sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział Szesnasty

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Dom Camili

Camila

Zdenerwowana wróciłam do domu. Po rozmowie z przyjaciółmi poczułam się trochę lepiej, ale nie mogłam przestać myśleć o tacie. Bardzo się o niego martwiłam. Pamiętam, że kiedyś, gdy byłam mała ojciec miał jakieś problemy ze snem i nerwami… Nałykał się jakichś proszków, które bardzo mu szkodziły. Wiedziałam, że teraz nawet najmniejszy stres może być dla niego niebezpieczny. Nie chciałam wszem i wobec opowiadać o problemach zdrowotnych mojego taty. Zaczęliby się jeszcze bardziej martwić i zasypaliby mnie pytaniami Nie miałam na to ochoty. Postanowiłam siedzieć cicho. Tylko Fran wiedziała, co mnie tak zaniepokoiło.
Wbiegłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Zdjęłam niewygodne buty, od których prawie odpadały mi stopy i rzuciłam je w kąt. Przebrałam się w wygodny dres. Na dzisiaj nie miałam już  powodów, by się stroić. 

Zdążyłam wygodnie ułożyć się na łóżku, bo najlepiej myśli się leżąc, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Przeciągnęłam się i powoli zeszłam na dół. Wzięłam klucze ze stołu i otworzyłam.

- Tata? – zapytałam zdziwiona. – Co ty tu robisz? – ojciec rzadko bywał w moim mieszkaniu.

- Przyszedłem… Bo chcę z tobą porozmawiać.

- Stało się jeszcze coś, o czym nie wiem? – zaniepokoiłam się.

- Wpuścisz mnie?

- Tak, oczywiście. Przepraszam… Wchodź.

Zaprowadziłam tatę do salonu i wskazałam dłonią na fotel. Ojciec usiadł i poprosił o szklankę wody. Poszłam do kuchni i po chwili wróciłam z napojem.

- Tato… Czy coś się dzieje z tobą…? Z twoim zdrowiem coś nie tak?

- Nie. Nie martw się. Po prostu uznałem, że przez telefon mogliśmy się nie zrozumieć.

- Studio ma problemy… Zrozumiałam.

- Tak… Wiesz, kochanie… Ja domyślałem się, że tak będzie. To nie stało się z dnia na dzień. Studio od kilku miesięcy ma problemy finansowe. Nie chciałem ci nic mówić, miałem nadzieję, że sam je rozwiążę, że sobie poradzę…

- Oj tato… - na początku nie wiedziałam, co powiedzieć. – Przecież gdybym wiedziała… gdybyśmy wszyscy się dowiedzieli, to już dawno byśmy coś zaradzili.
 
- Przepraszam… Nie chciałem się przyznać również dlatego, że jest mi wstyd. Bo to w ogromnym stopniu moja wina. Wziąłem za dużo kredytów, rozpocząłem współpracę z niewłaściwymi ludźmi, zabrakło pieniędzy…

- Miałeś nie podejmować ważnych decyzji, nie konsultując się z żadnym z nas. Do ciebie można mówić jak do dziecka… - trochę się zdenerwowałam.

- Wysłuchaj mnie…

- Zawsze jest tak samo. Tato, bardzo cię kocham, naprawdę, ale takie zachowanie jest niedopuszczalne. Przecież obiecywałeś. „Będziemy współpracować, nie martwcie się…” Tak to było? I co teraz? – uniosłam się. Spojrzałam na niego wzburzona.

Mój tata odchrząknął i zakaszlał.

- Córciu, bardzo cię przepraszam, wiesz, że ja nie chciałem… Tak wyszło…

- Tak wyszło?! – nie dokończyłam myśli, przerwał mi kaszel ojca.

- Tato, ja… Wszystko w porządku? Tato! – podbiegłam do niego, coraz bardziej kaszlał. Trzymał rękę na sercu.

Wyjęłam telefon z torebki i wybrałam numer pogotowia. Zadzwoniłam. Niestety. Otrzymałam informację, że wszystkie karetki wyjechały do przypadków śmiertelnych.
Miałam ochotę krzyczeć. Musiałam się opanować i zastanowić, co mam dalej robić.

- Jedziemy do szpitala! Zaraz… przecież ty nie dasz rady dojść do samochodu… - prawie płakałam. Sama przecież nic nie zdziałam…

Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do pierwszej osoby, o której pomyślałam i która była w stanie mi pomóc.

- Diego?

- Tak. Cześć, Cami. Czy coś się stało?

- Oj stało się… Możesz do mnie przyjechać? Potrzebuję pomocy. – wypaliłam.

- Ale co takiego się stało? W czym mam ci pomóc? – zapytał przejęty.

- Mój tata… Szpital… Kaszel… Serce… - te słowa plątały mi się nie mogąc ułożyć w sensowne zdanie.

- Nie rozumiem… Nieważne. Już jadę!

- Dziękuję. – szepnęłam. Po moich policzkach spływały kolejne łzy.

Próbowałam w jakiś sposób pomóc tacie. Nie miałam pojęcia, co robić. Tata coraz bardziej kaszlał. Przypomniałam sobie, że mam gdzieś w szafce schowany inhalator. Biegałam po całym mieszkaniu, próbując znaleźć przedmiot, którego użycie mogło w znaczący sposób pomóc mojemu tacie. Jak na złość nigdzie go nie było. Nie wiedziałam co mam zrobić.
Po kilku minutach do mojego mieszkania dotarł Diego. Zdenerwowany wpadł do środka.

- Camila!

Nie odpowiedziałam tylko się rozpłakałam.

- Cami! Co jest?!

- Pomóż mi… - szepnęłam zapłakana. – Musimy go zabrać do szpitala. On nie jest w stanie iść, a nawet wstać… - wskazałam na ojca.

- Nnniee… nie trzebaa… - tata powiedział ostatkiem sił.

- Jedziemy! – zawołał Diego.

Wybiegłam z mieszkania i otworzyłam drzwi samochodu. Wróciłam, by razem z Diego pomóc podnieść się mojemu ojcu i zaprowadzić go do pojazdu. Na szczęście udało nam się zrobić to w miarę szybko. Chłopak wsiadł za kierownicę. Spojrzałam na niego dziwnie.

- Nie dam ci prowadzić w takim stanie… - mruknął.

Nie protestowałam. Miał rację. Usiadłam z tyłu obok ojca.

- Spokojnie tato, zaraz będziemy, obejrzy cię lekarz… Poczujesz się lepiej… - chciałam brzmieć wiarygodnie, ale bardzo się bałam.

Diego jechał z dozwoloną prędkością, mimo to szybko znaleźliśmy się w szpitalu. Zaprowadziliśmy ojca do recepcji. Podeszła do nas siostra oddziałowa i zapytała o cel naszego przyjazdu.

- Ta…tata… - wykrztusiłam.

Pielęgniarka spojrzała na ojca i zawołała lekarza. W ciągu kilku minut grupa medyków posadziła tatę na wózku i zabrała go na badania. Wszystko działo się w zawrotnym tempie, co bardzo mnie niepokoiło. Bałam się o życie ojca.
Diego pociągnął mnie za rękę i razem usiedliśmy na  krzesłach w poczekalni.

- Cami… Co się dokładnie stało? – zapytał.

- To… To jest moja wina! – prawie krzyknęłam. Czułam się rozdarta. Jednocześnie byłam zła na ojca i się o niego martwiłam.

- Nie rozumiem… - westchnął.

- Mój tata od zawsze ma problemy z sercem. Wiedziałam o tym, a mimo to i tak na niego nakrzyczałam.

- Nie obwiniaj się. Sama mówiłaś, że Studio ma problemy… To nie z twojej powodu tak się stało. Po prostu nadmiar stresu. – chłopak próbował mnie pocieszyć.

- To przeze mnie… - nie mogłam odrzucić od siebie tej myśli. Patrzyłam smutno na Diego.

Chłopak uśmiechnął się uroczo i mocno mnie przytulił.
- Dziękuję, że przy mnie jesteś… - szepnęłam. Diego w odpowiedzi pocałował mnie w czoło.

Podniosłam głowę i zauważyłam, że lekarz idzie w naszym kierunku. Spojrzałam na niego pytająco.


Rozdział napisany:) Postaram się teraz odrobić stracony czas i dodawać po kilka rozdziałów dziennie. Mam nadzieję, że jutro też mi się uda.
Dziękuję wam za prawie 14 000 wyświetleń. Jesteście wspaniali <3
Wielki przytulas dla każdego :*

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!
;*


5 komentarzy:

  1. Świetny! Masz już parring na Cami i Diego? Diemi? Cego? Nie, to jest za dziwne ;) Nada cicho marzę na Leonette według Ciebie... :*

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAA!
    Jak słodkoo! Diego i Cami to przeboska para u cb.! Czekam na nexta, oj czekam! :D
    X. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Diego i Cami ♥ Świetny rozdział <3
    czekam na next !

    OdpowiedzUsuń
  4. Diego w twoich opowiadaniach jest uroczy^^
    Czekam czekam..xd Ale umre z braku cierpliwosci :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra. Zaczynam od tego rozdziału ^^ I muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że Cami może być z Diego'iem, ale przecież wszystko możliwe, prawda? Cóż... Smutne by było gdyby się okazało, że ojciec Cami... Nie... Nie... Nie żyje... Cóż, ale pozostało mi tylko czekać na następny rozdział!

    Pozdrawiam~!~
    Sama :**

    OdpowiedzUsuń