ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
Szpital
Diego
Nie zamierzałem ukrywać, że telefon od Camili bardzo mnie
zaniepokoił. Gdy usłyszałem jej głos... Wydawała się smutna i przerażona.
Mówiła ledwo słyszalnym szeptem. Coś kazało mi jak najszybciej pojawić się
blisko niej i mocno przytulić dziewczynę. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Niektórzy
pewnie uznaliby mnie za osobę co najmniej szaloną. W końcu znam Camilę zaledwie
kilka dni. Ale czy to znaczy, że miałem być obojętny, gdy mnie potrzebowała?
Nie. To byłoby niedopuszczalnym i niewyobrażalnym błędem. Przecież nie
zadzwoniłaby do mnie, gdyby nie chciała mnie widzieć... A może to tylko moje
fantazje. Może wybrała mój numer, gdyż widniał jako jeden z pierwszych na
liście jej kontaktów. D, jak Diego... To ma jakiś sens. Myślę jak pesymista...
Nie umiem się cieszyć chwilą i powiedzieć sobie: To prawda. Pomyślała o tobie.
Coś znaczysz dla takiej wspaniałej dziewczyny. Te słowa przelatują przez moje
myśli i wypełniają cały mój umysł. Mimo to, nie przyznaję się do tego, kłamię i
oszukuję przed samym sobą. Nie po to przyleciałem do Buenos Aires. Tu miałem
znaleźć przyjaciół, zmienić swoje nawyki i otworzyć się na ludzi. A tymczasem
co robię? Uciekam od uczuć. No bo co, jeśli Camila czuła, że tylko ja pomogę
jej w zamierzony sposób? Jeśli nie wybrała numeru przypadkiem?
Co ja mam w takiej sytuacji myśleć? Przyznać się?
Wykrzyczeć, że to właśnie ta osoba, jest dla mnie szczególna, że dotąd przy
nikim innym moje serce nie biło tak mocno? Pokazać, że przy tej dziewczynie
odkryłem w sobie uczucia, o jakich wcześniej jedynie czytałem? Chciałbym...
Patrzę na to przez pryzmat świata, który znałem dotychczas. Przez porażki i
niespełnione ambicje. I każdą "miłość", która zakończyła się
fiaskiem. Jestem sam dla siebie wrogiem. Niestety niełatwo odrzucić tego typu
wspomnienia. Zapomnieć - słowo tak banalne dla kogoś, kto ot tak użyje go w
codziennej rozmowie i zarazem skomplikowane i kryjące w sobie ukryty, głęboki
sens dla osoby z problemami. "Osoba z problemami" Idealny synonim do
słowa "Ja".
Każdy ma problemy... Dlaczego ja nie potrafię sobie z nimi
poradzić? Przez całe dzieciństwo ludzie, którzy mnie otaczali powtarzali, że
mam silną osobowość, myślę niezależnie i wyrosnę na człowieka odpornego.
Obojętnego. Poniekąd mieli rację. Ale niezupełnie... Nie wzięli pod uwagę, że
mogę chcieć się zmienić. I zacznę od teraz. Od kilku chwil spędzonych w
towarzystwie osoby, która w tak krótkim czasie zajęła jedno z najwyższych i
najważniejszych miejsc w moim sercu, Camili Torres. Od pomocy, zrozumienia i
próby poprawy humoru. Przecież ja też to potrafię, tak?
Moje przemyślenia przerwało uczucie czegoś mokrego na
ramieniu. Cami nadal była mocno wtulona w mój tors i płakała.
Spojrzałem przed siebie i zauważyłem zbliżającego się
doktora. Szedł bardzo powoli omawiając historię choroby jakiegoś pacjenta z
pielęgniarką ubraną w zielony kitel.
- Cami... - szepnąłem i ostrożnie odsunąłem ją od siebie.
Wskazałem palcem na lekarza.
Przyjaciółka podniosła głowę i otarła łzy. Jej policzki były
spuchnięte i czerwone jak burak. Nie wyglądało to jednak tak uroczo, jak wtedy,
gdy się rumieniła. Czuła się okropnie. Nadal była przekonana, że nagły atak
kłopotów z sercem ojca był jej winą.
- Pa... Panie doktorze, co się stało? - zapytała wyraźnie
wypowiadając każde słowo, tak, by medyk ją zrozumiał.
- Pani to Camila Torres? - zapytał stanowczo, aczkolwiek
barwa jego głosu była przyjemna, a nie gwałtowna i szorstka.
- Tak. To ja. Proszę mi powiedzieć w jakim stanie jest mój
ojciec? - lekarz spojrzał na nią dziwnym wzrokiem, co spowodowało, że oczy Cami
znów zaszkliły się łzami.
- Pani ojciec, no cóż... Pani ojciec miał zawał... -
mężczyzna westchnął ciężko.
- Ja... Jak to? Zawał? - Camila ledwo wykrztusiła te słowa.
Spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem. - Niech pan powie, że żyje. -
dodała, każde słowo wypowiadała w kilku sekundowym odstępie. Nie potrafiła się
pogodzić z tą sytuacją.
- Ale proszę się nie denerwować. Pani ojciec żyje, udało nam
się go uratować. Musimy jednak ustalić przyczynę zatrzymania akcji serca i będę
wdzięczny za każdą informację z pani strony. - powiedział spokojnie. - Niech mi
pani powie... Czy ojciec miał wcześniej jakieś problemy z sercem, może...
stresem?
Camila przełknęła ślinę i odgarnęła opadające kosmyki rudych
włosów z czoła. Kiwnęła głową twierdząco.
Spojrzałem na nią z miną, za którą do końca życia mógłbym
zostać skazany na tabliczkę "Idiota" przyklejoną do czoła. Mój
refleks szachisty działał jak zwykle bezbłędnie, bo dopiero w tamtym momencie
zrozumiałem, dlaczego Cami nie chciała opowiadać o innych powodach swoich
zmartwień.
- No więc? - zapytał zniecierpliwiony lekarz.
- Ojciec rzeczywiście miał podobne problemy... Pamiętam, że
gdy byłam mała nękały go kłopoty z sercem, ze snem oraz częsty stres. Mama
tysiąc razy powtarzała mu, by udał się do lekarza, ale on zawsze wiedział
lepiej. Kupił jakieś podejrzane lekarstwa. Nie przypominam sobie ich nazwy, ale
te tabletki były zamknięte w takim niewielkim, niebiesko-białym pudełeczku w
kształcie... takiego flakoniku. Zawsze stawiał je na stoliku, tak by były pod
ręką i nigdzie nie zginęły. Zażywał te leki miesiąc, może dwa. Wiem tylko, że
bardziej mu zaszkodziły. - wzięła głęboki wdech i chrząknęła. - Od tamtej
pory... Każdy poważniejszy stres, kłótnia, nerwy... Mam świadomość, że to dla
niego niebezpieczne, a mimo to... Pomimo tego wszystkiego, co się dzieje
dokoła, ja oczywiście musiałam na niego nakrzyczeć. Taka ze mnie dobra córka...
Ten jego zawał to moja wina. Tylko i wyłącznie. - zalała się łzami i wtuliła w
moje ramię.
- Pan jest jej chłopakiem, narzeczonym? - doktor skierował
wścibskie pytanie w moim kierunku.
Kiwnąłem głową przecząco.
- Tak... przepraszam za pytanie. Nie chciałem wywołać
zbędnych nieporozumień. No, nieważne. - mężczyzna wydawał się zakłopotany. - W
każdym razie, bardzo dziękuję za informacje. I proszę się nie obwiniać. Sama
pani wspomniała, że w życiu ojca dzieje się coś niedobrego. To prawda, że
kłótnia tylko mu zaszkodziła, ale ta sytuacja mogła się zdarzyć w każdej innej
chwili. - uśmiechnął się do Camili.
Wyjąłem z kieszeni spodni chusteczki i podałem je
dziewczynie. Otarła łzy.
- To... co teraz z moim ojcem? - zapytała.
- Proszę pani... tata zostanie u nas na obserwacji półtora
tygodnia, może czternaście dni. Niestety, jego stan jest daleki od ideału. Na
razie musi odpoczywać.
- Kiedy będę mogła go odwiedzić?
- Najwcześniej jutro.
Camila spojrzała na niego z przerażeniem w oczach.
- Proszę się nie denerwować. To, co najgorsze już za nami.
Ojciec potrzebuje spokoju. A teraz... bardzo przepraszam, ale muszę
skonsultować się z bardzo ważnym profesorem. Do widzenia państwu. - lekarz
wykrzywił usta w sympatycznym uśmiechu.
Złapałem Camilę za ramiona. Patrzyłem jej głęboko w oczy.
Musiałem jej coś uświadomić.
- Camilo Torres. - zwróciłem się do niej stanowczym tonem.
- Yyy...? - mruknęła cicho.
- Prosiłaś mnie, bym ci pomógł. Jestem tu, spełniłem twoją
prośbę. Teraz chcę, byś zrobiła coś dla mnie. - dziwnie to zabrzmiało, ale nie
miałem nic złego na myśli.
- Wiesz... jeśli nie chciałeś, to nie miałeś obowiązku mi
pomagać. - odpowiedziała dziewczyna. To właśnie była ta Camila, którą poznałem.
Pewna siebie i niezależna.
- Poczekaj... nie dałaś mi dokończyć. - spojrzała na mnie
pytająco. - Uśmiechnij się... - szepnąłem.
- Ccco? - wydawała się zmieszana.
- To moja prośba. Uśmiechnij się. Zapomnij o nerwach. Nawet
lekarz powiedział, że nie masz się o co obwiniać. Jesteś wspaniałą córką i
świetną dziewczyną. - podałem jej kolejną chusteczkę. - Nie płacz już. Chcę
zobaczyć twój uśmiech. Uśmiech, który mnie zaczarował.
Camila wytarła łzy i uśmiechnęła się promiennie. Jej oczy
tak uroczo błyszczały, a słońce odbijało się w jej miedzianych włosach swe
promienie, tworząc złote pasemka.
- Zaczarował? - zapytała niepewnie. Zarumieniła się.
Kiwnąłem głową i chyba sam spiekłem buraka. Czy to był
właśnie ten odpowiedni moment? Chwila, która mogła trwale zmienić moje życie?
Nie... Przecież takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. Romansach, które
zawsze kończą się happy end'em. Moje życie zdecydowanie nie przypomina komedii
romantycznej. Raczej dramat obyczajowy ze mną, sceptycznym i realistycznie
podchodzącym do życia głównym bohaterem. Postacią, która popełnia błędy.
Człowiekiem, który stawiał sobie w życiu za wysokie wymagania i miał zbyt
wygórowane marzenia i oczekiwania. Człowiekiem, który wbrew pozorom się w tym
wszystkich pogubił. Osobą, która chce, ale nie potrafi... i ma dość swojego
zachowania.
- Tak, Cami. Jesteś wyjątkowa. Nigdy wcześniej nie poznałem
osoby, która aż tak zawróciłaby mi w głowie. Kiedy cię zobaczyłem... uczucia
uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Nie umiem tego opisać. Nie umiem, ponieważ
pierwszy raz czuję coś takiego. - zacząłem się jąkać i zaplątałem w słowach,
nie wiedziałem, co powiedzieć. - Cóż, wydawało mi się, że ja też w jakiś sposób
wywarłem na tobie pozytywne wrażenie. Oczywiście zrozumiem, jeśli ty nie...
- A co jeśli ja tak? - zapytała uśmiechnięta.
Miałem zamiar ułożyć sobie w głowie konkretną, składną i
inteligentną odpowiedź, ale pomyślałem - "Przecież nie tak działają
uczucia...".
- A... tak? - jedyne co byłem w stanie z siebie wykrztusić.
Zatkało mnie. Nie wiedziałem jak się zachować w tej sytuacji.
Camila przybliżyła się o mnie i lekko musnęła ustami mój
policzek.
- Tak... - szepnęła. - Nawet bardzo tak.
Dom Violetty
Violetta
Po dniu pełnym wrażeń wreszcie wróciłam do domu. Nie czułam
się zaniepokojona, zrozpaczona, czy zrezygnowana. Wesoło powitałam Olgę, która
weszła do kuchni w momencie, gdy szukałam soku pomarańczowego i zaczęłam
tańczyć po całym pomieszczeniu. Olgita spojrzała na mnie podejrzliwie.
- A co panienka taka szczęśliwa? - zapytała.
- No można, można... - gospodyni nie chciała dalej ciągnąć
tematu, co bardzo mnie zdziwiło, bo Olga oddałaby wszystko za najnowsze plotki
i informacje. - Violetto! - wrzasnęła. - Jak ty pięknie wyglądasz! - podeszła
do mnie, chwyciła moją dłoń i obróciła mnie kilka razy, by dokładnie przyjrzeć
się sukience.
- Dziękuję... - uśmiechnęłam się uroczo i dygnęłam.
- Wyglądasz jak księżniczka, piękna księżniczka... -
Dlaczego wszyscy mnie tak nazywają?
Podeszłam do Olgi i mocno ją przytuliłam.
- Tak się cieszę, że cię mam. - szepnęłam jej do ucha.
- A czym sobie zasłużyłam na takie wyznania?
- Jesteś... Widzisz, dzisiaj zdałam sobie sprawę, jak jedna
rzecz może doprowadzić do tego, że stracisz osobę, która jest dla ciebie ważna.
A wszystko przez to, że byłaś głupia i popełniłaś kilka błędów...
- Nadal rozmawiamy o mnie?
- Tak.... Przepraszam cię. Po prostu zrozumiałam, że gdy się
kogoś kocha to trzeba mu to okazywać,
nie zwracając uwagi na przeszkody z przeszłości... - mój dobry humor
nieznacznie osłabł. - Po prostu, jesteś dla mnie bardzo ważna, Oleńko. -
uśmiechnęłam się.
Pobiegłam na górę, do swojego pokoju i rzuciłam się na
łóżko. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli, a ja nie wiedziałam, na której
się skupić. Nie miałam zamiaru rozpamiętywać niczego co się stało od momentu
spotkania z Leonem do pocałunku z Tomasem w parku. Nadal czułam krople deszczu,
podmuch wiatru rozwiewający moje włosy, oddech chłopaka na swojej szyi i smak
jego ust. Za dużo się dzieje... Znowu. Znowu? Jakby chociaż raz, przez krótką
chwilę, wszystko było spokojne i poukładane. Słowo "spokój" nie
pasuje do życia Violetty Castillo.
Musiałam z kimś porozmawiać. Miałam nawet zamiar zadzwonić
do Franceski, ale nie był to najlepszy pomysł, nie tylko ze względu na to, że
przyjaciółka po całym tym dniu nie czuła się dobrze... Ale ze mnie egoistka...
Moja najlepsza przyjaciółka, jedna z najbliższych mi osób cierpi, a mnie nie ma
przy niej. Nie siedzę obok i nie pocieszam jej, a chcę by to ona znalazła dla
mnie czas i doradziła, co robić.
Nie, nie zadzwonię do żadnego z moich przyjaciół... Angie?
To też nie najlepszy pomysł... A tata? On by nic nie zrozumiał. On nigdy nic
niee rozumie. Jest tylko jedna osoba, która mnie wysłucha i nie będzie
próbowała oceniać. Moja mama...
Podeszłam do szuflady, wyjęłam pamiętnik i wyrwałam z niego
kolejną niezapisaną kartkę. Na biurku leżał długopis. Usiadłam na łóżku i
zaczęłam pisać.
Mamusiu!
Znów piszę do
Ciebie list. Potrzebuję tego... Pisanie kilku słów, by opowiedzieć Ci o moim
pokręconym i nieogarniętym w żaden sposób życiu, jest dla mnie ucieczką.
Ucieczką od problemów, których mam mnóstwo.
Wiem, że
obserwujesz moją szarą codzienność, tam z nieba i wiesz dokładnie, co się
dzieje oraz jak się czuję. Ale muszę się komuś wygadać, a ty jesteś
najodpowiedniejszą osobą do takich wyznań. Najpierw Leon -
miłość mojego życia. Nie zrezygnował... Przyjechał pod
bar. Wiedział, że tam będę. Zaciągnął mnie na tą łąkę. Po raz kolejny wyznał
swoje uczucia, a kiedy zaczął śpiewać... Chciałam rzucić mu się w ramiona i
pocałować go. Obiecać, że zawsze będziemy razem. Nie mogłam tego zrobić, jemu,
sobie, Tomasowi... Tomas - wrócił do Buenos Aires, by zacząć od nowa. Dowiedział
się, że tu jestem. Zapamiętał, kiedy wracam. Od swojego przyjazdu staje na
głowie, bym ja była szczęśliwa. Kocha mnie... A ja? Ja też go kocham, ale to
zupełnie inna miłość. Miłość "bezpieczna". Taka, która nikomu nie
zaszkodzi. Mam pewność, że jeśli zabrnę w nią głębiej, nie zrani mnie, nie
zostawi przykrych wspomnień... A miłość, która łączy mnie i Leona - miłość
szczera, aczkolwiek zakazana... to więcej niż miłość. To pożądanie. To
pragnienie drugiej osoby jak narkotyku... Ale co z tego, jeśli tyle przez nią
cierpiałam? Co jeśli ja już nie chcę cierpieć? Nie chcę płakać?
Zastanawiam
się, czy rozumiesz coś z mojego zachowania... Wróciłam do domu - szczęśliwa.
Mimo wszystkiego, co się stało nie czułam się smutna, czy zdruzgotana, ale
byłam w świetnym humorze. Coś ze mną nie tak? Bo niby jaki mam powód do
szczęścia. Nie wiem tego. Czy jestem szczęśliwa, bo wreszcie zamknęłam sprawę z
Leonem i mogę się skupić na związku z Tomasem? A może mój dobry humor jest
wywołany podświadomością? Co jeśli cieszę się ze spotkania z Leonem...
Mamo... Nie
mam pojęcia, co mam zrobić. Chciałabym, byś tu była. Proszę, daj mi jakiś znak
i doradź, co mam zrobić... Proszę.
Te quiero,
Twoja kochająca
córka, Violetta
Odłożyłam długopis, a kartkę włożyłam do pamiętnika i
zamknęłam go na klucz. Odetchnęłam głęboko. Poczułam się trochę lepiej.
Wiedziałam, że jest ktoś, kto mnie wysłuchał, że ten ktoś istnieje. Jest blisko
mnie, mieszka w moim sercu.
Usłyszałam pukanie.
- Kochanie? Jesteś tam? - zza drzwi dobiegał głos taty.
Wstałam i otworzyłam.
- Jak widać, jestem... - westchnęłam.
- Nie przebrałaś się jeszcze?
Dopiero w tamtej chwili zorientowałam się, że nadal mam na
sobie wieczorową suknię i poczułam ból kostki lewej nogi. Buty dawały o sobie
znać.
- Zupełnie zapomniałam...
- Mogę wejść?
Wpuściłam ojca do pokoju. Usiedliśmy na łóżku.
- Violu...? - zaczął i wskazał dłonią na wystający z
pamiętnika kawałek kartki z listem. Dało się z niego odczytać nagłówek listu.
- To nic takiego...
- Wiem, że ci jej brakuje i często o niej myślisz. Ja
również...
- Tato, ja po prostu... ja czułam, że tylko mamie mogę się
wygadać z moich problemów. A mam ich mnóstwo... Jestem dorosła, a w moim życiu
nic się nie zmieniło.
- Dorosłość nie oznacza braku problemów i popełnianych
błędów. Wiesz... Jeśli chcesz porozmawiać, zawsze możesz na mnie liczyć. I nie
tylko na mnie.
- Wiem to... Obiecuję, że gdy tylko będę miała problem i
zechcę z tobą rozmawiać, to zrobię to. Ale na razie... Musisz zrozumieć, że
jest mi bardzo ciężko.
Tata kiwnął głową i mocno mnie przytulił. Wstał z łóżka,
doszedł do drzwi, uśmiechnął się do mnie i wyszedł. Spojrzałam na zdjęcie
leżące na szafce obok mojego łóżka.
Fotografia przedstawia moją mamę i mnie. W momencie, w którym została robiona byłam bardzo mała. Miałam kilka miesięcy... Nie pamiętam tej chwili.
Fotografia przedstawia moją mamę i mnie. W momencie, w którym została robiona byłam bardzo mała. Miałam kilka miesięcy... Nie pamiętam tej chwili.
"Mamo... gdybyś tylko tu była..."
Okazuje się, że pisanie w WordPadzie wychodzi mi lepiej niż w Wordzie…
Nie wiem dlaczego, ale rozdział w Wordzie liczył 3-4 strony, a w WordPadzie
wyszło 6,5.
Tak czy owak – rozdział siedemnasty gotowy.
Miał być wczoraj, ale niestety mojej mamie był potrzebny laptop do
pracy, więc cały dzień nie miałam do niego dostępu ;c
Ale od razu po śniadaniu wzięłam się za pisanie: )
Martwi mnie tylko jedna rzecz… A mianowicie liczba komentarzy. Na ten
moment pod rozdziałem piętnastym są dwie opinie, a pod szesnastym pięć, za to
liczba wyświetleń podniosła się o tysiąc… Nie rozumiem, dlaczego tak jest, ale
chciałabym, by komentarzy było więcej, żebym mogła się zorientować, czy piszę
dobrze i czy moje opowiadania jeszcze wam się podobają.
Czy to możliwe, że jest was coraz mniej, ponieważ nie połączyłam
jeszcze Leonetty? Uwierzcie… mojego pomysłu nie da się zrealizować szybciej.
A i znów zapraszam na blog http://jortini-4ever.blogspot.com/
To tyle.
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!
;*
Doczekałam się kolejnego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńDobrze, że Diego zaopiekował się Camilą, bo ta pewnie nie wiadomo co mogłaby sobie zrobić...
Nie przejmuj się, jeżeli masz czytelników to bez względu na to, czy jest Leonetta czy nie czytają, na przykład ja ;)
A może to są lenie i nie chce im się pisać komentarzy? :D
Pozdrawiam, Caro <3
Mam nadzieje ze viola dostanie jakis zanak i bedzie z leonem. Moze ze bedzie rozmyslala kogo wybrac i do jej pokoju wejdzie leon. To tylko taki przykla, ale skoro piszesz ze twojego pomyslu nie da sie szybciej zrealizowac to bede z wytrwaloscia czekac:-)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu czytam Twojego bloga ale dopiero od niedawna mam konto na bloggerze więc wcześniej nie komentowałam za co bardzo, bardzo przepraszam ;* Myślę, że każdy mój komentarz byłby podobny ponieważ każdy rozdział jest naprawdę świetny <3 Teraz obiecuję to nadrobić i komentować każdy nowy przeczytany post ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny <3
Zapraszam do mnie http://violetta-superdziewczyna.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńP.s super blog!!!!!!!!!!!!!
Kolejny świetny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńto chyba pierwsze opowiadanie, w którym całkowicie zapomniałam o Leonetcie, tak bardzo skupiłam się na Camili i Diego. bardzo dobrze piszesz!
OdpowiedzUsuńA ja płaczę!
OdpowiedzUsuńNie no żart może jeszcze nie ale niedługo to się zmieni, bo ja już chcę Leonettę!:P
Pisałaś kiedyś, że nie masz weny, ja mam zebisty pomysł pogódź ich !! :))
Twoja zniecierpliwiona fanka :**
To nie tak, że nie mam pomysłów.
UsuńMam je, często brak mi weny na pisanie. Wtedy ciężko sklecić jedno sensowne zdanie.
Błagam, niech Viola dostanie znak, że ma być z Leosieeeem <3
OdpowiedzUsuńRozdział świetny.
Widzę, że Diego w twoim opowiadaniu to zupełne przeciwieństwo tego z serialu. Na szczęście nie zarywa do Violi. :)
Leonetta<3
OdpowiedzUsuńMam nadzieje,że wiola wybierze Leosia