nie robić tego samego? Odpłaciłam mu pięknym za nadobne. Na pewno nie
zacznę teraz żałować.
- Co takiego? Zniszczyłam ci
związek? Złamałam serce? Patrz, mi też się to zdarzyło w ostatnim czasie. Nie
mówiłam ci? – brnęłam w tą paranoję coraz głębiej. Nie oszczędzałam mu
przykrości i chłodnych słów. Złość i sarkazm przeze mnie przemawiały, a on
musiał się o tym dowiedzieć.
- To dwie różne sprawy. Ja nie
zrobiłem tego, żeby się zemścić… To wszystko było nie tak.
- Diego, nie rozśmieszaj mnie.
Potraktowałam cię dokładnie tak, jak ty mnie.
- Nie jesteśmy tacy sami.
- Dokładnie tacy sami. Nie próbuj
się oszukiwać. Mamy takie same charaktery. Jesteśmy zawistni i dążymy do celu
za wszelką cenę. Tacy sami…
- Ja nie! – chłopak spojrzał na
mnie wzrokiem, który wyrażał zarówno złość, jak i rozpacz. Pierwszy raz
widziałam w oczach Hernandeza coś podobnego. Przyglądał się mi, ani na chwilę
nie mrużąc oczu. Mową ciała próbował mi przekazać jak bardzo się mylę. Ale ja
się nie mylę, ja mam rację. Nie rozumiem, dlaczego on nie chce tego przyznać. Znam go, wiem jaki jest. Potrafię
przewidzieć, co czuje. Jesteśmy tacy sami.
- Podaj mi chociaż jedną różnicę!
– starałam się opanować, jednak krzyk sam wyrwał się z mojej piersi. Wszystkie
emocje, które próbowałam ukryć, wybuchły.
- Kochałem ją! – zdanie, które
wypowiedział szumiało w mojej głowie, powtarzając się niczym echo. – Ty nie
potrafisz kochać… - dodał cicho. Staliśmy naprzeciwko siebie, twarzą w twarz.
To, co powiedział, uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. W jednej chwili całe
dotychczasowe życie przebiegło mi przed oczami. Wszystkie ważne wydarzenia,
które zapadły w mojej pamięci. Pierwszy występ na scenie, spacery z tatą, widok
Tomasa… W przypływie energii uniosłam dłoń i wymierzyłam Hiszpanowi potężny
policzek.
- Nic o mnie nie wiesz. –
szepnęłam i odwróciłam się na pięcie, by odejść jak najdalej od niego. –
Jesteśmy tacy sami… - powiedziałam prawie bezgłośnie. Właśnie tak.
Francesca
Odkąd obudziłam się rano ani razu
nie postawiłam stóp na podłodze. Czułam się źle i wcale nie musiałam ani nie
chciałam tego ukrywać. Nie miałam nic do stracenia, więc równie dobrze cały
świat mógłby się dowiedzieć, w jak fatalnym jestem stanie. Albo nie… No bo, co
taki wielki świat obchodzi życie takiej małej Francesci? Wzięłam głęboki wdech
i odwróciłam się w stronę stolika, na którym mama postawiła kubek herbaty z
aromatem dzikiej róży oraz tabliczkę mlecznej czekolady. Tylko ona jedyna
wiedziała, że kiedy jestem smutna albo załamana, jedyne co jest w stanie
poprawić mi nastrój to jedzenie czekolady. Wydaje mi się, że jest to
spowodowane tym, że w dzieciństwie ciocia Ana przywoziła mi i Luce tony
czekolady. Była przekonana, że nigdy nie dostajemy jej od przewrażliwionych
rodziców, więc obdarowywała nas nią przy każdej wizycie. W efekcie nie byłam
najszczuplejszą sześciolatką, ale miałam mnóstwo koleżanek, z którymi dzieliłam
się smakołykami. Pamiętam, że zawsze, gdy któraś z dziewczyn organizowała
przyjęcie lub ognisko, byłam odpowiedzialna za dostarczenie słodyczy. Uwielbiałam
nasze ogniska. Zawsze siedziałam tuż obok Luci, który jako starszy brat miał za
zadanie pilnować, by nic mi się nie stało, śpiewałam i śmiałam się wspaniale
się bawiąc. Nigdy wcześniej i nigdy potem, gdy już wyprowadziliśmy się do
Buenos Aires nie byłam tak wesoła i beztroska. Oczywiście aż do momentu, kiedy
trafiłam do Studia, poznałam Camilę, Violettę, Andresa… Braco. Kto by pomyślał,
że jasnowłosy chłopak zajmie jedno z najwyższych miejsc na podium mojego serca?
Na pewno nie ja. Traktowałam go, jak jednego z najlepszych przyjaciół, tymczasem,
nie mam pojęcia gdzie i kiedy, zakochałam się. Jaki to ma sens? No tak, nie ma
go. Jak to się stało, że przestałam myśleć o nim, jak o koledze, a nagle moje
myśli krążyły tylko wokół niego, a sny były wypełnione jego obrazem. Mój spokój
i szczęście zostały zaburzone, a przecież miłość powinna sprawiać, że czujemy
się silniejsi, lepsi, bogatsi o nowe doświadczenia. A co ze mną? Chciałam
sprawić, by czas się cofnął. Chciałam go nie spotkać, nie polubić, nie zakochać
się, nie żegnać… Bo właśnie tego chciałam, prawda? Wcale nie myślałam o tym, że
pragnę jego powrotu i odwzajemnionego uczucia. Wcale nie budziłam się w nocy co
kilka minut, myśląc, że sen był prawdą, a on jest obok. Zaprzeczałam sama
sobie. Przecież właśnie tak było. Upiłam łyk herbaty, sycząc z bólu, który
spowodowało poparzenie języka, podparłam się na łokciach. Uniosłam głowę i
spojrzałam w sufit. Ta sama fioletowa lampa z wygrawerowanymi inicjałami F.S.C.
Francesca Sofia Cauviglia. A właściwie „Frania”. Mama uwielbiała mnie tak
nazywać, kiedy miałam zaledwie kilka lat. Poczułam gorąco na policzkach, a po
chwili po mojej twarzy spływały kolejne łzy. Otarłam je, ale to nie
powstrzymało kolejnych. Zlekceważyłam je, więc musiały się zemścić.
Postanowiłam nie zwracać na nie uwagi. Schyliłam się i sięgnęłam po laptop,
który leżał na stoliku obok gorącego kubka. Otworzyłam pocztę i kliknęłam
„Utwórz wiadomość”.
Drogi Braco.
Niezależnie od tego, co pomyślałeś sobie widząc mój adres, proszę,
przeczytaj wiadomość do końca. To dla mnie bardzo ważne. Wcześniej wiele razy
próbowałam to zrobić, jednak nie znalazłam w sobie odpowiedniej siły. Nie wiem,
która to już wiadomość, jaką napiszę, a potem jak zwykle nie wyślę, przestałam
liczyć.
Nie wiem, od czego zacząć. Ten mail będzie tak nieuporządkowany i
chaotyczny jak moje myśli i uczucia oraz to, co dzieje się teraz w moim sercu. To,
co stało się przed wyjazdem, przewróciło moje życie do góry nogami.
Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? Mam nadzieję, że tak. Ja, mimo wielu
łez, prób znalezienia sobie zajęcia i wszystkiego tego, co stało się do tej
pory, nie osiągnęłam celu, a dialog, jaki odbył się między nami nie znika z
moich snów. Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Mam wrażenie, że się
zakochałam… Najbardziej kolokwialne i „nie na miejscu” zdanie, jakie
ktokolwiek kiedykolwiek wypowiedział lub napisał. Ale tak właśnie jest kocham
cię…
Błagam. Odezwij się do mnie. Napisz sms. Wyślij wiadomość. Albo po
prostu pomyśl o mnie, a ja usłyszę i poczuję twoje myśli. Proszę, jeżeli tylko
kiedyś coś dla ciebie znaczyłam…
Twoja.
Nim zdążyłam kliknąć „wyślij”,
usłyszałam dźwięk telefonu. Odwróciłam się i sięgnęłam po urządzenie.
Przesunęłam palcem po ekranie, ale to, co zobaczyłam przekroczyło wszelkie moje
oczekiwania i nadzieje i zaburzyło poczucie rzeczywistości. Poczułam się jak we
śnie i czekałam na to, aż ktokolwiek zdecyduje się mnie obudzić, wykrzykując
moje imię.
- Francesca! – usłyszałam, ale
dźwięk nie dochodził z zewnątrz, nie wydawał się nawet bić z mojej wyobraźni. –
Francesca! Słyszysz mnie? Пожалуйста. Говорите. (Proszę. Odezwij się.) –
Nerwowo zerknęłam na ekran, zastanawiając się, kiedy zdążyłam odebrać. Podniosłam
telefon, trzymając go tuż przy prawym uchu.
- Braco…
Camila
Biegłam
przed siebie nie zastanawiając się dokąd. Chciałam jak najszybciej uciec od
Diega, Ludmiły i… tego wszystkiego. Najchętniej zasnęłabym i śniła piękny sen
tak, by nigdy się nie obudzić. Znowu uciekałam od problemów. Nawet nie
próbowałam się z nimi zmierzyć. Udaję dorosłą, a kiedy przychodzi co do czego,
zachowuję się jak rozkapryszone dziecko. To wszystko miało być inaczej. On miał
być tym jedynym. Traktowałam go jak ideał. Pragnęłam zawsze widzieć jego piękny
uśmiech. Chciałam, by jasna zieleń jego oczu odbijała się w moich i spoglądała
na mnie z czułością i miłością. Czy to możliwe, że w taki sam sposób patrzyły
również na Ludmiłę? A nawet jeśli nie, dlaczego nigdy nie opowiedział mi o
swojej przyszłości? Ja zwierzałam mu się ze wszystkiego. Opowiadałam o chorobie
ojca, problemach studia i tym, że nie potrafię sobie poradzić z najprostszymi
sprawami. Wspierał mnie, a ja zrobiłabym dokładnie to samo, gdybym tylko wiedziała.
Dlaczego nie chciał żebym wiedziała? Dlaczego musiałam się dowiedzieć, że mieli
romans od Ludmiły? W mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań, które powinny być
skierowane do chłopaka, ale w najbliższym czasie nie miałam ochoty go widzieć.
Postanowiłam udawać, że nic się nie stało. Nie potrzebowałam troski innych i
udawanych zmartwień. Ruszyłam w kierunku budynku, w którym odbywały się moje
lekcje. Jeżeli coś miało mi pomóc to tylko i wyłącznie taniec.
Weszłam
do środka, witając się z kobietą siedzącą w recepcji. Skierowałam się prosto do
łazienki. Spojrzałam w lustro. Ślady tuszu spływającego razem z łzami utworzyły
na mojej twarzy niewyraźne zygzaki. Zmyłam je i poprawiłam makijaż. Przyjrzałam
się sobie. Wyglądałam zupełnie normalnie. Moje rude włosy nie układały się tak,
jak zwykle. Piegi na policzkach były bardziej widoczne z powodu słońca. Różowe
usta mieniły się brokatem błyszczyka. Nic poza moimi oczami nie wskazywało na
to, jak się czułam. Ktokolwiek znał mnie trochę bardziej, mógł bez trudu wyczytać
z nich wszystko. Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z pomieszczenia. Sala, w
której miałam ćwiczyć, była tuż obok. Otworzyłam drzwi. Na parapecie ogromnego
okna siedział uśmiechnięty Andres. Przewróciłam oczami. Nie chodziło o to, że
nie chciałam go spotkać. Po prostu on był jedną z osób, która znała mnie tak,
jak nikt inny. Wystarczyło jedno spojrzenie i doskonale wiedział, że nic nie
jest w porządku. Zacznie zadawać pytania, na które nie miałam siły odpowiadać.
Przełknęłam śliną.
- Cześć. – mruknęłam cicho.
Świetnie, dzięki barwie mojego głosu oszczędziłam chłopakowi wysiłku związanego
z patrzeniem w moje oczy. I tak już wiedział.
- Cześć, Cami. – westchnął i
momentalnie znalazł się obok mnie. – Ej, co się stało? – skąd wiedziałam, że
właśnie tak będzie? Mimo wszystko kocham Andresa. To mój najlepszy przyjaciel i
doceniam to, że tak bardzo się o mnie troszczy. Czasami nawet bardziej niż… -
Cami. – jego głos wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia.
- Nic. – próbowałam skłamać, ale
doskonale wiedziałam, że nie wyszło mi to najlepiej. Spojrzał na mnie dziwnie.
Pewnie zastanawiał się, czy mam go za idiotę. – Wszystko. – szepnęłam i
rzuciłam torbę w kąt. Usiadłam na tym samym parapecie i podkuliłam nogi.
Ukryłam twarz w dłoniach. Chłopak znalazł się tuż obok tak szybko, jak
poprzednio.
Przejechał
palcami po moim ramieniu i ścisnął moją dłoń. Poczułam mrowienie na skórze
spowodowane jego dotykiem. Podniosłam głowę. Starania dotyczące poprawy
makijażu poszły na marne. Łzy znów spływały po mojej twarzy. Andres przyglądał
mi się z czułością. Nie przeszkadzał mu mój wygląd. Patrzył na mnie próbując
zrozumieć, co się stało. Pomyślałam, że jeśli nie wygadam się jemu, to komu?
Zbliżyłam się trochę i opowiedziałam mu całą historię. Kiedy skończyłam
najpierw spuścił wzrok, jakby zastanawiając się, co ma teraz powiedzieć,
następnie odwrócił głowę w kierunku okna i spojrzał w dal.
- Nie daruję mu tego, że cię
skrzywdził. – wypalił. Powiedział to z powagą i bardzo przejętym tonem. Czasami
nie poznawałam Andresa. Kiedy go poznałam był… inny. Infantylny, zachowywał się
jak dziecko, nie myślał o tym, co robi i mówi. Wydawał się po prostu mało
inteligentny. Teraz widzę, jak bardzo się myliłam oceniając go na początku.
Zmienił się nie do poznania. Okazał się nie tylko niezwykle przystojny, ale
również mądry i rozsądny. Zaczerwieniłam się, kiedy uświadomiłam sobie, że
właśnie nazwałam Andresa przystojnym.
- Co zamierzasz zrobić? –
prychnęłam. – Proszę, nie mieszaj się w to. Nie pomożesz mi, jeśli będziesz
próbował „wyrównać rachunki”.
- Ale…
- Proszę. Po prostu posiedź tu ze
mną. – szepnęłam. Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, a on ścisnął ją mocno. Nie
chciałam, by ją puścił. Czułam się bezpiecznie i na chwilę obecną nie
zamierzałam z tego rezygnować.
- Wiesz co? Wiem jak poprawić ci
humor. – mruknął, a ja spojrzałam na niego zdezorientowana zastanawiając się co
zaraz zrobi.
Włączył muzykę
i stanął przede mną wyciągając dłoń. Miał rację. Taniec od zawsze towarzyszył
mi w życiu. Kiedy byłam mała, w najtrudniejszych chwilach, tańczyłam. Sprawiało
mi to radość i pozwalało zapomnieć o wszystkich przykrościach. Czasami
wystarczyło tylko kilka poskoków i obrót, a na moją twarz wracał uśmiech.
Taniec działał jak najlepsze lekarstwo na chorobę zwaną smutkiem. Był swego
rodzaju wybawcą, przyjacielem. Wiedziałam, że nie mogę liczyć na wiecznie
zapracowaną mamę, która mimo tego, że mnie kochała, nie miała na mnie czasu.
Nie potrafiłam opowiedzieć ojcu o swoich problemach, mimo że byliśmy ze sobą
bardzo blisko. Spędzałam z nim każdą wolną chwilę. Bałam się przyznać do
błędów, bo wiedziałam, że tratuje mnie jak idealną córkę. Nie chciałam, żeby
zmienił zdanie na mój temat, więc o niczym mu nie mówiłam. Jedynym, co mogło mi
pomóc był taniec. A ja korzystałam z tego najczęściej jak się dało. Zamrugałam kilka
razy, by odpędzić od siebie obrazy dzieciństwa. Wiele razy przekonywałam się
również o tym, że nie warto żyć przeszłością. Nie byłam pewna, czy tym razem
posłucham tej rady, ale postanowiłam oddać się ulubionemu zajęciu i choć na
chwilę oderwać się od myśli.
Podałam dłoń
chłopakowi i kolejny raz tego dnia przeszedł mnie przyjemny dreszcz związany z
jego dotykiem. Uniósł rękę tak, bym wykonała obrót. Po chwili wirowaliśmy w
rytm ulubionej piosenki. To był nasz pierwszy układ. Uczyliśmy się go trzy lata
temu i każde z nas do tej pory pamiętało wszystkie kroki. Ramiona Andresa
prowadziły mnie przez cały parkiet. Podnosił mnie, opuszczał i obracał zgodnie
z postępem muzyki. Nagle zatrzymaliśmy się na środku Sali. Chłopak cały czas
obejmował mnie w pasie i patrzył mi prosto w oczy. Uniósł lewą dłoń i odgarnął
kosmyki spływające po moim policzku, zakładając je za ucho. Zbliżył się jeszcze
bardziej. Patrzyłam na niego przerażona. Od zawsze był moim przyjacielem.
Przyjacielem i tylko przyjacielem. Dlaczego kiedy mnie dotykał i patrzył na
mnie w taki sposób czułam mrowienie na całym ciele i przyjemne ciepło w sercu? Przecież
tak nie zachowuje się wobec przyjaciela. Dlaczego nie próbowałam uciec?
Dlaczego wydawało mi się, że chcę żeby to zrobił? Pragnęłam jego bliskości. Nie
obchodziło mnie nic, co się dziś stało, co się działo do tej pory. Znaleźliśmy
się w innej rzeczywistości, a cały świat przestał dla nas istnieć. Wpatrywałam
się w niego zastanawiając się, co się za chwilę stanie. Zrobił krok do przodu.
Stykaliśmy się czołami. Melodia powoli ucichła. Jego dłonie mocniej oplotły
moją talię. Czułam jego oddech na szyi. Po mojej twarzy wciąż spływały łzy. Nie
czekałam na to, co zrobi. Zbliżyłam się i złączyłam nasze usta w pocałunku.
Jego wargi były tak przyjemnie miękkie. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie.
Jeśli miałabym taką możliwość, na zawsze pozostałabym w jego ramionach.
Niestety, wiedziałam, że to nie realne. Odsunęliśmy się od siebie powoli.
- Przepraszam. – szepnął i
wybiegł z pomieszczenia zostawiając mnie samą.
Podsumowując, mimo że to marne usprawiedliwienie, czas jest dla mnie największym wrogiem.
Przepraszam.
Przy tej okazji chciałam również złożyć wszystkim życzenia wielkanocne. Tak więc życzę wesołych świąt, smacznego jajka, ładnej pogody, słońca, uśmiechu, wypoczynku i spełnienia marzeń. Wszystkiego najlepszego!
xx