poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział Piąty

ROZDZIAŁ PIĄTY

Park za Resto

Fran

Zaniepokoiłam się, gdy zobaczyłam, że Violetta gdzieś zniknęła. Pytałam każdego, kogo mijałam, czy nigdzie jej nie widział. Wyszłam z baru. W oddali zauważyłam postać wyglądającą jak Violetta. Podbiegłam do niej. Nie myliłam się. Moja przyjaciółka siedziała na ławce i płakała. Chciałam zapytać, co  się stało, ale po chwili namysłu stwierdziłam, że to zły pomysł. Poczułaby się jeszcze gorzej, gdybym kazała jej odpowiadać na te wszystkie pytania. Kucnęłam naprzeciwko Violetty. Spojrzałam na nią ze współczuciem. Było mi jej tak bardzo żal… Kiedy ona tak cierpiała, ja też czułam się fatalnie.

- Violu, Violu popatrz na mnie. – poprosiłam przyjaciółkę.

- Fran… ja nie chce… nie dam rady ci… bo on… - nie mogłam patrzeć bezczynnie na to, jak Violetta płacze.

- Wiem, kochana… Proszę, spójrz na mnie. – uśmiechnęłam się.

Viola podniosła głowę i dotknęła zaczerwienionych oczu. Otarła łzy i skierowała swoje spojrzenie na mnie.

- No już. Patrzę na ciebie, i co? – słyszałam w jej głosie nutkę goryczy.

Nic nie odpowiedziałam, tylko mocno ją przytuliłam. Wiedziałam, że nic lepszego nie mogę zrobić. Wysłałam sms-a Camili. Dziewczyna pojawiła się kilka minut później.

Violetta

Cieszyłam się, że mam Fran. Myślałam, że zacznie mi zadawać mnóstwo pytań, a ona po prostu mnie przytuliła. Chwilę później to samo zrobiła Cami. Byłam pewna, że mogę liczyć na wsparcie z ich strony, ale w tamtym momencie nie mogły mi pomóc. Musiałam przejść przez to sama. Nie wiedziałam tylko jak… nie byłam w stanie normalnie myśleć, jakkolwiek funkcjonować. Ba. Nie mogłam samodzielnie wykonać kroku. Ledwo utrzymywałam się na nogach.

- Fran… Ja nie dam rady iść… - powiedziałam. Wyglądałam, jak wrak człowieka.

- Poczekaj chwilę. – usłyszałam.

Nie miałam pojęcia, co chce zrobić Franceska. Mrugnęła porozumiewawczo do Cami. Odsunęła się od ławki i przeszła kilka kroków. Widziałam, że gdzieś dzwoni. Pytałam, o co chodzi, ale nie chciały mi nic powiedzieć. Po kilku minutach odpowiedź na pytania sama się ujawniła. Dołączył do nas Tomas. On zawsze pojawiał się w odpowiednim miejscu i czasie, właśnie wtedy, gdy najbardziej potrzebowałam oparcia. Fran musiała dzwonić po niego… Ale właściwie po co?

- Tomas? Co ty tutaj robisz? Dziewczyny! – byłam zaskoczona i podenerwowana. Ale z drugiej strony wreszcie ktoś sprawił, że na chwilę zapomniałam o Leonie…

- No wiesz, Violu… Powiedziałaś, że nie pójdziesz o własnych siłach, więc nie będziesz się męczyć. – uśmiechnęła się i spojrzała na Tomasa.

Chłopak podszedł do mnie i nie zastanawiając się długo wziął mnie na ręce.

- Tomas zaniesie cię do domu! – wykrzyknęła Cami.

- Wszystko dla mojej księżniczki. – przyjaciel uśmiechnął się szeroko.

Zaczęłam się kłócić, że jestem za ciężka i ma mnie postawić. Wtedy coś mi się przypomniało… Coś podobnego przeżyłam kiedyś w towarzystwie Leona. Znów się rozpłakałam. Przytuliłam się do Tomasa i pozwoliłam się zanieść. W połowie drogi zasnęłam ze łzami w oczach.

Dom Violetty

Obudziłam się w swoim pokoju. Nad moim łóżkiem stali Fran, Cami i Tomas. Czyli jednak dotarłam do domu w ramionach Tomasa… Ten fakt bardzo mnie ucieszył, chciałam się uśmiechnąć, ale od razu przypomniałam sobie, co się działo godzinę wcześniej i z uśmiechu wyszedł grymas. Podziękowałam przyjaciołom za to, że się tak o mnie martwią, ale poprosiłam, by tym razem zostawili mnie samą.

- Violu, jesteś pewna? – upewniła się Fran.

- Tak. Nie martw się, jeszcze zrobimy sobie „babski wieczór”. – nawet nie miałam siły zachichotać. – Ale teraz potrzebuję trochę czasu w samotności.

- Zadzwoń, jakbyś czegoś potrzebowała. Jesteśmy na każde twoje zawołanie. – dodał Tomas, a Cami i Fran się z nim zgodziły.

- Wiem. – przytuliłam ich wszystkich.

Wyszli z pokoju i zostałam sama. Położyłam się na łóżku. Nie chciałam płakać, nie chciałam  myśleć. Zasnęłam.

Kilkanaście minut później – Studio Torres

Natalia

Wyszłam z Resto i poszłam do Studia, żeby poprowadzić ostatnią lekcję. Praca tam, to najlepsze, co mnie spotkało od bardzo dawna. Robię to, co kocham i robię to wśród przyjaciół. Prawdziwych przyjaciół, nie takich jak Ludmiła. Pogodziłyśmy się, to fakt, ale to nic nie zmienia. Teraz najwięcej czasu spędzam z Fran, Cami, no i Maxim…

- To tyle na dziś. Dobierzcie się w pary i przygotujcie piosenkę, to ma być całkowicie wasz utwór, wyraźcie w nim wszystkie swoje uczucia. Chcę usłyszeć pasję zarówno w tekście, jak i melodii. Pamiętajcie, że macie na to tydzień. – nie wyobrażałam sobie, że kiedyś coś takiego powiem. W momencie, w którym wypowiedziałam ostatnie zdanie do sali wszedł Maxi.

- Witam moją ulubioną panią profesor! – uśmiechnął się.

Cała klasa dziwnie na nas spojrzała. Zarumieniłam się.

- Koniec lekcji… - powiedziałam przeciągając ostatnie słowo.

- Nie słyszeliście? Szkoła zamknięta! – dodał Maxi. Wszyscy popatrzyli na niego z zakłopotaniem w oczach.

- Żartowałem. Miłego weekendu życzę. – uspokoił uczniów i z każdym po kolei się pożegnał.

Gdy skończył popatrzył na mnie triumfalnie.

- Nareszcie sami… - powiedział cicho. Skąd wiedział, że o tym samym przed chwilą pomyślałam? – Wreszcie możemy dokończyć naszą piosenkę. – uśmiechnął się.

Zupełnie o tym zapomniałam. Obiecaliśmy, że popracujemy nad hymnem dla Studia. Ale ten tydzień był tak zabiegany…

- No tak, hymn… - zaczęłam.

- Nie do końca o to mi chodziło. – mrugnął.

- To o co? – zapytałam niepewnie.

- Chodź. – uśmiechnął się zachęcająco.

Usiadł przy pianinie, a ja tuż obok niego. Położył palce na klawiszach i naciskał je po kolei. Tak pięknie grał. Mogłabym tego słuchać wiecznie i nie znudziłoby mi się.

- Zagraj ze mną. – poprosił cicho.

Niepewnie przysunęłam ręce i leciutko położyłam je na klawiszach.

- Nie bój się. – powiedział Maxi i uśmiechnął się.

Ten uśmiech dodał mi pewności. Grałam, nie patrząc na nuty, znałam ten utwór na pamięć. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie romantyczną scenkę. Ja i Maxi, tylko we dwoje, idealny wieczór...

- Mi corazón busca sin parar, una estrella en lo alto de este mar…[1]- usłyszałam jego głos. „A moje już znalazło” – pomyślałam.

Zaśpiewaliśmy do połowy refrenu.

- Y soñar un beso sin final…[2] - w tym momencie nasze dłonie się spotkały. Poczułam jego dotyk na skórze.

- Słuchajcie, mamy problem! – Fran musiała wbiec akurat w takim momencie. – Ups! Nie chciałam wam przeszkodzić.

- Ja przepraszam, za… - powiedziałam do Maxiego.
- Je też przepraszam, bo… - odpowiedział mi. Wyszło to tak, jakbyśmy wypowiedzieli to w tym samym momencie.

- Nie masz za co. – odpowiedziałam pewnie. Nie podejrzewałabym siebie o taką odpowiedź, ale przy Maxim, zmieniałam się w zupełnie inną Naty.

- Ty też nie. – mruknął z uśmiechem.

Fran

Nie chciałam zostawiać Violi samej, w takiej chwili, ale poprosiła, więc musiałam uszanować jej decyzję. Chce przejść przez to sama… Wiem, że jest bardzo dzielna i że wiele razy cierpiała, ale wtedy najbardziej wspierał ją Leon. A teraz co? Zranił ją bardziej niż ktokolwiek inny… Mam nadzieję, że Violetta trafi na kogoś, przez kogo nigdy nie uroni ani jednej łzy. W pełni na to zasługuje. Postanowiłam dłużej jej nie męczyć. Razem z Cami wyszłyśmy z jej domu i pobiegłyśmy do Studia. Wpadłyśmy na Maxiego i Naty. Niechcący przerwałam im romantyczną chwilę. Wygląda na to, że nasz przyjaciel wreszcie zakochał się z wzajemnością. Zaczęłyśmy ich przepraszać, ale nawet nie zwrócili na nas uwagi. Byli wpatrzeni w siebie jak w obrazki. Normalnie wyszłabym z sali, ale w tym momencie miałyśmy im z Cami coś ważnego do powiedzenia. Chrząknęłam.

- Halo! Gołąbeczki! – popatrzyłam na nich z wyrzutem, momentalnie się od siebie oderwali. Uśmiechnęłam się.

- My nie… - zaczęła Naty.

- W porządku, w porządku. – zachichotała Cami. – Mamy do was tylko jedną sprawę i już uciekamy.

Opowiedziałyśmy im wszystko, co wiedziałyśmy na temat Violetty i Leona. W naszej opowieści pojawił się też wątek związany z Tomasem. Oczywiście, że cały czas był zakochany w Violi na zabój. Myśleliśmy, że kiedy wyjechał z Ludmiłą… Ale wrócił. Violetta również. A Leon, chłopak którego kochała, który był całym jej światem, zawiódł w najważniejszej chwili.

- Moim zdaniem powinniśmy coś zrobić, by Violetta znów była z Leonem. – powiedział Andres, który właśnie wszedł do sali.

- Ale przecież on jest z Brendą! – powiedziałam uświadamiając chłopaka.

- Ale jej nie kocha! Wiem to, w końcu jestem jego najlepszym przyjacielem, widzę to. Miłość jest jak ptak, który odlatuje na zimę. Mimo tego, że opuszcza swoją ojczyznę i na jakiś czas odlatuje, to nigdy o niej nie zapomina i zawsze wraca.

- Co ty gadasz? – Andres ostatnio coraz bardziej mnie zaskakuje.

- A co jeśli lepiej dla niej gdyby była z Tomasem? – wtrąciła się Cami. – W końcu on ją kocha i widać, że nie jest jej obojętny. Bardzo się o nią troszczy i zawsze jest, kiedy go potrzebuje. To chyba najważniejsze.

- Słuchajcie. O czym my rozmawiamy? To jest życie Violetty. Nie my zdecydujemy o tym, z kim będzie tylko ona. Jej serce najlepiej wie, kogo kocha. – Natalia ostudziła nasz zapał. Ale miała rację. Wszyscy się z nią zgodziliśmy. Bardzo się zmieniła. Kiedyś nie odezwałaby się ani słowem, które miałoby wyrazić jej zdanie. A teraz… jest nie do poznania. 

- Masz rację, Naty. To jej wybór.

Do pomieszczenia wbiegł zdenerwowany Braco. Zaczął krzyczeć coś po swojemu, w niezrozumiałym dla nas języku.

- Ви не повірите, що трапилося [3]! Я йду![4]

- Braco! Uspokój się, stary. Nic rozumiemy. – wrzasnął Maxi.

- Przepraszam. Muszę wyjechać! Moi rodzice tak zadecydowali. Wyjeżdżam na „wymianę”. - nadal mówił z akcentem, ale normalnym językiem.

- Jak to? Kiedy? – zasmuciłam się. Lubiłam Braco.

- W przyszłym tygodniu, w środę. A w czwartek już będzie tu mój zastępca…

Nasz humor uległ znacznemu pogorszeniu. Siedzieliśmy kilka minut nic nie mówiąc, aż wreszcie wpadłam na pomysł.

W tym samym czasie – dom Violetty

Violetta

Znowu śnił mi się Leon. I jak ja mam o nim zapomnieć, kiedy dosłownie każda rzecz mi o nim przypomina? To jest jak ukłucie w sercu, po którym zostaje rana. A każda łza tę ranę drażni i pogłębia… Smutne. Wszyscy oczekują, że będę silna, że dam sobie radę. Tata, Angie, Fran… Więc będę. Ale zrobię to tylko i wyłącznie dla siebie. Zdecydowana wstałam z łóżka i sięgnęłam po telefon.

- Halo? Violetta? – usłyszałam w słuchawce.

- Tak. To ja. - przełknęłam ślinę.

- Co się stało?

- Potrzebuję cię…







[1]  Moje serce ciągle szuka gwiazdy na powierzchni morza
[2]  I marzę o nieskończonym pocałunku
[3]  Nie uwierzycie, co się stało
[4] Wyjeżdżam

Oto piąty rozdział. Przepraszam, że dopiero teraz, ale mam w domu remont, więc przez najbliższe 1,5-2 tygodnie rozdziały będą się ukazywać co 2-3 dni. Mam nadzieję, że rozumiecie:) Jak pewnie zauważyliście dodałam ankietę "Wasza opinia na temat bloga". Chcę się dowiedzieć jakie wywarłam na was wrażenie od samego początku i czy ma sens dalsze pisanie rozdziałów:)
Piszcie w komentarzach, czy podoba wam się ten rozdział.
Dedykuję go każdemu, kto zostawi komentarz:D
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!:*

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział Czwarty - Część 2

ROZDZIAŁ CZWARTY Część 2

W Resto

Violetta

W tłumie zauważyłam Leona. Przyglądał mi się przez cały występ. Mój dobry humor zniknął tak szybko, jak się pojawił. Tylko nie to… Nie miałam ochoty go więcej widzieć, a co dopiero z nim rozmawiać. Niestety, każdy jego krok w stronę sceny, utwierdzał mnie w myśli, że ta rozmowa mnie dzisiaj nie minie. Patrzył na mnie przepraszającym wzrokiem. Tylko co z tego? To już na mnie nie działało. Za bardzo mnie zranił, żeby jedno „przepraszam” załatwiło sprawę. Zeszłam ze sceny.

- Viola, wszystko OK? – zapytała Fran.

- Tak, pewnie. Dlaczego miałoby nie być? – odpowiedziałam niezbyt przekonująco.

Franceska zauważyła, że coś jest nie tak.

- Violu, mnie nie oszukasz. Jestem twoją przyjaciółką, widzę, że coś się dzieje. – Fran rzeczywiście bardzo dobrze mnie znała.

Nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć, więc po prostu spojrzałam w stronę Leona.

- Tak, Leon… Bardzo się zmienił, odkąd wyjechałaś. Przez miesiąc się do nikogo nie odzywał i nie wychodził z domu. – gdy Fran to powiedziała, zrobiło mi się przykro. Czyli jednak Leon za mną tęsknił… - Ale z tego co wiem, od jakiegoś czasu spotyka się z Brendą. – dodała.

- Kto to jest Brenda? – zapytałam przyjaciółkę.

- Brenda… to bardzo miła dziewczyna. Niedawno się wprowadziła, jej ojciec ma sklep muzyczny. Leon tam pracuje i… no wiesz, tak jakoś wyszło. – nie byłam pewna, czy chcę dalej słuchać opowieści Fran.

Nie miałam pojęcia, że Leon pracuje w sklepie muzycznym. Przecież zawsze opowiadał, że chce robić w życiu coś innego, coś „większego”, ważniejszego. Przypomniało mi się, jak śpiewał, jego głos, pasja, którą widziałam w jego oczach…

- Violetta! – usłyszałam swoje imię. To był właśnie ten głos, najwspanialsza melodia, jaką kiedykolwiek słyszałam. Ten, który kiedyś tak uwielbiałam… Spojrzałam na Leona.

- Daj mi spokój. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! – ostatnie zdanie ledwo przeszło mi przez gardło. Wybiegłam z Resto.

Chłopak pobiegł za mną. Zwolniłam, bo przez łzy nic nie widziałam. Znowu przez niego płakałam… Dogonił mnie i złapał za rękę.

- Zostaw mnie. Nie chcę! Puść! – krzyczałam, ale on nie zwracał na to uwagi.

- Violetta, musimy porozmawiać. Proszę. – spojrzał na mnie czule. Odwróciłam głowę, nie mogłam tego znieść.

- Dlaczego chcesz ze mną rozmawiać? Z nieznajomą… - łkałam.

- To nie tak! Nigdy nie będziesz dla mnie „nieznajoma”. –  tłumaczył.

- Widziałeś mnie dwa razy, dwa razy patrzyłeś mi w oczy tak głęboko, jak teraz i nie odezwałeś się ani słowem… Nie okazałeś żadnych emocji… - nie miałam siły dalej go oskarżać. Usiadłam na ławce i ukryłam twarz w dłoniach.

- Violu, przepraszam, że cię nie rozpoznałem, ja… - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.

- To nawet nie chodzi o to! Byłam w Madrycie rok… Każdej sekundy, każdej minuty, każdego dnia czekałam na jakąkolwiek wiadomość od ciebie. Na list, telefon lub chociaż głupiego sms-a. I wiesz co? Nie doczekałam się! – krzyknęłam na niego i uderzyłam go w twarz. Byłam na niego tak bardzo wściekła. On jednak nie uciekł.

- A co miałem ci powiedzieć?! Miałem zadzwonić tylko po to, żeby powiedzieć, jak bardzo mi ciężko, jak za tobą tęsknię? I co byś wtedy zrobiła?! Nie wróciłabyś, za to poczułabyś się jeszcze gorzej… O to ci chodziło?! – Leon jednocześnie krzyczał na mnie i płakał.

- Tak! O to właśnie mi chodziło! Potrzebowałam tego, jak powietrza. Choć raz usłyszeć twój głos…

- Po co ci to było? – on był taki niedomyślny. – Co by to dało?!

- Kochałam cię! – krzyknęłam przez łzy. – Właśnie dlatego…

Leon

Jak ja mogłem być taki głupi? Myślałem, że jeśli nie będę dzwonić do Violetty, jeśli nie usłyszy w jakim jestem stanie, że będzie to dla niej lepsze… Że mniej ją zranię. Tak strasznie się pomyliłem. Zrozumiałem, że mi też tak brakowało jej głosu, jej uśmiechu, jej pocałunków… Gdy poznałem Brendę, wydawało mi się, że zastąpiła mi Violettę. Pomyliłem się. No bo jak mogła mi zastąpić miłość mojego życia?!

Zbliżyłem się do Violetty. Odgarnąłem włosy z jej czoła, dokładnie tak, jak rok temu. Przysunąłem się bardziej. Nasze usta się stykały. Czułem każdy jej oddech, i każdą łzę, która spływała jej po policzku. Pod wpływem chwili pocałowałem ją… Odwzajemniała każdy mój pocałunek, to było niesamowite przeżycie, coś, czego od dawna nie czułem. Odsunęła się ode mnie.

- Leon, przestań! Nie możesz… - Violetta była roztrzęsiona.

- Wiem, ja przepraszam, ale… poczułem, że… - nie wiedziałem, co powiedzieć.





Violetta


Kiedy Leon zaczął mnie całować, poczułam się magicznie. Wiedziałam, że przy żadnym mężczyźnie nie będę się czuła tak bezpiecznie i tak wspaniale jak przy nim. Tak bardzo chciałam być blisko niego, przytulić go, znów poczuć smak jego ust. Mimo to, jakiś wewnętrzny głos nie pozwolił mi tego zrobić.

- I co mi teraz powiesz? Że zostawisz Brendę, że nic do niej nie czujesz? – zapytałam z ironią.

- Nie… ja…

- No właśnie! Nie możesz tego zrobić. Daj mi spokój. Nie chcę cię więcej widzieć! – mój głos znów się załamał.

- Czyli nie wybaczysz mi? - zapytał smutno.

- Odejdź Leon…

Chłopak wstał i poszedł. Zrobił to, o co prosiłam. A ja… ja płakałam rzewnymi łzami, tak jak mocno, jak jeszcze ani razu.

- Nigdy nie przestanę cię kochać! – usłyszałam. Odwróciłam się i spojrzałam na niego smutno. Zostawił mnie samą, tak jak chciałam.

Wyjęłam pamiętnik. Nie zastanawiałam się nawet, skąd on się tu wziął. Otworzyłam go i zapisałam jedno zdanie: „Odszedł z mojego serca… na zawsze”.


Oto druga część czwartego rozdziału. Rozmowa Violetty i Leona. Bardzo przepraszam, że nie dodałam wczoraj, ale miałam problemy z internetem, a potem wysiadł prąd:/ No ale dzisiaj jest:D
Piszcie w komentarzach, czy się wam podoba.
Tą część również dedykuję Xenii Verdas i Maddie Parks.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!:*

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział Czwarty - Część 1

ROZDZIAŁ CZWARTY – Część 1

Park

Violetta

Biegłam przez park na oślep. Nie miałam konkretnego celu. Chciałam po prostu uciec jak najdalej. Po tym co usłyszałam od Leona, mogło się dziać, co chciało… Pomyślałam, że nic by się nie stało, gdybym zniknęła i już nie wróciła. Komu by to przeszkadzało? Może tylko tacie i Angie. No i Tomasowi… Ale co z tego, jeśli miłość mojego życia okazała się zwykłą… Nawet nie chciałam o tym myśleć. Usłyszałam, że Tomas biegnie za mną i krzyczy, ale mój płacz go zagłuszał. Czułam się tak strasznie źle… Mój świat się zawalił. Przez to wszystko nawet nie zauważyłam, że wpadłam prosto na jakąś dziewczynę.

- Tak bardzo cię przepraszam. Ja po prostu… - zaczęłam, ale byłam tak zapłakana, że wyszedł z tego jakiś bełkot.

- Violu, wszystko będzie dobrze. – usłyszałam w odpowiedzi.

Dziewczyna mocno mnie przytuliła. Chwila… Skąd ona wiedziała, jak mam na imię? Pomyślałam, że skądś znam ten głos. Odgarnęłam włosy z czoła i otarłam łzy. Spojrzałam na nią.

Fran

Spacerowałam po parku, co chwilę podskakując i podśpiewując różne piosenki. Zamknęłam oczy i kręciłam się, udając, że jestem motylem. Odkąd nasze Studio zaczęło normalnie funkcjonować i przynosić coraz to większe dochody, mamy dużo więcej czasu wolnego niż na początku. Właśnie szłam do Resto, żeby spotkać się z Cami. Zagapiłam się i nim zdążyłam się zorientować, że jakaś dziewczyna biegnie prosto na mnie, już bolały mnie stopa i łokieć. Miałam na nią nakrzyczeć, ale gdy zobaczyła w jakim jest stanie, postanowiłam najpierw ją pocieszyć. Zwłaszcza, że domyślałam się, kto to.

- Fran! To ty?! – zapytała z niedowierzaniem.

- Oczywiście, że to ja. – uśmiechnęłam się. – Tak bardzo się za tobą stęskniłam. – teraz już byłam pewna, że  rozmawiam z Violettą.

- Ja też bardzo tęskniłam. Myślałam, że o mnie nie pamiętacie. Od jakiegoś czasu zupełnie nikt się nie odzywał. Wczoraj, jak wróciłam, też nikt się nie pojawił na lotnisku. Bardzo źle się z tym czułam… - odpowiedziała jednym tchem.

- Violu, to nie tak. Byliśmy pewni, że ten Madryt zawrócił ci w głowie i… - przełknęłam ślinę – że znalazłaś nowych przyjaciół. – westchnęłam.

- Jak mogliście tak pomyśleć? Każdego dnia tęskniłam za wami coraz bardziej i bardziej. A czas spędzałam na chodzeniu z tatą na konferencje i spotkania… Poza tym, gdzie ja bym znalazła taką drugą przyjaciółkę jak ty? – Viola uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła.

Nasze powitanie przerwał Tomas. Tomas?! Co on tutaj robił?

Tomas

Leon to idiota. Jak może być tak niedomyślny i głupi… Stracił najlepsze, co go w życiu spotkało – Violettę. I tak podle ją zranił. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł zrobić coś podobnego, zwłaszcza w stosunku do takiej dziewczyny… Nakrzyczałem na niego. Widziałem, że poczuł się okropnie, ale nie miałem zamiaru niczego mu tłumaczyć, czy tym bardziej pocieszać go. Pobiegłem za Violettą. Nie mogłem jej dogonić. Tak bardzo płakała, że  nawet nie słyszała mojego wołania. Miałem nadzieję, że nie zrobi niczego głupiego. Na szczęście zatrzymała się przy jakiejś dziewczynie. Dobiegłem do nich.

- Violetta, nie płacz! Leon to drań. Nie warto się nim przejmować. – przytuliłem ją mocno.

- Wiem, Tomas. Powiesz mi, że powinnam o nim zapomnieć, nie płakać z jego powodu… Ja to wszystko wiem, ale nie potrafię… - odpowiedziała mi i znów zalała się łzami.

- Tomas, co ty tu robisz?! – zapytała mnie Franceska. Dopiero teraz zauważyłem, że stoi obok. – Dlaczego nie jesteś we Włoszech? A Ludmiła…? Co z wami? – przyjaciółka zadawała mi mnóstwo pytań.

- Cześć, Fran. Ciebie też miło widzieć! – powiedziałem sarkastycznie, ale uśmiechnąłem się do niej.

- Przepraszam… Tęskniłam za tobą! No, chodź tu do mnie! – zachichotała Fran i rzuciła mi się na szyję. Odwzajemniłem uścisk.

- A teraz gadaj! – popatrzyła na mnie podejrzliwie.

- Wiesz, to długa historia, która nigdy nie powinna mieć miejsca, a jej finał brzmi tak, że nie jestem już z Ludmiłą i wróciłem do Buenos Aires, do rodziców. – odpowiedziałem smutno.

Fran spojrzała na mnie ze współczuciem.

- Nie martw się, Fran. Wszystko jest w porządku. Nie po to wracałem, żeby zaprzątać sobie i wam głowę nieistotnymi problemami. – uśmiechnąłem się.

- Skoro tak mówisz…

- Tak mówię. A teraz przepraszam was, dziewczyny, ale muszę iść do domu, pomagać tacie. Porozmawiajcie sobie, w końcu wy też się długo nie widziałyście. – pożegnałem przyjaciółki i poszedłem do domu.

Violetta

Tomas wrócił do domu, a ja zostałam w parku z Franceską. Nawet się ucieszyłam. Nie to, że nie chciałam rozmawiać z przyjacielem, ale potrzebne mi było babskie towarzystwo. Zapytałam Fran, dokąd szła w tak dobrym humorze.

- Miałam spotkać się z Cami w Resto. – odpowiedziała. – Może pójdziesz ze mną? Ona też się za tobą bardzo stęskniła.

Zgodziłam się i poszłam z Fran. Co chwilę zatrzymywałyśmy się, by przyjaciółka mogła dokończyć swoje opowieści. Większość dotyczyła ich nowego Studia. Słyszałam w jej głosie nutę radości i podekscytowania. Żyła każdym słowem swojej historii. Wiedziałam, że to o czym opowiada, jest dla niej bardzo ważne. Gdy skończyła mówić o tym, co się zmieniło przez ten rok, zaczęła mi zadawać mnóstwo pytań dotyczących podróży, Madrytu i wszystkiego, co się działo w moim życiu. Nie miałam wiele do powiedzenia.

- Wiesz, Fran, nie mam jakichś szczególnych wspomnień związanych z pobytem tam…
Albo siedziałam w domu, albo pomagałam ojcu w pracy. – odpowiedziałam na wszystkie pytania jednym, krótkim zdaniem.

Wiedziałam, że Fran nie o to chodzi, ale już nie męczyła mnie pytaniami. Rozmawiałyśmy o samych błahostkach. O tym, jaka jest pogoda, jaką ta dziewczyna ma okropną torebkę i jak może się podobać tamtemu przystojniakowi. Brakowało mi takich rozmów. Nim się zorientowałam już byłyśmy w Resto. „Tak dawno to nie byłam…” – pomyślałam.

W Resto

Camila

Czekałam na Fran od dziesięciu minut. Zaniepokoiłam się, ona nigdy się nie spóźniała. Miałam nadzieję, że nic się jej nie stało. Zamówiłam drugi koktajl, tym razem truskawkowy. Odwróciłam się, żeby wyjąć z torebki portfel i wtedy zauważyłam otwierające się drzwi. Do baru weszła Fran, a zaraz za nią… Violetta! Byłam tak zaskoczona, że aż się zakrztusiłam. Wytarłam twarz serwetką i pomachałam do nich. Podeszły do mnie.

- Hej, Cami! Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać, ale za to przyprowadziłam gościa. – Fran uśmiechnęła się do mnie, a ja nadal z niedowierzaniem patrzyłam na Violettę.

- Cześć, Cami! – zawołała Violetta.

- Violu? To naprawdę ty? – zapytałam, bo wciąż nie byłam pewna, czy to aby nie sen. – Fran, mogłabyś mnie uszczypnąć? – poprosiłam przyjaciółkę.

Franceska o nic nie pytając uśmiechnęła się i mocno mnie uszczypnęła.

- Ałć! Fran, nie o to mi  chodziło. To tylko przenośnia… - dotknęłam obolałego przedramienia. – Ale nieważne. Violetta! To ty! Wróciłaś! – wstałam i mocno przytuliłam przyjaciółkę.

- Tak, Cami, zapewniam cię, że to ja. Tak bardzo się stęskniłam! – usłyszałam w odpowiedzi.

Violetta

W ciągu piętnastu minut w Resto pojawili się wszyscy moi przyjaciele. Nikt nie mógł uwierzyć, że wróciłam. Opowiedziałam im o tym, jak źle się czułam, gdy nie dzwonili, nie pisali. Ja naprawdę myślałam, że o mnie zapomnieli, że nic dla nich nie znaczę. Wszyscy zaczęli mnie przepraszać i się tłumaczyć. Oczywiście, wybaczyłam im. Nie wyobrażam sobie, co bym zrobiła, gdyby ich zabrakło.

- Może coś zaśpiewamy? – zaproponowałam.

Wszyscy się ze mną zgodzili. Wzięliśmy instrumenty i stanęliśmy na scenie. Zabrzmiały pierwsze takty piosenki „En mi Mundo”. Ona najlepiej oddawała to, co czułam. Nareszcie byłam w swoim świecie, otoczona najbliższymi. Zaczęłam śpiewać: „Y vuelvo a despertar   en mi mundo, siendo lo que soy”. Gdy skończyliśmy rozległy się brawa. Uśmiechnęłam się do siebie. Myślałam, że od tego momentu moje życie zacznie się układać na nowo. Pomyliłam się.

Postanowiłam, że ten rozdział napiszę w częściach. Jednej o chwilach spędzonych z przyjaciółmi, a drugiej… Zobaczycie:D
Druga część pojawi się wieczorem.
Cały ten rozdział dedykuję Xenii Verdas i Maddie Parks, dziewczyny uwielbiam czytać wasze komentarze!
Mam nadzieję, że ta część opowiadania też wam się spodoba. Piszcie!
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!
:*



czwartek, 25 lipca 2013

Rozdział Trzeci

ROZDZIAŁ TRZECI



Dom Violetty

Violetta

Przed drzwiami mojego domu stał jakiś  chłopak. Uważnie mu się przyjrzałam, ale nie poznałam go. Nie miałam pojęcia kto to.

- Witaj, Violetta! Czemu mi się tak przyglądasz? – zapytał chłopak.

- Ja… - zaczęłam, ale nie pozwolił mi dokończyć.

- Nieważne. Tak się cieszę, że znowu cię widzę. Chodź. – nadal nie miałam pojęcia z kim rozmawiam, ale postanowiłam za nim pójść.

- Olgo, wychodzę, nie martw się niedługo wrócę. I proszę nie mów tacie, nie chcę go denerwować. – oznajmiłam Oldze i ruszyłam za chłopakiem.

Pech chciał, że tuż za drzwiami była ogromna kałuża. Zrobiłam krok i się poślizgnęłam. Cichutko pisnęłam i zamknęłam oczy. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramiona i nie pozwala upaść. Czy to możliwe? – pomyślałam. Serce podpowiadało mi, że już wie kto to. Powoli otworzyłam oczy.

- Tomas… - szepnęłam. Po policzkach ciekły mi łzy.

- A jednak mnie pamiętasz. – uśmiechnął się mój przyjaciel. Jedyny przyjaciel, który o mnie nie zapomniał, dla którego byłam coś warta.

- Oczywiście, że cię pamiętam. Ale co ty tu robisz? Co z Ludmiłą? – zapytałam niepewnie.

- Ja i Ludmiła… to już przeszłość. – odpowiedział smutno i spuścił wzrok.

- Bardzo mi przykro. Opowiesz mi, co się stało? – zrobiło mi się żal Tomasa.

- Długa historia. Nie mam ochoty o tym rozmawiać. Nie martw się o mnie. – oznajmił spokojnie. Widziałam, jak cierpi. Rozumiałam go. Postanowiłam go nie wypytywać.

- Dobrze, jak będziesz chciał to mi powiesz. – uśmiechnęłam się do niego i otarłam łzy.

Zorientowałam się, że w dalszym ciągu mocno mnie trzyma, a ja opieram się na jego kolanach. Pomógł mi wstać. Cały czas patrzył mi w oczy. Dosłownie rozpływałam się w jego spojrzeniu. Widziałam w nim taką serdeczność i miłość. Po całym ciele przeszedł mi dreszcz. Ostatni raz czułam coś takiego rok temu, na lotnisku. Leon…
Ale jego tutaj nie było, przede mną stał Tomas. I w tamtej chwili on był najważniejszy. Przypomniał mi się sms, który od niego dostałam. Rzuciłam mu się na szyję i mocno go przytuliłam. Był trochę zaskoczony, ale odwzajemnił mój uścisk.


Tomas

Gdy Violetta mnie przytuliła, czułem, że te godziny spędzone w podróży były tego warte. Zrozumiałem, że tak naprawdę nigdy nie kochałem Ludmiły i nie powinienem z nią wyjeżdżać. Przez te wszystkie dni, wiedziałem, że czegoś mi brakuje. Teraz wiem, że do szczęścia brakowało mi właśnie Violetty. Jej uśmiechu, błysku w jej oczach, barwy jej głosu…

- Tak bardzo za tobą tęskniłam. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Zawsze byłeś, jesteś i będziesz w moim sercu. – szepnęła. – Bardzo cię kocham.

Zdawałem sobie sprawę z tego, że dla Violetty jestem tylko przyjacielem. Rozumiałem to, jednak bardzo chciałem, żeby było inaczej.

- Wiem. – zaśmiałem się. – Tak za tobą tęskniłem. – dodałem.

Staliśmy tak wtuleni w siebie kilka minut, aż wreszcie powiedziałem:

- Zapomniałbym, przecież mam dla ciebie niespodziankę. Chodź! – pociągnąłem ją za rękę i zaprowadziłem do ogrodu.

Violetta

Na trawie leżał rozłożony koc, a na nim koszyk z jedzeniem, talerzyki i serwetki. Dookoła były rozsypane płatki kwiatów. Pod drzewem leżała gitara. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Ten dzień zaczął się beznadziejnie, ale jedna chwila spędzona z Tomasem, wynagradzała wszystko. Tak bardzo brakowało mi pokrewnej duszy. Kogoś, kto zawsze był dla mnie oparciem. Ale nie chodziło mi o tatę, czy Angie. Tomas to dla mnie zupełnie ktoś inny. Ktoś wyjątkowy.

- To… to wszystko dla mnie? – nie byłam w stanie powiedzieć nic innego.

- A widzisz tu jeszcze jakąś ślicznotkę, za którą tak bardzo się stęskniłem? – gdy to powiedział zarumieniłam się.

- Jak ci się udało to zrobić? A co gdyby tata cię przyłapał? – zapytałam.

- I co z tego? Wyznałbym mu prawdę. Powiedziałbym, że to dla najwspanialszej dziewczyny na świecie, na poprawę humoru. – znowu się zarumieniłam.

Spojrzałam na zegarek. Było po północy, a my siedzieliśmy na dworze i urządziliśmy sobie piknik. Uśmiechnęłam się w duchu i zwróciłam wzrok na gitarę Tomasa.

- Zaśpiewaj mi coś! – poprosiłam.

- Pod warunkiem, że ty zaśpiewasz ze mną. – odpowiedział uroczo i wziął do ręki instrument.

Usłyszałam pierwsze akordy „Entre tu y yo” – piosenki, którą Tomas napisał dla mnie i z myślą o mnie. Włączyłam się do śpiewania.

- Es conexión entre y yo, en cada verso de esta canción… - nasze głosy niosły się po całym ogrodzie. Czułam jakby płatki kwiatów wirowały wokół nas. Gdy skończyliśmy, położyliśmy się na kocu i patrzyliśmy w gwiazdy.

German

Poszedłem do pokoju Violetty, ale nie było jej tam. Gdy zapytałem Olgę, czy wie gdzie jest moja córka, zaczęła coś tam mruczeć pod nosem i sobie nucić. Przechodząc obok okna usłyszałem, jak ktoś śpiewa. Poznałem głos Violetty, jest niepowtarzalny. Najchętniej usiadłbym i słuchał, ale nie mogłem tego zrobić. Wyszedłem do ogrodu. Viola siedziała na kocu z jakimś chłopakiem. Ale to nie był Leon, jego dobrze pamiętałem. Przyjrzałem się dokładniej.

- Violetta! Co tu robi Tomas?! – nie miałem nic przeciwko odwiedzinom przyjaciół mojej córki, ale nie tolerowałem Tomasa.

- Nie martw się, tato, nic się nie dzieje. Tomas przyjechał i przygotował piknik. – Viola odpowiedziała mi tak, jakby nic się nie stało.

- Violetta, jest już po północy. Nie chcę się z tobą kłócić, ale uważam, że to już trochę za późno na gości, więc pożegnaj Tomasa. – powiedziałem spokojnie i odszedłem tak, by nie powiedzieć czegoś, czego będę później żałował.

Tomas

To była taka wspaniała chwila. Niestety tata Violetty ją przerwał. Ale miał rację… Pożegnałem się z Violą.

- Rzeczywiście, już późno. Muszę iść. Do zobaczenia! – uśmiechnąłem się.

- Pa, Tomas. Przepraszam za tatę. – Violetta objęła mnie i pocałowała w policzek. Cały w skowronkach wyszedłem z jej ogrodu i wróciłem do domu moich rodziców.

Violetta

Po raz pierwszy od kilku miesięcy poczułam się naprawdę szczęśliwa. Weszłam do domu tańcząc. Minęłam Olgę, która patrzyła na mnie tak, jakby myślała, że zwariowałam. Radośnie wbiegłam po schodach na górę, do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i zaczęłam wirować dokoła. Usiadłam na łóżku i wzięłam do ręki pamiętnik. Poszukałam wolnej strony i opisałam chwile z Tomasem. Uśmiechnęłam się do siebie i odłożyłam zeszyt. Kolejny raz otworzył się na stronie z imieniem Leona. Wróciło do mnie to, co się stało kilka godzin wcześniej… W myślach znów byłam w parku i patrzyłam na chłopaka, który mnie nie poznał. Położyłam się i przytuliłam głowę do poduszki. Rozpłakałam się i zasnęłam. Tym razem nic mi się nie śniło. Nie byłam pewna, czy to dobrze, czy źle. Z jednej strony nie męczył mnie już sen ze ślubem, a z drugiej strony czułam pustkę. Przespałam zaledwie kilka godzin. Obudziłam się o 8.00. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro – wyglądałam okropnie. Niewyspana, zapłakana… Moje policzki były różowo-fioletowe, jakby sine. Postanowiłam wziąć się w garść. Umyłam twarz i zrobiłam lekki makijaż. Uczesałam włosy w kucyka. Zeszłam na dół na śniadanie. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam.

- Przesyłka dla pani Violetty Castillo. – powiedział kurier. Trzymał w ręku ogromny bukiet kwiatów.

- To ja. Dziękuję bardzo. – powiedziałam, podpisałam się i wzięłam róże. Herbaciane… moje ulubione.

Kurier schował formularz do torby i jakoś dziwnie na mnie popatrzył. Zorientowałam się, że nadal jestem w piżamie. Przeprosiłam za całą tą sytuację. Mężczyzna uśmiechnął się i odszedł. Spojrzałam na bukiet. Była w nim ukryta karteczka. Przeczytałam: Wyjdź przed dom. Podpisane: T. T. Domyśliłam się, że dostałam bukiet od Tomasa. Zawsze tak się podpisywał – Twój Tomas. Pobiegłam na górę i założyłam sukienkę w kwiaty oraz biały sweterek. Zbiegłam po schodach. Po drodze zdążyłam tylko zabrać różowe baleriny i wyszłam z domu. Zgadłam. Rzeczywiście czekał tam na mnie Tomas.

- Idziemy. – uśmiechnął się tajemniczo.

Ufałam mu, więc szłam za nim. Doszliśmy do parku. Spacerowaliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Niestety, to co dobre, szybko się kończy. Przy jednej z alejek zobaczyłam Leona. Szedł w naszym kierunku. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać.

- Nie rozmawiaj z nim o niczym, co dotyczy mnie. – szepnęłam do Tomasa. Nie wiedział o co chodzi, ale się zgodził.

Leon

Szedłem sobie przez park, do domu Brendy i zauważyłem Tomasa. Spacerował z jakąś dziewczyną. Ale co on tu robił? Przecież mieszka z Ludmiłą we Włoszech. Pomyślałem, że coś mi się przywidziało. Szedłem dalej. Zbliżyłem się do pary.

- Witaj, Leon. – usłyszałem. Teraz byłem pewny, że rozmawiam z Tomasem.

- Tomas! Co ty tu robisz? – zapytałem zaciekawiony.

- Długo by opowiadać… A co u ciebie?

- Wiesz, w sumie nic takiego, właśnie idę do Brendy. A jeśli jesteśmy już w tym temacie, przedstawisz mi swoją przyjaciółkę? – zapytałem niczego nieświadomy i popatrzyłem na dziewczynę.

Violetta

Nie wierzę, że on to powiedział! Jak on może mnie tak ranić?! Spojrzał mi w oczy i kolejny raz mnie nie poznał. Mało tego, zapytał Tomasa kim ja jestem. I on mnie kochał? On miał być szczęśliwy tylko ze mną? Zrozumiałam, że dałam się nabrać. To co nas łączyło, to na pewno nie była miłość. Przynajmniej z jego strony…

- A ja cię kochałam! – nie kontrolowałam swoich emocji.

Byłam zrozpaczona, rozżalona i wściekła. Miałam ochotę coś mu zrobić. Jemu albo sobie… Odbiegłam od nich płacząc.

Leon

Patrzyłam na odbiegającą dziewczynę. Gdy wypowiedziała ostatnie zdanie… Załamałem się.

- Jak mogłeś zrobić coś takiego?! – krzyknął na mnie Tomas.

Byłem zdruzgotany. To przecież wcale nie tak!

- Nie, czekaj! Violetta…


Trzeci rozdział gotowy! Osoba, która była za drzwiami to Tomas. On jeszcze sporo tu namiesza…:D
Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze. Mam nadzieję, że ten rozdział również wam się spodoba. Piszcie, co o tym myślicie.


Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!:*

środa, 24 lipca 2013

Rozdział Drugi

ROZDZIAŁ DRUGI

Park

Violetta

Powoli przemierzałam kolejne przecznice, aż doszłam do parku. Spojrzałam na zegarek – 22.30. Uśmiechnęłam się w duchu. O tej porze na pewno nie spotkam nikogo znajomego. Dobrze. Właśnie tego chciałam uniknąć. Mimo, że obiecałam sobie, że nie będę rozpamiętywać tych wszystkich złych rzeczy, które przytrafiły się w moim życiu, gdy przechodziłam obok ławek w parku, każde wspomnienie wróciło. Każda sekunda, każda minuta, każda chwila, którą spędziłam z przyjaciółmi. Zamyśliłam się. Z zadumy wyrwał mnie potężny podmuch wiatru. Spojrzałam w kierunku, w którym wiał. Akurat tam pierwszy raz pocałowałam Leona. A właściwie to on pocałował mnie. To była idealna chwila na naszej ławce. Jeszcze raz popatrzyłam w tamto miejsce. Teraz dostrzegłam, że na ławce ktoś siedzi. Było ciemno, więc nie byłam w stanie rozpoznać, kto to. Podeszłam bliżej, tak by widzieć więcej, jednocześnie pozostając w bezpiecznej odległości. Jedyną rzeczą, której byłam pewna, był fakt, że na ławce siedzą przytuleni do siebie chłopak i dziewczyna. Chwila… Nie to nie może być prawda… Odeszłam kawałek dalej, żeby nie zorientowali się, że już prawie płaczę. Wszędzie rozpoznałabym te włosy, te oczy, te dołeczki… To był mój Leon. A najgorsze było to, że widziałam, że popatrzył mi w oczy i… nic nie powiedział. Tak jakbym była dla niego zupełnie obcą osobą. Moje przeczucia się sprawdziły. On mnie po prostu nie pamięta. Do tamtej chwili tylko o tym myślałam, ale gdy ich zobaczyłam, zrozumiałam… to już koniec nas. Usiadłam na ławce, która była kilkaset metrów dalej, ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać.

Leon

Godzinę temu miałem odprowadzić Brendę do domu, ale nie chciałem się z nią rozstawać. To jedyna dziewczyna, do której poczułem coś szczególnego odkąd Violetta wyjechała. Oczywiście, że nadal za nią tęskniłem, ale obiecaliśmy coś sobie. Teraz mam nowe życie. Z Brendą układa mi się wspaniale. Nigdy się z nią nie nudzę. Nawet teraz, gdy siedzimy objęci na ławce nawet się do siebie nie odzywając…

- Kocham cię. – szepnąłem do jej ucha.

Podniosłem głowę. Zauważyłem, że po parku spaceruje jakaś dziewczyna. Nie miałem pojęcia kto to, ale bardzo dziwnie się nam przyglądała. Gdy na nią spojrzałem odbiegła kawałek dalej. Nie miałem pojęcia, o co jej chodziło. Postanowiłem się tym nie przejmować. Spojrzałem na Brendę. Była śpiąca. Tak słodko wyglądała. Postanowiłem wziąć ją na ręce i zanieść do domu. Po drodze minęliśmy tą dziewczynę. Wydawało mi się, że płakała.

Violetta

Byłam zrozpaczona. Coraz bardziej płakałam. Czułam, że wyglądam okropnie i mam spuchnięte policzki. Musiałam się uspokoić. Zauważyłam w oddali, że Leon biegnie w kierunku centrum z tą dziewczyną na rękach. Już nie płakałam. Teraz byłam wściekła. Zorientowałam się, że nadal mam na szyi naszyjnik, który dostałam od Leona rok temu. Zerwałam go. Spojrzałam na małe, srebrne serduszko.

- Twoja miłość nie była nic warta! – krzyknęłam.
Nie przejmowałam się tym, że ktoś mnie zobaczy, poza tym nikogo już nie było. Podeszłam do jeziora i z całej siły rzuciłam naszyjnikiem. Wzięłam kilka wdechów i postanowiłam wrócić do domu. Wszyscy na pewno się o mnie martwili.

Kilkanaście minut później – dom Violetty

Szybkim krokiem wróciłam do domu. Energicznie trzasnęłam drzwiami. A chciałam żeby nic nie było po mnie widać… Nie udało się. Ten smutek i złość aż ze mnie biły. Po drodze do pokoju minęłam zdziwionych tatę, Angie i Olgę. Tata zadał mi jakieś pytanie, ale nie usłyszał odpowiedzi.

German

Martwiłem się o Violettę. Myślałem, że po naszej rozmowie w samolocie poczuła się lepiej, ale widziałem, że wspomnienia nadal ją dręczą. Miałem przeczucie, że niepotrzebnie wybrała się na ten spacer. Nawet chciałem ją o to zapytać, ale nie byłby to dobry pomysł. Jeśli już komuś będzie się zwierzać, to najprawdopodobniej Angie. Postanowiłem na razie jej nie denerwować.

- Violu, jesteś głodna? Zjesz może kolację? – nie usłyszałem odpowiedzi, tylko dźwięk zamykanych drzwi. – Dobrze. Nie będę ci przeszkadzać! – krzyknąłem, tak by usłyszała.

Violetta

Zamknęłam drzwi od pokoju na klucz. Nie miałam zamiaru ani ochoty z nikim rozmawiać. Zdenerwowana i zmęczona rzuciłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Nie mogłam zasnąć. Rozejrzałam się po pokoju. Niby nic się nie zmieniło, a wydaje się, jakby tak wiele…
W końcu nie było mnie to rok. Oparłam głowę o poduszkę, ale poczułam, że mi niewygodnie. Coś sobie przypomniałam. Podparłam się na łokciach, bo nie było mnie stać nawet na to, by usiąść, czy wstać. Podniosłam poduszkę, leżał tam mój pamiętnik. Rok temu, przez te pożegnania i smutne chwile, zupełnie zapomniałam zabrać go ze sobą. Wyjęłam go, ułożyłam się, tym razem wygodnie i otworzyłam. Było tam pełno zdjęć i rysunków, a także opisów wspaniałych dni. Poczułam się jeszcze bardziej zdenerwowana, zwłaszcza po tym, co się dzisiaj stało. Nie miałam ochoty dłużej patrzeć na zapisane kartki. Rzuciłam dziennikiem o podłogę, otworzył się na jakiejś stronie. Z ciekawości, przeturlałam się po łóżku tak, żeby widzieć, co jest na niej napisane. Dziwnym trafem było tam ozdobione serduszkami imię Leona. Skąd wiedział, że właśnie o nim myślałam? Wariuję… Przecież pamiętnik nie może wiedzie takich rzeczy. A może…

W kuchni

Angie

Postanowiłam poczekać pół godziny i nie przeszkadzać Violetcie. Wiem, że ma mnóstwo do przemyślenie. W tym czasie odbyłam krótką pogawędkę z Germanem. Sam poprosił mnie żeby porozmawiała z Violettą, choć na pewno wiedział, że i tak to zrobię. Poza tym krótko opowiedział mi o podróży i o tym co się działo przez ten rok. Wyczułam, że on też żałuje tego wyjazdu. Zapytałam go o to.

- Nie, Angie. Wszystko w porządku. Dla mojej firmy ten wyjazd był bardzo korzystny. Zyskaliśmy wpływowych partnerów. – odpowiedział, neutralnym tonem.

- German, nie chodzi mi o firmę! Pytam o to, co wniósł ten wyjazd do waszego życia. Twojego i Violi. – jego odpowiedź przyprawiła mnie o ból głowy i odrobinę za bardzo się uniosłam.

- Wiem co chcesz powiedzieć, Angie. Myślisz, że nie rozumiem tego, jaki błąd popełniłem? Jak źle to wpłynęło na Violettę… Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Naprawdę. Ja myślałem, że to będzie inaczej, że gdy oderwę ją od tego środowiska, że to jej wyjdzie na dobre… Jaki ja byłem głupi… - wypowiadając ostatnie zdanie, German prawie się popłakał. Widziałam, że jest mu bardzo ciężko.

- Nie mów tak. Chciałeś dobrze… - zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć.

- A najgorsze w tym wszystkim było to, że gdy widziałem, jak ona tęskni… Ja też tęskniłem. Obudziły się we mnie te uczucia, o których dawno zapomniałem… Nie mam pojęcia jak mam to wynagrodzić Violetcie. – tym razem naprawdę się rozpłakał. Przytuliłam go.

German

Gdy Angie mnie przytuliła, na kilka sekund poczułem, jakby wszystkie moje problemy zniknęły. Wiem, że ona jest z Pablem, ale wiem również, że czuję do niej coś szczególnego. Przy niej zawsze się uśmiecham, uciekam od szarej codzienności i widzę świat w kolorze. Tak bardzo potrzebowałem tego uścisku.

- Nie martw się. Jesteś silny – dasz sobie radę. Wiem to. – szepnęła. Uśmiechnęła się do mnie i podała mi chusteczkę.

- Ja przecież wcale nie płaczę. – zarumieniłem się. Może i płakałem, ale ona nie musi tego wiedzieć.

- Wiem, że nie. German Castillo nigdy nie płacze. – oboje wybuchliśmy śmiechem. Staliśmy tak śmiejąc się jakieś pięć minut. Wreszcie Angie powiedziała, że pójdzie zobaczyć, co u Violetty. Uznałem, że to dobry pomysł. Bardzo się o nią martwiłem. 

Pokój Violetty

Violetta

Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie chciałam nikomu otwierać, zwłaszcza po tym, gdy zobaczyłam w lustrze jak wyglądam… Zresztą zdecydowanie nie nadawałam się do rozmowy. Jednak pukanie było coraz mocniejsze i głośniejsze.

- Kto tam? Nie chcę z nikim rozmawiać… - zapytałam marudnie.

- To ja, Angie. Violu, otwórz proszę.

Niechętnie wstałam z łóżka i przekręciłam klucz w zamku. W gruncie rzeczy Angie była jedyną osobą w tym domu, której miałam ochotę wszystko opowiedzieć. Zaprosiłam ją do środka. Usiadłam na podłodze przy łóżku. Angie zajęła miejsce obok mnie. Widziałam, że jest ciekawa, co się wydarzyło. Popatrzyłam na nią błagalnie, bo nie byłam w stanie odpowiedzieć na żadne pytanie. Na szczęście zrozumiała to i po prostu bardzo mocno mnie przytuliła. Nie wiem jak to się dzieje, ale gdy Angie mnie przytula czuję się tak bezpiecznie. Siedziałyśmy tak nie ruszając się nawet o milimetr. Nie zorientowałam się nawet, kiedy moja ciocia zasnęła. Odsunęłam się od niej i już tylko opierałam głowę na jej ramieniu. W końcu ja też zasnęłam.

Angie

Usnęłam tylko na chwilkę. Gdy się obudziłam Violetta spała, oparta o moje ramię. Miałam w kieszeni telefon. Wyjęłam go i napisałam sms: German, nagły wypadek. Przyjdź do pokoju Violi. Tylko nie panikuj. A, i wejdź najciszej, jak tylko potrafisz.:) Angie. Tak jak myślałam, tata Violi pojawił się po upływie niecałej minuty. Wpadł do pokoju z takim hukiem, że prawie obudził Violettę, a ona bardzo potrzebowała odpoczynku. Dotknęłam palcem do ust, żeby pokazać mu, że ma być cicho. Następnie wskazałam na siostrzenicę. Na szczęście nie musiałam mu dwa razy tłumaczyć. Podszedł do Violi, wziął ją na ręce i ułożył na łóżku, a ja otuliłam ją kocem.

*SEN VIOLETTY*

Znowu znalazłam się w swoim śnie. Od jakiegoś czasu bardzo często wracał w moich myślach, a teraz znowu stałam w kościele przy ołtarzu… Wzrok każdej osoby był skierowany w stronę „mnie” i Leona. Ksiądz poprosił, byśmy powtarzali słowa przysięgi. Tym razem „tamta ja” odpowiedziała radośnie „tak”, a chwilę później powtórzył po niej Leon. Podeszłam bliżej niego. Teraz obie my patrzyłyśmy mu w oczy, a on się uśmiechał. Nagle z tłumu wybiegła jakaś dziewczyna. Poznałam ją… To ona siedziała z Leonem w parku. Tylko co ona robiła w moim śnie? A najdziwniejsze było to, że zmierzała w stronę ołtarza. Mój wymarzony chłopak odwrócił się w jej stronę. Przybliżyła się i rozłożyła ręce. Dobiegła do niego, a on ją pocałował. „Ja” byłam zrozpaczona, zbiegłam po schodach i potykając się o materiał sukienki wybiegłam z kościoła. Ale nikt się tym nie przejął. Wszyscy patrzyli tylko na to, jak Leon całuje się z tą dziewczyną i ironicznie macha „mi” na pożegnanie. Zamknęłam oczy. Nie chciałam już na to patrzeć. Czułam, że powoli się budzę.

Pokój Violetty

Violetta

Miałam serdecznie dosyć tego snu. I co on ma niby znaczyć?! Że powinnam zapomnieć o Leonie…? Doskonale o tym wiem.! Ale co jeśli ja nie mogę… Albo po prostu nie chcę…
Tak się zamyśliłam, że nawet nie usłyszałam pukania do drzwi. Do pokoju wszedł tata. Pewnie stał tam 10 minut, a ja się nie odzywam…

- Coś się stało? – zapytałam niewinnie.

- Nie, nic. Chciałem tylko zapytać, jak się czujesz? – wiedziałam, że nie o to mu chodzi.

- Wszystko w porządku. Czuję się świetnie. Wyspałam się i teraz mogę góry przenosić. – chyba trochę przesadziłam. Zorientował się, że kłamię.

- Violetta… - chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam.

- Tatusiu, obiecuję ci, że jak tylko będę gotowa, to powiem ci, co się stało. Ale zrozum, muszę to wszystko przemyśleć… - posłałam mu najszczerszy uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Dobrze skarbie. – objął mnie ramieniem. – Ale mam do ciebie jeszcze jedną sprawę. Chciałem cię przeprosić, księżniczko.

- Za co? Nie masz powodu, by mnie przepraszać. – spojrzałam na niego pytająco.

- Mam i to wiele powodów… Słońce, przepraszam cię za wszystko, za ten wyjazd, za moje zachowanie  i za to, że przez tyle lat nie byłem dla ciebie takim ojcem, na jakiego zasługujesz. Wybacz mi to…

German

Postanowiłem przeprosić Violettę. Powinienem to zrobić już dawno. To mój jedyny, najukochańszy skarb, a byłem dla niej taki okropny. Wszedłem do jej pokoju, biedactwo, pewnie dopiero co się obudziła. Widziałem, że jej smutno. Oczywiście zapewniła mnie, że wszystko dobrze, ale co z tego, kiedy co innego mówiła, a co innego widziałem w jej oczach…

- Wybaczysz? – spojrzałem jej prosto w oczy.

- Oczywiście, że tak tato. Co ja bym zrobiła, bez ciebie? – Violetta spojrzała na mnie serdecznie. – Czy ty płaczesz? – zapytała.

Co one dzisiaj z tym płaczem? Ja nigdy nie płaczę. Jednak ten jeden jedyny raz postanowiłem zapomnieć o dumie.

- Tak skarbie, płaczę… - przytuliłem ją. - … ze szczęścia. – dodałem cicho.

Tą piękną chwilę przerwało wołanie Olgi.

Violetta

Niechętnie wyrwałam się z uścisku taty. Bardzo go kocham i wiem, jak trudno było się mu zdobyć na przyznanie do błędu. Wyszłam z pokoju.

- Violetko, kochanie, zejdź na dół! – wołała Olga.

- Co się stało, Oleńko? – zapytałam wesoło.

- Masz gościa, księżniczko!

Gościa? Jakiego ja mogłam mieć gościa, przecież nikt o mnie nie pamięta. Powoli schodziłam po schodach. Doszłam do drzwi i je otworzyłam.




I oto drugi rozdział! Jesteście ciekawi kto jest za drzwiami?
Na razie bardzo dużo piszę z punktu widzenia Violetty i mieszkańców jej domu, ale obiecuję, że to się zmieni. Piszcie w komentarzach, jeśli wam się podoba, chcecie zaprosić do siebie lub macie jakieś pomysły na dalszą część. Postaram się wykorzystać je w mojej historii.
Chciałam też BARDZO SERDECZNIE podziękować wszystkim autorom wspaniałych komentarzy pod prologiem i rozdziałem pierwszym. Ten rozdział, jak i każdy kolejny dedykuję właśnie Wam i jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję!

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale! ;*


Rozdział Pierwszy

ROZDZIAŁ PIERWSZY


Lotnisko - Madryt

Violetta

Minął rok. Znowu stoję na lotnisku. Czekam na samolot. Lot Madryt – Buenos Aires. Czekam na powrót do domu. Tylko co z tego… Kiedy rok temu żegnałam się z przyjaciółmi, z Tomasem, Leonem, nie zdawałam sobie sprawy z tego, co może się stać. Przez pierwsze tygodnie, owszem, rozmawialiśmy prawie codziennie, wspominaliśmy, śmialiśmy się, planowaliśmy. Jednak z każdym kolejnym dniem czułam, jak bardzo się od się od siebie oddalamy. Oni mieli swoje życie, naukę w Studio, pracę, a ja towarzyszyłam ojcu przy każdej możliwej konferencji, czy przyjęciu biznesowym. Przez to miałam coraz mniej czasu na rozmowy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zupełnie o mnie zapomnieli. Nawet Leon, miłość mojego życia. Wiem, że coś sobie obiecaliśmy, ale gdy teraz o tym myślałam, żałowałam tej decyzji. Straciłam go na zawsze. A Tomas… Tomas wyjechał. Układa sobie życie ze swoją Ludmiłą…

- Violu, chodź. - z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie tata. Ruszyliśmy w stronę miejsca, gdzie odbywała się odprawa.

German

Violetta cały czas była jakaś nieobecna. Chodziła z głową w chmurach. Gdy tak na nią patrzyłem, zrozumiałem jaką krzywdę zrobiłem mojemu jedynemu dziecku, podejmując decyzję o przeprowadzce do Madrytu. Jednak wtedy wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem. Myślałem, że Studio i osoby, które uczęszczały do niego na zajęcia, mają na Violettę zły wpływ. Przez ten rok miałem mnóstwo czasu na przemyślenia. Zorientowałem się, że to ja, mój upór, moje zakazy miały na nią zły wpływ. Niestety, zrozumiałem to zbyt późno. Czasami naprawdę chciałbym cofnąć czas.


Dwie godziny później – samolot


Violetta

Lot samolotem strasznie mi się dłużył. Nie umiałam niczym zająć myśli. Wszystko na co spojrzałam kojarzyło mi się z przyjaciółmi i przypominało, jak jest mi smutno. Chciałam żeby okazało się, że to tylko sen, obudzę się i wszystko będzie jak dawniej. Wstanę z łóżka, pójdę do Studia, spotkam się z Camilą, pośmieję się z Fran i pocałuję Leona. Chciałabym…
Niestety nie było to możliwe. Mimowolnie załkałam. Tata od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Przez ten rok nasze relacje bardzo się zmieniły. Teraz czuję, że mogę z nim porozmawiać o wszystkim (no prawie), a on nie zdenerwuje się, tylko zrozumie mnie, pocieszy i zażartuje.

- Violetta, kochanie, coś się dzieje? – zapytał.

- Nie, tatusiu. Wszystko OK. – odpowiedziałam, choć wiedziałam, że i tak nie uwierzy.

- Przecież widzę. Nie jestem aż tak niedomyślny. Co cię trapi, księżniczko? – uśmiechnęłam się, gdy tata powiedział „księżniczko”, zawsze poprawiało mi to humor.
- To tylko… te wspomnienia. Nie mogę sobie z tym poradzić. Nie dopuszczam do siebie myśli, że o mnie zapomnieli, chociaż doskonale wiem, że tak jest. – gdy kończyłam to zdanie łzy ciekły mi po policzkach. Tata otarł je.

- Słońce, na pewno nie jest tak jak mówisz. Ale jeśli rzeczywiście, to znaczy, że nie znaczyłaś dla nich tyle, co oni dla ciebie i nie zasługują na twoją przyjaźń.

- Może masz rację. Ale nie martw się o mnie. Poradzę sobie. Najwyżej zacznę nowe życie, poznam nowych przyjaciół… - westchnęłam.

- Pewnie, że dasz radę. W końcu nazywasz się Violetta Castillo. – zaśmiał się tata. Odpowiedziałam mu uśmiechem.

- A to już coś znaczy! – po rozmowie z tatą poprawił mi się humor. Postanowiłam już nie myśleć o tych wszystkich przykrych rzeczach. Wyjęłam z torby poduszkę, którą dostałam od Cami, położyłam na niej głowę i zasnęłam.

*SEN VIOLETTY*

Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się dokoła. Nie domyślałam się, gdzie jestem, ani co się dzieje. Popatrzyłam przed siebie. Widziałam krzesła zajęte przez mnóstwo ludzi. W oddali zauważyłam Fran i Cami. Obok nich siedział Maxi z Natalią. Czyżby byli razem? Wszyscy byli elegancko ubrani. Nagle usłyszałam dziwny dźwięk, jakby dzwonu. Każdy zwrócił wzrok w kierunku drzwi. Otworzyły się. Do budynku wszedł Leon z jakąś dziewczyną. Miała na sobie białą suknię i piękny, długi welon. Czyli jednak jest tak jak myślałam. Zapomniał o mnie. Jednak, gdy podeszli bliżej… to przecież ja. Szłam, trzymając Leona pod rękę. Wolnym krokiem do ołtarza. Moje marzenie się spełniło. Za kilkanaście minut miałam zostać żoną najwspanialszego mężczyzny na świecie. Miłości mojego życia. To znaczy, tamta ja spełniała marzenia. Ta ja stała z boku i się temu przyglądała. Usłyszałam słowa:

- Czy ty Violetto Castillo bierzesz sobie tego oto Leona Verdasa za męża?

Minęło kilka minut, ale nie usłyszałam odpowiedzi.

- Violetta, Viola kochanie, odpowiedz. – poprosił Leon, ale nic to nie dało.

Próbowałam coś zrobić, ale przecież „mnie” tam nie było. Nagle zupełnie przestałam słyszeć cokolwiek, tylko echo: Violetta! Viola! Violetta!

W samolocie

German

Violetta tak słodko spała. Nie miałem serca jej budzić. Niestety, musiałem to zrobić, bo zbliżaliśmy się do lądowania.

- Violetta! Viola, skarbie! Obudź się! – lekko szturchnąłem ją w ramię.
Otworzyła oczy.

- A, to ty tato… Miałam bardzo dziwny sen. Nieważne, co się dzieje? – zapytała zaspana.

- Za chwilę lądujemy. Pozbieraj swoje rzeczy. – odpowiedziałem.

Kilka minut później wylądowaliśmy. Wyszliśmy z samolotu, tam czekali już na nas Olga i Ramallo. Bardzo dobrze, że przyjechali. Violetta na pewno się ucieszyła.

Olga

Ach! Już myślałam, że pan German i Violetta nigdy nie wrócą. Moja mała królewna. Tak bardzo się zmieniła. Tyle czasu jej nie widziałam. Taka piękna, śliczna jak mama. Gdy tylko ich zobaczyłam podbiegłam do Violi i mocno ją przytuliłam.

- Witaj, kochanie. Słoneczko, śliczna moja, tak dawno cię nie widziałam! – jeszcze mocniej ją objęłam.

- Też za tobą tęskniłam, Oleńko! Za tobą też Ramallo. Tak dawno was nie widziałam. – uśmiechnęła się Violetta i wyrwała się z mojego uścisku, by przywitać się z Ramallo.

Jej to daje się przytulać, a do mnie „przestrzeń osobista!”. Ja mu dam przestrzeń! A zresztą nieważne, najważniejsze, że moja księżniczka wróciła.

Violetta

Zupełnie zapomniałam o śnie. Gdy zobaczyłam Olgę i Ramallo, tak bardzo się ucieszyłam. Przynajmniej oni o mnie nie zapomnieli. I mimo tego, że ledwo wyrwałam się z miażdżącego kości uścisku Olgity, bardzo mi tego brakowało. Rozejrzałam się. Nie było tu jednej osoby, która jest dla mnie bardzo ważna i zawsze była przy mnie. Tak bardzo chciałam przytulić się do Angie, ale ona nie przyjechała. Ramallo, jakby czytał w moich myślach, powiedział:

- Jest jeszcze jedna osoba, która chciała się z wami przywitać. Niestety Angie wypadło ważne zebranie w studio, ale dzwoniła, że już jedzie. Za chwilę tu będzie.

Widziałam, że nie tylko mnie ucieszył ten fakt. Ukradkiem zerknęłam na tatę. Był cały w skowronkach. Już dawno się zorientowałam, że nie przestał czuć czegoś do Angie i bardzo chciał ją teraz zobaczyć.

- Tato… - zaczęłam. Chyba domyślał się o co mi chodzi.

- Idziemy Violetto. – odrzekł krótko, ale nie zdenerwował się. Czułam, że śmieje się w duchu.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Wyszliśmy na parking.

Angie

Akurat dziś, kiedy German i Violetta wracają, musiało wypaść to głupie zebranie. Ale od kiedy zostałam dyrektorem Studio 21 mam dużo więcej obowiązków. Zwłaszcza, gdy nasze studio postanowiło połączyć siły ze Studio Torres (właścicielem jest ojciec Camili), które prowadzą nasi absolwenci. Mnóstwo zebrań, spotkań, konferencji. Mam serdecznie dość. Dobrze, że Pablo mnie wspiera. Dzisiaj wziął za mnie dyżur, dzięki czemu ledwo, ale zdążyłam na lotnisko, by zobaczyć się z Germanem, no i z Violettą. Gdy wjechałam na parking, oni już tam czekali. Wyszłam z samochodu. Moja siostrzenica podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję.

- Angie!!! Tak strasznie za tobą tęskniłam. – powiedziała, przytulając mnie jeszcze mocniej.

- Ja też za tobą tęskniłam, kochana. Tak dawno się nie widziałyśmy, Violu. – stałyśmy tak obejmując się jakieś 5 minut, aż podeszli German, Olga i Ramallo.

German na powitanie wziął moją dłoń i lekko ją pocałował.

- Witaj, Angie. – powiedział.

- Cześć, German. – uśmiechnęłam się do niego serdecznie, ale to było jedyne co byłam w stanie zrobić.

Miałam przeczucie, że German coś do mnie czuje. Od kiedy dowiedział się, że jestem ciocią Violetty, jeszcze bardziej przypominałam mu Marię. Ale to już dla mnie nic nie znaczy. Ja jestem z Pablem i bardzo go kocham. Nic tego nie zmieni.

Violetta

Angie była jakaś dziwna. Z jednej strony cieszyła się, że wróciliśmy, a drugiej czymś się wyraźnie martwiła. Postanowiliśmy zaprosić ją do domu na obiad. Tata i Olga pojechali z Ramallo, ale ja zdecydowałam, że chcę jechać z Angie.

Chwilę później – w samochodzie Angie


Violetta

Przez całą drogę Angie opowiadała mi ile zmieniło się w ciągu tego roku. Dowiedziałam się, że moi przyjaciele: Franceska, Camila, Maxi, Braco, Natalia i Andres prowadzą własne studio. Szybko sprawdziłam ich stronę internetową. Są wspaniali.

- Może jak wrócisz, to się tam zatrudnisz? – zaśmiała się Angie.

- Nie jestem pewna, czy oni w ogóle o mnie pamiętają. A jeśli nawet pamiętają, że kiedyś tam znali jakąś Violettę, to nawet mnie nie poznają.

- Bzdura! Zaraz zadzwonię do Fran i Cami, że wróciłaś.

- Nie, Angie, nie rób tego. Proszę. Tyle razy im mówiłam, kiedy wracam. Nie pamiętały. Nie wspominaj im o niczym. Obiecaj mi. – poprosiłam ciocię.

- No dobrze, obiecuję, że nic im nie powiem. Ale to niemożliwe żeby o tobie zapomnieli. Przytuliłabym cię teraz, ale nie za bardzo mogę. – uśmiechnęła się Angie.

W ciągu następnych kilku minut streściła mi każdą godzinę z minionego roku. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym.

Nawet się nie zorientowałam, kiedy dojechałyśmy. Postanowiłam od razu nie wchodzić do domu. Wybrałam się na spacer.


Pierwszy rozdział mojej historii. Na razie to tylko taki wstęp, ale mam wiele pomysłów na dalszą część. Piszcie w komentarzach, czy wam się podoba.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale:D! ;*


wtorek, 23 lipca 2013

Prolog

PROLOG
      
Rok wcześniej – lotnisko


Violetta

Od kilku minut stałam na parkingu lotniska. Byłam okropnie zła na ojca, który zmusił mnie, bym opuściła Buenos Aires, moich przyjaciół, Leona… Nie potrafiłam mu tego wybaczyć. Od tygodnia się do niego nie odzywałam. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Spojrzałam na telefon – Tomas. Wyświetliła się wiadomość: Nie chciałaś żebym przyjeżdżał, więc nie ma mnie  tam na lotnisku. Ale zawsze będę przy tobie w twoim sercu. Wiesz, że cię kocham. Tomas. Gdy to przeczytałam zrobiło mi się cieplej, ale również poczułam się jeszcze gorzej, bo muszę to wszystko zostawić. Jeszcze raz popatrzyłam na ekran telefonu, 12.30, jeszcze tylko 25 minut do wylotu. Nie potrafiłam o tym myśleć spokojnie. Ukryłam twarz w dłoniach i zakryłam się włosami, żeby tylko nie było widać, że płaczę. Nagle poczułam, że ktoś odgarnia kosmyki moich włosów i całuje mnie w czoło. To był Leon. Tylko co on tu robił…

Leon

Oczywiście pamiętałem, że Violetta prosiła, by na wczorajszych pożegnaniach się skończyło i chciała, żeby nikt nie przyjeżdżał na lotnisko. Rozumiałem to, czuła by się jeszcze gorzej. Jednak mimo to, nie potrafiłem tak po prostu pozwolić jej odlecieć.

- Leon… - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Cii… Nic nie mów. Liczy się tylko ta chwila, to i teraz, ty i ja. – szepnąłem i mocno ją przytuliłem.

Podniosła głowę. Widziałem, że płacze. Przysunąłem się do niej.

- Nie, kochanie, ja… Przecież… - zaprotestowała Viola.
- Masz rację.

Violetta

Gdy zobaczyłam Leona, poczułam się jeszcze gorzej. Tak bardzo nie chciałam go zostawiać. Przytulił mnie, podniosłam głowę, a on się zbliżył. Nie mogłam na to pozwolić. Niestety…

- Jest mi tak strasznie źle… - otarłam łzy. – Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.
- Dla ciebie wszystko.
- Więc słuchaj. Kiedy odlecę… przez cały rok się nie zobaczymy. – załkałam.
- Wiem o tym. Nie mam pojęcia, jak ja wytrzymam tyle dni bez ciebie. Mam coś dla ciebie. – on jest wspaniały. Widziałam jak jest mu smutno i źle, a mimo tego posłał mi jeden z moich ulubionych uśmiechów. Wyjął z kieszeni małe pudełeczko i podał mi je.
- Leon, ja nie mogę tego przyjąć. – powiedziałam spokojnie. – Poza tym chciałam ci powiedzieć, że…
- Proszę cię, weź.
Otworzyłam pudełeczko. W środku był srebrny naszyjnik, a do niego przyczepiona mała zawieszka w kształcie serca. Na sercu z jednej strony został wygrawerowany napis: „Jesteś całym moim światem”, a z drugiej „Kocham cię. Leon”. Chłopak, od którego dostałam prezent kolejny raz posłał mi uroczy uśmiech i założył mi naszyjnik.

Leon

Widziałem, że Violetta ucieszyła się z prezentu, ale z oczu ciekły jej łzy.
- Kiedy popatrzysz na ten naszyjnik, pomyśl, że jestem blisko ciebie. – powiedziałem.
- Dziękuję ci. Ale mam ci coś do powiedzenia. Jeśli w ciągu tego roku spotkasz kogoś… - zaczęła.
- Nie kończ. – poprosiłem.
- Ale muszę. Jeżeli poznasz kogoś, kto ci się spodoba i do którego poczujesz coś szczególnego, to obiecaj mi, że nie będziesz zwracał uwagi na przeszłość. Daje ci wolną rękę.
- Ja chcę być tylko z tobą. – odpowiedziałem.
- Proszę, obiecaj.
- Dobrze, ale ty również zrób podobnie. Chcę, żebyś była szczęśliwa. – załkałem.

Violetta

Nie chciałam mu tego mówić, ale wiedziałam, że tak będzie dla nas najlepiej. Przynajmniej tak mi się wydawało.

- Leon, ty płaczesz? – zapytałam niepewnie.
- Nie…Ja tylko… Tak! Ja płaczę. Przyrzeknij, że nawet jak ułożysz sobie życie od nowa, to nigdy o mnie nie zapomnisz.
- Oczywiście, że nie. Nigdy.

Usłyszeliśmy komunikat: Pasażerowie lotu Buenos Aires – Madryt proszeni są o ustawienie się przy stanowiskach odprawy.

- Muszę iść. – powiedziałam.
- Wiem, że tak. Do zobaczenia, Violetta. – odpowiedział mi Leon.
- Do zobaczenia… - pożegnałam się z nim i ruszyłam w stronę wejścia.

Nagle przypomniało mi się, że o czymś zapomniałam.

- Leon! – zawołałam. Szybko podbiegł do mnie.
- Co się stało?! – popatrzył na mnie smutno. Przysunęłam się do niego tak, aby nasze usta się stykały.
- Kocham cię. – szepnęłam. Uświadomiłam sobie, że zapomniałam mu tego powiedzieć. Objął mnie mocniej. Nasze wargi się dotknęły. Całowaliśmy się tak, jak nigdy dotąd. Chciałam w tym pocałunku przekazać mu wszystko, co do niego czuję. Odsunęliśmy się od siebie.
- Violetta! – usłyszałam wołanie ojca.

Wiedziałam, że zostało tylko kilka minut do odlotu. Położyłam dłoń na torsie Leona. Uśmiechnęłam się do niego. Chciałam chociaż przez moment nie myśleć o tym, że musimy się rozstać. Niestety, ta chwila szybko minęła.

- Żegnaj, Leon. – westchnęłam.
- Żegnaj, Violetta.



Zaczynam opowiadanie o bohaterach mojego ulubionego serialu. Oto prolog. Wiem, że może trochę za długi, ale mam nadzieję, że wam się spodoba.
Na razie to tyle.
Do zobaczenia na premierze pierwszego rozdziału! ;*