Kochani,
nie mam pojęcia, co tu napisać. Z
jednej strony czuję się fatalnie, że nie kończę tego opowiadania tak, jak
powinnam, z drugiej strony mam łzy w oczach, bo wiem, że zakończenie tego jest
najlepszą decyzją, a wiążę z opowiadaniem wiele wspomnień. Nie będę owijać w
bawełnę, wiem, że nie jestem w stanie dokończyć tego rozdziałami tak dobrze,
jak bym chciała. A chciałabym żebyście zapamiętali mnie dobrze. Chociaż w
połowie tak, jak mnie poznaliście. Oczywiście zaraz napiszę króciutki przebieg
wydarzeń od ostatniego rozdziału do końca, a pod tym epilog. Nie bądźcie źli,
raczej zrozumcie. Jestem wszystkim ogromnie wdzięczna za wszystko, co dla mnie
zrobiliście. Za każde słowo, wejście i komentarz. Na chwilę obecną zebrałam 477
komentarzy (oczywiście jest tam kilka moich, ale za każdy serdecznie
dziękuję!), mam też 58 obserwatorów, dziękuję wam wszystkim. Przepraszam za
jakiekolwiek błędy, ale ja teraz po prostu płaczę, płaczę łzami smutku i
wstydu. Naprawdę… Nie potrafię nic sensownego dodać. Wybaczcie i jeszcze raz
bardzo dziękuję, za wszystko. Za wszystko. Wszystkim. Tak bardzo.
Jeśli chodzi o jakąkolwiek moją
blogową przyszłość, nie wiem. Może. Na pewno nie teraz, być może kiedyś, ale na
pewno inaczej to zaplanuję. Jeśli będę chciała pisać coś więcej, to będzie to
dojrzalsza i być może lepsza merytorycznie historia. Potrzebuję czasu na chwilę
oddechu, dojście do siebie (ponieważ naprawdę teraz płaczę, nienawidzę siebie
za tą decyzję, ale jednocześnie wiem, że jest najlepsza), przyzwyczajenie się
do szarej rzeczywistości. Być może wrócę jako zupełnie nowa ja, choć niewiele
się zmienię. Nie wiem. Czas pokaże.
A teraz podziękowania, wszyscy
jesteście dla mnie bardzo ważni i dziękuję za wszystko! Kolejność od pierwszego
komentarza pod prologiem:
Alex Verdas – byłaś, jesteś i zawsze będziesz moją inspiracją, moim
słoneczkiem i księżycem, od Ciebie wszystko się zaczęło, dzięki Tobie założyłam
bloga, dzięki Tobie jeszcze nie upadłam, bez ciebie niczego bym nie osiągnęła,
dzięki Tobie w ogóle jeszcze żyję tak bardzo Cię kocham <3
Kira and Miśqa – pamiętam, byłyście dwie :) Z jedną z was nawet
rozmawiałam. Bardzo dziękuję za każdy motywujący komentarz.
Xenia Verdas – czułam się zaszczycona Twoją obecnością na moim
blogu i uwielbiałam twoje komentarze, dziękuję Ci, zawsze byłam i będę Twoją
fanką.
Maddy Parks – Madziu, byłaś niedoścignionym wzorem, nigdy nie
przestanę Cię podziwiać! Dziękuję Ci za wszystko.
Majka~~ - zamieniłyśmy ze sobą kilka słów na GG, poznałam cię jako
wyjątkową uroczą osóbkę, wielkie dzięki, że tu byłaś.
Martina Stoessel – dziękuję bardzo za każdy komentarz.
Julia Verdas – kiedy zaczynałam, twoje komentarze naprawdę bardzo
pomagały, jestem bardzo wdzięczna.
Martyna Cande Castillo – twoje komentarze zawsze były długie i
piękne, nigdy ich nie zapomnę.
Evelina Wódzik – motywowałaś mnie, cierpliwie czekałaś na Leonettę
:)
Little Violetta – kilka słów, które wywoływały uśmiech na mojej
twarzy zawsze było od ciebie.
Foxy Lety Castillo – dziękuję Ci bardzo za każdy komentarz i każde
wejście na bloga.
Macika Palicka – pomogłaś mi, kiedy zaczynałam.
Nathalie Verdas – dziękuję, że do mnie zajrzałaś i zechciałaś
poznać moją historię.
Werka – jesteś kolejną z osób, które były tu jako pierwsze i
pozwoliły uwierzyć, że to ma sens.
Weronika Tomaszewska – doceniłaś niepowtarzalność, dzięki.
Ag. – nie miałam pojęcia, że kiedyś u mnie byłaś, co za wstyd…
Agnieszko, wspominałam Ci kiedyś, że po rozmowach z Tobą poprawia mi się humor,
zawsze będę Ci za to wdzięczna. Uwielbiam cię.
Wiktoria Granda – ogromne dzięki za wszystko, że tu byłaś.
Anna Komar – dziękuję, chociaż ja nigdy nie wierzyłam, że blog jest
świetny.
Dynka G. – odkryłaś i zostałaś na dłużej, bardzo to cenię.
P.Verdas – komentarze, krótkie, ale takie miłe i motywujące, jestem
bardzo wdzięczna.
Violetta Verdas – również cierpliwie czekałaś na Leonettę, choć ja
nie do końca wywiązałam się z zadania.
Carmen Elizabeth – O jejku, taka wspaniała osoba była na moim
blogu! Jeśli kiedykolwiek, chociażby przypadkiem tu zajrzysz, wiedz, że
uwielbiam twoje opowiadania i zawsze byłaś inspiracją!
Viki Blanco – wciąż nie wierzę, że było „super” :)
Lady Pink – OMG, dziękuję.
Milena.. – dziękuję, że czekałaś.
Natsuyu – pamiętam reakcje, które opisywałaś w komentarzach, to
takie miłe!
Karolina Bean – właśnie tego chciałam, żeby było inne, dziękuję, że
to doceniłaś, choć chyba się nie udało.
Zuzanna Słowik – kochana, przeurocza, dziękuję.
Aleksandra Lalak – Federica obiecałam w 7 rozdziale, pojawił się w
30, ale mimo to, również dzięki Tobie :)
Caroline Verdas Łodyga//Scarlett Walker – promyczek słońca na moim
blogu, zrobiłaś dla mnie tyle, że aż nie potrafię opisać tego słowami, jestem
Ci niesamowicie wdzięczna i zawsze będę!
The only Vilu – nie widziałam nic wyjątkowego, ale cieszę się, że
Ty widziałaś.
Veox – Fantastico? Gracias :)
Lissa Bells – Kopernik zapraszał na herbatkę, a ja zawsze będę pamiętać o zaproszeniu :) Dziękuję bardzo, bardzo, bardzo za wszystko, za każdy komentarz!
Adzia *-* (( Lena ;* )) – dziękuję, że doceniłaś moje pomysły.
Lady.Cuks – ojejciu, to już było tak dawno, jak u mnie byłaś,
dziękuję.
Karola – ty już pewnie nigdy tutaj nie wejdziesz, no ale, wiesz, że
Cię kocham <3
Nina Verdas – szczere opinię, dziękuję, właśnie na tym mi zależało.
LodyyTini – dziękuję, że wywołałam emocje.
wiki2000 – dziękuję, że kibicowałaś.
Diana – Chryste Panie, byłaś tutaj, o matko, podobało Ci się. Jest
mi teraz tak wstyd… Cóż, jeśli kiedykolwiek jeszcze tu będziesz, wiedz, że
uwielbiam Cię, uwielbiam!
Marcela Ferro – kolejna z moich inspiracji zabłądziła i znalazła
się na końcu ślepej uliczki mojego braku talentu, dziękuję!
Zuzia M. – dziękuję za ogromne wsparcie!
Sama Verdas – dziękuję za humor, komentarze i za piękny szablon!
Violetta ♥ - dziękuję za to, że choć nie komentowałaś od początku,
to jednak się pojawiłaś.
Panna W – napisałaś tyle wspaniałych rzeczy o wszystkim, o moim
rzekomym talencie, wiele razy wywołałaś łzy w oczach, dziękuję!
Maja Wilczek – i znowu, tak wspaniały talent na znalazł się na moim
blogu, tak bardzo dziękuję!
Kinia/ Leonetta – dziękuję za zrozumienie.
Francesca Love – dziękuję, że poprosiłaś mnie o radę :)
Julisia Lovciam – dziękuję, że czekałaś i i byłaś.
Teddy – twój komentarz po mojej dłuższej przerwie był bardzo
motywujący, dziękuję za wszystko.
Pani Dominguez. – dziękuję za opinię i nominację do LBA, kiedy
zupełnie mi się to nie należało.
Vielet Pasquarelli-Coleman – ojejku, tak bardzo mnie motywowałaś,
tak wiele dla mnie zrobiłaś!
Stevie – pojawiłaś się późno, ale byłaś, dziękuję.
olivia blanco – jesteś od niedawna, ale przy każdym rozdziale,
dzięki.
Sophie Cortes – nie wiem, co powiedzieć, bo również naprawdę bardzo
mi pomogłaś! Dziękuję Ci bardzo, bardzo, bardzo!
Fiolet Verdas – dziękuję za kropeczkę.
~Veronica – o mamusiu… tak bardzo Ci dziękuję, to dla mnie ogromny
zaszczyt, że tu byłaś!
Kinga Raczyńska – dziękuję za wszystko, naprawdę wszystko!
Ellie Pasquarelli – kochanie, znamy się od niedawna, ale każde
twoje słowo wywołuje uśmiech na mojej twarzy, dziękuję!
Inolvidable – Juleczko, dziękuję, że znalazłaś czas by tu wpaść i
skomentować, by zostawić kilka słów pod moim marnym one shotem, jesteś
wspaniała!
Tola – dziękuję za ciepłe słowa pod one shotem.
A ponadto,
dziękuję każdej, każdej osobie, która zostawiła anonimowy komentarz. Zawsze będę
pamiętać osobę, która napisała, że czeka na mój rozdział, jak na mecz Realu!
Dziękuję, dziękuję, dziękuję, że trwaliście ze mną na tej krótkiej drodze,
wspieraliście mnie i dzięki Wam osiągnęłam to wszystko, co mi się udało. A
teraz kończę, idę po chusteczki. Przepraszam Was, nie mogę. Chlip.
Streszczenie historii:
Jesteśmy w
momencie, w którym Cami zostawiła Diego, bo nie potrafiła wybaczyć mu tego, co
zrobił Ludmile (a w zasadzie świadomości, że zawiódł jej zaufanie i miała go za
kogoś innego). Cami spróbuje związku z Andresem, aczkolwiek zrozumie, że kocha
Diego (który w międzyczasie starał się ją odzyskać). Nie podejrzewałam siebie o
to, ale zakochałam się w Diemi. I to właśnie tą parą zakończę ten wątek. Andres
pojawi się po raz ostatni na ślubie Luci i Carmen. Camila zostanie właścicielką
Studia Torres.
Wątek
Francesci może Was trochę zaskoczyć. Otóż, plany dotyczące wystawienia musicalu
nieco się zmieniły, okaże się, że potrzebna jest jeszcze jedna piosenka. A do
jej napisania zostaną wyznaczeni… Fran i Federico. Czyli osoby, które szczerze
się nienawidzą. Ta piosenka wiele zmieni w ich życiu, do końca historii nie
zostaną jednak parą. Francesca za to wiele zrozumie i gdy Braco pojawi się na
ślubie jej brata, ostatecznie odrzuci jego miłość.
W sprawie Naxi
wiele się nie zmieni. Planowałam drobną kłótnię, gdy Maxi stanie po stronie
Tomasa (tak, Tomas będzie chciał wrócić do Ludmiły), a Natalia po stronie
dawnej przyjaciółki, która nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego.
Ostatecznie, Violetta zostawi Tomasa pozostając singielką, a odrzucenie przez
Lu zadecyduje o opuszczeniu przez niego kraju, żegnamy Tomasa. Poza tym szybko
się pogodzą i postarają się pomóc Francesce tak, aby pomysł, na który wpadła
ostatnio Natalia doszedł do skutku.
Dla
nikogo nie będzie to zagadką, a może będzie? Ludmiła odnajdzie w Marco kogoś
więcej, niż przyjaciela, który będzie ją pocieszał i pomoże jej stanąć na nogi.
Zrozumie, że nie była warta Tomasa i na ślubie Luci i Carmen (tak, to miał być
jeden z kulminacyjnych wątków tego opowiadania) wyzna miłość Marco. Tak,
zostaną piękną parą :)
Angie
podczas ślubu Luci i Carmen zacznie rodzić, więc na pojawienie się jej potomka
w szpitalu będzie czekać kilkadziesiąt osób. Urodzi ona zdrową dziewczynkę,
Xenię.
Pamiętacie
Brendę? Byłą dziewczynę Leona? Otóż, dostarczy ona Violetcie pewien zeszyt,
który w przeszłości należał do chłopaka i który okaże się niezwykle ważny w
całej sprawie.
I
teraz, chwila, na którą wszyscy czekali (a może nikt nie czekał)… Telefon do
Violetty i do Leona oczywiście dotyczył tego samego. Oboje, mimo uprzedniego
marudzenia i początkowego sprzeciwu, zgodzą się pomóc i odpowiednio przygotować
aktorów do musicalu. Przez kilka dni nie odezwą się do siebie ani słowem, ale
wreszcie bariera pęknie i pewnego wieczoru przeżyją jeden z najbardziej
romantycznych, emocjonalnych i zmysłowych tańców w ich życiu. Leon powtórzy, że
bardzo ją kocha. Ona, że to wie, ale to tyle, więc on przyzna się, że planuje
opuścić kraj. Violetta ucieknie. Niedługo potem po raz pierwszy weźmie w swoje
ręce pamiętnik Leona. Nie znajdzie go na ślubie brata Francesci. Jednak po
długich błaganiach wszystkich przyjaciół Leon pojawia się na premierze musicalu
i właśnie tam się spotykają. Violetta przyzna się do przeczytania pamiętnika.
Zacytuje jeden z jego fragmentów, kończąc na tym, że bardzo go kocha i nie może
pozwolić mu odejść. On natomiast odpowie, że i tak wyjeżdża i przykro mu, bo
zawsze będzie ją kochać. Violetta oczywiście tym razem nie pozwoli mu odejść.
Podczas finałowej piosenki nastąpi pocałunek, a później koniec historii.
Uff… Powiem Wam, że te plany
zmieniałam naprawdę często, a w pierwotnej wersji Leon miał przerwać ślub
Violetty i Tomasa :) Na szczęście, zmieniłam zdanie. Mam nadzieję, że się nie
zawiedliście, a jeśli tak, to przepraszam. Naprawdę, bardzo. Nie mogłam tego
dokończyć rozdziałami, nie potrafię.
Nie mogę powstrzymać łez. To
opowiadanie było częścią mojego życia. Kocham Was!
Zapraszam na epilog, który czekał na Was od kilku miesięcy.
EPILOG
Atmosfera na
korytarzu wydawała się niezwykle napięta, chodź nie miała powodu, by taką być.
W miejscu takim jak to można było się spodziewać mężczyzn w zielonych
fartuchach przechadzających się z jednej sali do drugiej, czy kobiety w białych
okryciach z mnóstwem niepoukładanych papierów. Tak było. Można było również
spodziewać się krzyków czy bieganiny spowodowanej wyjątkowo fatalnym stanem
pacjenta, co nie miało miejsca w tej chwili. Żadnego nagłego wypadku. Spokój i
cisza. Podejrzana cisza. Tak mu się wydawało. To niemożliwe, by tak ciężka
atmosfera brała się z nikąd. Powinien się cieszyć. Cieszył się, ale kontrolę
nad nim przejęło zdenerwowanie. Jego serce biło bardzo szybko, czuł, że gdyby
mogło, wyrwałoby się z jego piersi. Dziwne, że nikt, jak dotąd, nie zauważył
jego nadzwyczaj wysokiego ciśnienia. Jakie studia ci ludzie kończyli?
Kolejne
sekundy składały się w minuty i mijały tak szybko, jak się pojawiały. On nie
mógł się powstrzymać, by chociaż na kilka chwil spojrzeć na drzwi sali.
Wiedział, że to nie pomoże, jedynie zaszkodzi, ale czuł, że nic nie może pomóc.
Nerwowo przesuwał się na krześle, opierając się raz na prawej, a raz na lewej
dłoni i przestępując z nogi na nogę. Spoglądał na telefon. Milion wiadomości od
każdego, kto był wtajemniczony. Jak odpowiedzieć, kiedy on sam nic nie wiedział?
Nie pozwoliła. „Przyjdziesz dopiero w odpowiednim momencie, dobrze?” Kiwał
głową, gdy o to prosiła, choć nie wydawało się to najlepszym pomysłem.
„Obiecaj, że zjawisz się wtedy, gdy będę cię potrzebowała.”. Próbowała utrzymać
go w przekonaniu, że to ona ma rację. Zawsze ją miała. Doskonale wiedziała jak
się zachować w najtrudniejszej sytuacji. Była ideałem. Nienagannie wyglądała,
potrafiła z każdym porozmawiać, umiała odpowiedzieć na każde pytanie, na
wyrwany z kosmosu temat. Nieskazitelna. Tylko on wiedział, że wiele ją to
kosztowało. Płakała całymi nocami, a w ciągu dnia walczyła ze łzami. Teraz
miała być szczęśliwa. Więc niech będzie tak, jak chce.
- Panie Verdas, zapraszam. – głos
niskiej brunetki, której głos wydobywał się zza drzwi uderzył w niego ze
zdwojoną siłą. Poczuł leciutkie, prawie znikome ukłucie w sercu. Ale jednak je
poczuł. P o t r z e b u j e m n i e.
Wstał i
zachwiał się niezdarnie, nie mogąc utrzymać się na nogach. Spojrzał w sufit i
westchnął głęboko. Dla niej musiał udawać, że jest niczym się nie denerwuje. Że
jest z nią całym sercem, tak, jak by sobie tego życzyła. Powoli, stawiając
stopę za stopą, ruszył w kierunku wskazanego pomieszczenia. Położył dłoń na
klamce i ostrożnie nacisnął. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Leżała na niskim,
zielonym łóżku, przykryta płachtą w tym samym kolorze. Kosmyki brązowych włosów
opadały na czoło, po którym spływały, spowodowane zmęczeniem, krople potu. Mimo
ogromnego wysiłku, na jej twarzy wymalowany był wyraz szczęścia. Podziwiał ją
za to. Podniosła głowę biorąc głęboki wdech i spojrzała na niego. Znalazła
siłę, by się uśmiechnąć i przywołać go do siebie. Spełnił i tą prośbę.
Błyskawicznie znalazł się obok, a jego prawa dłoń trzymała palce dłoni, na
której nosiła obrączkę.
- Proszę teraz głęboko oddychać.
– powiedziała położna rozkazującym tonem i choć było to polecenie skierowane do
szatynki, równie dobrze mogło zostać wypowiedziane do jej męża, który
denerwował się nawet bardziej niż ona. Violetta ścisnęła jego dłoń i wzięła
głęboki wdech, następnie wydech i wstrzymała oddech. Z jej ust wydobył się
cichy krzyk. Policzki obojga zostały naznaczone śladami spływających łez. –
Ostatni raz. – dodała kobieta.
Przed
oczami Verdasa pojawiła się dziwna mgła i poczuł, że cały świat wiruje. Miał
ochotę osunąć się na podłogę, bo prawie przestał oddychać, ale wiedział, że to
nie on jest tu najważniejszy. Nie puścił jej dłoni, choć był prawie
nieprzytomny. W jego wyobraźni wykreował się obraz idealnej rodziny. On, ona i
ich dzieci. Szczęśliwi. Powoli zasypiał, a jego dłoń rozluźniła uścisk. Nie
miał pojęcia ile czasu minęło, stracił poczucie rzeczywistości. Próbował się
obudzić, ale nie potrafił. Nagle poczuł na twarzy czyjś dotyk. Jego powieki
stawały się leciutkie jak piórka, dzięki czemu mógł swobodnie je unieść. Wziął
kilka głębokich oddechów, wypił dwa łyki wody z butelki, którą ktoś mu podał.
Ta sama sala. To samo łóżko. Ona, zmęczona lecz uśmiechnięta. Płacz. Płacz
dziecka, które leży tuż obok niej.
- Panie Verdas, ma pan córkę.
~.~
Szła powoli,
uśmiechając się do przyjaciół. Falbany sukni sprawiały, że czuła, iż zaraz się
przewróci. Z jej twarzy jednak nie schodził wyraz szczęścia. Nie dała mu
takiego prawa. Kosmyki czarnych loków wyjątkowo nie opadały na oczy, idealnie
się układając. Delikatny materiał spływał na ramiona, czuła jego delikatny
dotyk na skórze. Nieskazitelnie białe buty na niskim, lecz cienkim obcasie, nie
były widoczne spod sukni, ale czuła się w nich jak księżniczka. Dzisiaj była
księżniczką. Odwróciła głowę, by na chwilę spojrzeć na przyjaciółki. Błękitne
sukienki, malutkie bukieciki, właśnie tak to miało wyglądać, tak to sobie
wyobrażała, już jako mała dziewczynka. Zwróciła głowę w stronę ołtarza. Na jej
rękach pobłyskiwały jedwabne rękawiczki sięgające do przedramienia, pamiątka po
mamie. W dłoniach trzymała bukiet lilii, czyli symbolu czystości, bez którego,
według najbliższej rodziny, a w zasadzie jej kobiecej części, nie mogła wyjść z
domu, jeśli ten ślub miał być udany. Nie wierzyła w przesądy, ale liliowy
bukiet był również pierwszym, który dostała od swojego wybranka. Bukiet jej
ulubionych kwiatów. Już wtedy wiedziała.
Do ołtarza
pozostało zaledwie kilka kroków. Brunet czekał na nią, stojąc tuż obok
niewysokiego stopnia schodków. Kiedy zobaczył ją przy dębowych drzwiach
ogromnego kościoła, zaniemówił. Taka piękna. Taka… idealna. Patrzył na nią cały
ten czas, uśmiechając się serdecznie. To była miłość, co do tego nie można mieć
żadnych wątpliwości. Natalia zajęła swoje miejsce tuż obok niego. Po jej lewej
stronie stała Francesca, a za nią Camila i Ludmiła. Tylko na to zwrócił uwagę,
a może po prostu wiedział, że tam będą. W tamtym momencie istniała tylko ona.
Czuł się tak, jak wtedy, gdy zobaczył ją po raz pierwszy. Te urocze, czarne
loki, brązowe tęczówki, w których się zakochał, słodki uśmiech. I te perfumy.
Pachniała dokładnie tak samo, jak wtedy. Ksiądz stanął przed nimi i rozpoczął
długi wywód na temat miłości człowieka. To i tak było nic, w stosunku do tego,
co ich łączyło. Ich uczucia nie dało się wyrazić korowodem najpiękniejszych
słów.
Oboje unieśli
prawe dłonie, delikatnie muskając się palcami. Spojrzeli na siebie, z ich
twarzy na chwilę zniknął uśmiech, by ustąpić miejsca powadze, jakiej wymagała
sytuacja. Oczy wszystkich zwróciły się ku nim. Trzymali w palcach złote
obrączki, na których wygrawerowano datę ich ślubu oraz cytat z Paula Coehla.
Powtarzali słowa przysięgi.
- Ja, Natalia Alba, biorę sobie
Ciebie, Maximilianie, za męża… - westchnęła głęboko, mówiąc te słowa. - … i
ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską… - po jej policzku spłynęła
pojedyncza łza wzruszenia. - … oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi
dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci. –
wyszeptała słowa przysięgi. – Kocham cię…
- dodała, czując, że w słowach przysięgi zabrakło tej najważniejszej
frazy.
- Ja, Maximiliano, biorę sobie
Ciebie, Natalio Albo, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość
małżeńską… – w oczach brunetki pojawił się błysk szczęścia. Tak, była
szczęśliwa. - … oraz, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie
Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci. Ja Ciebie też. –
odpowiedział tak cicho, by tylko ona usłyszała. Leciutko dotknął jej ręki, by
po chwili wsunąć złoty krążek na serdeczny palec ukochanej.
- Ogłaszam was mężem i żoną.
~.~
Słońce
chyliło się ku zachodowi, a kwiatki rosnące na łące, wydawały się żegnać
ostatnie promienie kolorowymi płatkami. Na niebie nie było widać najmniejszej
chmury. Trawa zieleniła się, jak przystało na tę porę roku. W cieniu ogromnego,
starego dębu, drzewa, które ukrywało tajemnicę jaką tylko nielicznym udawało
się odkryć, stał stolik nakryty błękitnym obrusem. Po środku blatu ktoś ustawił
niewielki wazonik i włożył do niego bukiecik stokrotek. Tuż obok stał wiklinowy
koszyk, taki, jakich używa się podczas pikników. Dwa plastikowe talerzyki
zdobił wytłoczony różowy wzór. Po ich prawej stronie leżały jasnoróżowe
serwetki idealnie złożone, przygotowane do posiłku. Jakby czekały na jakieś
ważne wydarzenie.
Wysoka
dziewczyna, o włosach w złotym odcieniu blond i zaplecionym w nie wianku z
małych różyczek, kręciła się dokoła, potykając się o materiał zwiewnej, choć
długiej, sukni. Czerwona szminka, pasująca do każdej okazji, przydała się i tym
razem. Wirowała w rytm ulubionej melodii, co chwilę nucąc słowa piosenki.
Zamknęła oczy i potknęła się tylko po to, by znaleźć się w ramionach stojącego
tuż obok, przyglądającego się jej z zachwytem bruneta. Chłopak ostrożnie objął
ją w pasie i uniósł, by zakręcić kilka razy i pokazać, jak bardzo jest ważna.
Tylko ona jedyna. Jak światło, która wskazuje drogę w ciemności. Jak nuta, bez
której cała melodia nie ma sensu. Jak pierwszy promień słońca, pojawiający się
o świcie. Jedyna i wyjątkowa. Zmieniła jego życie i on chce jej to pokazać.
Dotknął jej dłoni i zamknął ją w uścisku. Poczuł dreszcz, towarzyszący każdemu
ich zbliżeniu. Pociągnął dziewczynę w stronę stolika czekającego na nich,
niczym zarezerwowany w restauracji. Zajęli miejsca po obu jego stronach, ani na
sekundę nie odrywając od siebie wzroku i nie pozwalając, by uśmiech zniknął z
ich twarzy.
- Pani pozwoli. – zachichotał
brunet, wstając i kłaniając się. Dzisiaj był cały dla niej. Spełni każdą jej
prośbę tak, jak na to zasługuje. Otworzył koszyk, wyjmując świeży chleb i
konfitury domowej roboty. Tylko jego babcia posiadała recepturę na te
pyszności. Na stoliku znalazł się również sok truskawkowy, ulubiony napój
blondynki. Blat stolika po kilku chwilach wypełnił się po brzegi.
- Mmm… Mniam. – uśmiechnęła się
dziewczyna nie kryjąc podziwu. Kochała chłopaka za wszystko co robił. Za to,
jakim był niepoprawnym romantykiem. Za to, jak traktował ją niczym księżniczkę.
Za to, jakim wielkim był artystą. Za uśmiech, za oprawki tęczówek, które tak
kochała. Za to, że ją kochał.
- Mam dla ciebie jeszcze jedną
niespodziankę. – powiedział tajemniczo i zniknął za cieniem dębu.
Blondynka
spojrzała na niego zdziwiona i ciekawa, czym ją zaskoczy. Wzięła do ręki kubek,
by spróbować ulubionego soku. Poprawiła zagięcia sukienki i wyprostowała się,
jakby czując, że stanie się coś wielkiego i uznając, ze powinna dobrze
wyglądać. Brunet po chwili wrócił z powrotem. Wydawał się zdenerwowany, nigdy
wcześniej nie widziała go aż tak zestresowanego. Czarne kosmyki spływały mu po
czole, próbował szybko je odgarnąć, ale nie wyszło mu to tak sprytnie, jak to
miał na celu.
- Marco, co się… - zaczęła, ale
odpowiedział jej wymijającym spojrzeniem.
Po chwili na jego twarz wrócił
jej ulubiony uśmiech, dzięki czemu poczuła się pewnie i bezpiecznie. Chłopak
zrobił kilka kroków do przodu i stanął przed nią. Ruszał się tak ostrożnie,
jakby bał się, że jednym gestem wszystko zepsuje. Dziewczyna patrzyła mu prosto
w oczy, a po jej policzku nie wiedzieć czemu spłynęła pojedyncza łza. Brunet
uklęknął na prawe kolano. Blondynka zorientowała się, co się stanie za chwilę.
Przestraszyła się, choć wiedziała, że nie ma czego. Była pewna, że przy jego
boku będzie szczęśliwa, że nie pozwoli jej cierpieć.
- Ludmiło Ferro, kocham cię, tak
jak nikogo. Jesteś dla mnie najważniejsza. Chcę móc co dzień patrzeć na twój
uśmiech. Nie pozwolę, by po twoich policzkach kiedykolwiek płynęły łzy
cierpienia, a jeśli popełnię błąd, będę je ocierać. – westchnął głęboko. –
Wiem, że te słowa są niczym, a ja jak zwykle wszystko popsułem, ale moich uczuć
nie da się opisać słowami, chociażby godnymi Sheakspear’a. Czy uczynisz mi ten
zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
- Nie, jeśli nie dostanę
pierścionka.
- O matko! Wiedziałem, że o czymś
zapomnę i nie będzie tak idealnie, jak powinno, przepraszam cię, ale… - plącząc
się w wyjaśnieniach ujął jej dłoń i musnął wargami opuszki palców. Blondynka
przerwała mu, klękając tuż obok niego. Objęła go i zbliżyła się, łącząc ich
usta w pocałunku.
- Żartowałam.
~.~
- Federico! Fede! Przez ciebie
się spóźnimy! – brunetka od piętnastu minut stała pod drzwiami z walizkami,
trzymając klucze w prawej dłoni i wołając męża, który jak zwykle nie mógł
rozstać się z łazienką.
- Już sekundkę! No przecież idę.
Non allarmatevi, cara! –
adresat wypowiedzi Francesci stał przed lustrem, układając włosy. Mimo, że
brunetka zawsze uważała to za marnowanie cennego czasu, on widział w tym coś
więcej. Czuł, jakby właśnie to go uspakajało.
- Mówisz tak od godziny… -
zniecierpliwiona Francesca miała ochotę wyjść, wsiąść do samochodu i pojechać
na lotnisko bez Federica. Planowali tę przeprowadzkę od kilku miesięcy.
Brunetka cieszyła się, że wróci do rodzinnego kraju. Będzie bliżej rodziny,
wreszcie spotka się z mamą… Nie zamierzała pozwolić, by przez fryzurę męża ich
szansa uciekła im sprzed nosa.
Włoszka
poprawiła guzik płaszczu i z politowaniem spojrzała na śpiącą w nosidełku
córeczkę. „Przynajmniej ty się nie denerwujesz” – mruknęła sama do siebie. Mąż
powoli doprowadzał ją do szału. Uniosła lewy nadgarstek i nerwowo spojrzała na
szybkę zegarka. Jeśli za pięć minut nie znajdą się w aucie, nie ma szans, by
zdążyli na samolot. Dlaczego on tego nie rozumiał?!
- Federico! – wrzasnęła tak
głośno, że sama siebie nie podejrzewała o taki ton. Mężczyzna, któremu
zawdzięczała nazwisko, po chwili zjawił się na dole. Posłał żonie nonszalancki
uśmiech i wziął do ręki obie walizki należące do niej. Brunetka wzięła głęboki
oddech, by się uspokoić. Otworzyła drzwi, by brunet spokojnie mógł wyjść, po
drodze setny raz zapewniając, że tym razem spakowała już wszystko. Schyliła
się, by wyjąć córeczkę z fotelika i ostrożnie, tak, by jej nie obudzić,
podniosła ją i przytuliła. Ostatni raz przekroczyła próg starego domu, a po jej
policzku spłynęła łza. Zamknęła drzwi i wsunęła klucz pod wycieraczkę. Ruszyła
do przodu starając się nie oglądać za siebie, niestety, nie udało się. Pokonała
dwa schodki, a jej wzrok zwrócił się na okno pokoju, w którym spędziła niemal
całe swoje życie. Tyle wspomnień było związanych z tym miejscem. Pierwsze
wspólne nocowania z przyjaciółkami, przed którymi zawsze tak bardzo się
denerwowała, że przewracała cały dom do góry nogami. Pierwszy pocałunek przed
drzwiami budynku. Kłótnie z rodzicami, gdy udawała jak bardzo jest dorosła,
choć tak naprawdę nie potrzebowała niczego tak bardzo jak uczucia, że komuś na
niej zależy. Pamiętała przygotowania do ślubu, pierwsze przymiarki sukienki,
godziny spędzone przed ogromnym lustrem w salonie. Te chwile na zawsze
pozostaną w jej pamięci. O nich się nie zapomina…
- Idziesz? – nienawidziła, gdy
mąż zwracał jej uwagę w ten sam sposób, w jaki ona robiła to zaledwie kilka
minut wcześniej, a zwłaszcza w takim momencie. Wyrwał ją z zadumy spowodowanej
smutkiem. A może to i dobrze? Posłała mu złowrogie spojrzenie. Odpowiedział
uśmiechem. Przewróciła oczami i kiwnęła głową.
Do widzenia stare życie, witaj
nowe. Będę tęsknić…
~.~
Gwar lotniska
stawał się bardziej przytłaczający niż myśl przypominająca o tym, co ma się
stać za kilkanaście minut. Ludzie tłoczący się od bramki do bramki sprawiali,
że rudowłosa mimo że miała ochotę krzyczeć, powstrzymywała się od płaczu.
Siedziała na niskiej ławce i obojętnie przyglądała się chłopakowi, z którym
miała nadzieję spędzić resztę życia, a los jak zwykle popsuł jej plany. Po policzku
spłynęła jej pojedyncza łza, zostawiając piekący ślad na skórze. Błyskawicznie
ją otarła. Nie mogła okazać uczuć. Nie takich. Usłyszała kroki. Diego podszedł
do niej o dotknął jej ręki, natychmiast ją cofnęła. Nie radziła sobie z tym, co
miało się stać. Uważała się za silną, udawała silną, ale pod powłoką
twardzielki ukrywała się niezwykle wrażliwa dziewczyna, która potrzebowała
miłości. Kochała Diego. Była pewna. K o c h a ł a.
- Cami, proszę… - usłyszała jego
głos, przeszył ją od środka. Nie mogła go słuchać, za mocno na nią działał.
- Nie. Mów. Do. Mnie. Cami. –
wycedziła przez zęby. – Staram się pogodzić z sytuacją, zrozumieć. Nie
wystarczy ci to? – ukryła głowę w dłoniach szlochając.
- Będę. Zawsze będziesz moją
Cami.
Wyrzekł te słowa, jakby były
najprostszymi na świecie, jakby urodził się, by mówić tylko to, a przecież były
tak ważne. Uniosła głowę i spojrzała na niego smutno.
- Wiem.
Nie
potrzebował więcej. Nie musiała nic mówić, nic robić. Znał ją tak dobrze.
Usiadł obok dziewczyny i objął ją ramieniem. Przysunął się, by dotknąć jej
czoła policzkiem. Siedzieli tak prawie nieruchomo, jedynie oddychając.
Patrzyli, jak przez główne wejście wchodzą całe rodziny, uśmiechnięte dzieci,
szczęśliwi ludzie. Przyglądali się wskazówkom ogromnego zegara, które w
zawrotnym tempie zmieniały swoje położenie. Przekazywali sobie tyle uczuć, ile
nigdy wcześniej im się nie udało, choć żadne z nich nie wypowiedziało ani
jednego słowa. A przecież za chwilę mieli się pożegnać i to na bardzo długo.
- Posłuchaj. – Camila nagle
poderwała się z miejsca, a kosmyki rudych włosów spięte w kucyka opadły na
czarny sweter i kołnierzyk koszuli w kwiaty, wystający spod niego. – Nie chcę
się tak pożegnać. Wstaniesz, weźmiesz walizkę i zostawisz mnie… Nie chcę tego.
Wiem, że to będzie trudne. Wiem, że przez te trzy lata, kiedy będziesz tam… -
przełknęła ślinę. – Że to będą najgorsze lata mojego życia. Ale wierzę, że
kiedy wrócisz znów się spotkamy i będzie tak jak dawniej. I będziemy cholernie
szczęśliwi. A teraz leć, spełniaj marzenia. Tak musi być. – wypowiedziała
prawdopodobnie najważniejsze słowa w całym swoim życiu. Spojrzała na
zdezorientowanego chłopaka, który najwyraźniej nie miał pojęcia jak
odpowiedzieć. Podeszła do niego, rzuciła mu się na szyję i złączyła ich usta w
pocałunku. Objął ją mocno, podniósł i zakręcił kilka razy. W chwili, gdy
poczuła grunt pod stopami, odsunęli się od siebie.
- Cami…
- Ja ciebie też.
I tym sposobem – żegnam się z
Wami.
Nie wiem, czy na zawsze. Być może
– tutaj – tak.
Możecie mnie znaleźć na gg
48032014 oraz na ASKU
Odpowiem na każde pytanie,
naprawdę każde.
Jeszcze raz, błagam, wybaczcie!
Uwaga, klikam "Opublikuj"
To już.
Mam nadzieję – do zobaczenia.
xx
<3
OdpowiedzUsuńMuszę się otrząsnąć, aniołku. *.*
Ojej, złotko... Nawet nie uwierzysz, ile łez mi poleciało po policzkach czytając ten post zatytułowany "EPILOG". Może i słowo to oznacza koniec, ale ja wierzę, że to jeszcze nie wszystko, co możesz nam przekazać i że jeszcze chociaż raz ujrzę Twoje dzieło, bo przywiązałam się do Twoich opowiadań.
OdpowiedzUsuńNie zawsze się pokazywałam, za co przepraszam, ale wierz, że czytałam każdy rozdział od słowa do słowa i bez kłamstw, stwierdzam, że jest to najlepsze opowiadanie jakie przyszło mi kiedykolwiek czytać. Zawsze zaskakiwałaś mnie swoją pomysłowością, wytrwałością i próbowaniem coraz to nowszych rzeczy. Jestem dumna, że mam prawo czytać coś takiego i być świadkiem narodzin talentu, który w Tobie drzemie. Najważniejsze jest chyba to, że robisz to, co kochasz z pasją i miłością.
Zakończenie mnie totalnie zaszokowało. Wszystko tak pokręciłaś, że przez chwilę nie mogłam się połapać, ale w końcu wszystko zakończyło się szczęśliwie, prawda? <3
Ahh, tyle już wzlotów i upadków przeżyli bohaterowie Twojego opowiadania, a ja razem z nimi. Nigdy nie wierzyłam, że coś może mnie, aż tak wciągnąć. Tobie to się udało. Kocham Cię za Twój styl pisania, pomysłowość... ale to już powymieniałam na górze. Mimo, iż na Ciebie jest cała masa epitetów. Jesteś tak wyjątkową osóbką, jakich mało. Życzę Ci wszystkiego co najpiękniejsze. Idź dalej, spełniaj marzenia, rozwijaj pasję, rób to, co kochasz i nie przejmuj się częstymi pomrukiwaniami niezadowolenia innych. Jesteś absolutnie cudowna i wierz w to kochana.
Tak ciężko jest mi się rozstać z tym opowiadaniem, ale wszystko co dobre (a w tym przypadku najlepsze) kiedyś się kończy. Nie wiem, co mogłabym jeszcze powiedzieć. Dziękuję za te określenia? "Przeurocza"? "Kochana"? To bardzo miłe. xx Teraz, naprawdę nie mogę powstrzymać łez, mówię "żegnaj" Twoim historiom, ale kto wie, może niedługo ujrzymy tu nową historię, która wciągnie mnie tak samo? Mam nadzieję, to by było piękne. ♥
Dziękuję za każde słowo jakie dla nas napisałaś, za bycie dla mnie inspiracją i po prostu za to, że mimo wielu wątpliwości, nie poddawałaś się, czego ja nie potrafię. Jestem słabełuszem, dlatego chciałabym być taka jak Ty. Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Liczę, że któregoś dnia wrócisz i przepraszam za marną długość tego komentarza.
Na zawsze wierna,
Vielet xx
Ps. Wiesz, że Vielet Pasquarelli-Coleman i Zuzanna Słowik, to ta sama osoba? JA. xD ahah :*
UsuńWiedziałam, tak myślałam, tylko nie byłam pewna!
UsuńPrzepraszam, aczkolwiek miałam podejrzenia, więc każde słowo podziękowania jest skierowane do Ciebie :)
xx
Wrócę tu, okay? ♥
OdpowiedzUsuńWrócę tutaj ;*
OdpowiedzUsuńJestem. Więc tak wchodzę zobaczyć czy jest nowy rozdział a tu Epilog :(. Bardzo lubiałam to opowiadanie. Dobra więc tak Epilog wspaniały. Najbarziej spodobała mi się scena z ślubem Naxi *-* Kocham tą parę. Leon i Violetta piękne zakończenie,nawet takiego bym się nie spodziewała.Naxi opisałam wcześniej *-*. Lu i Marco takiej pary się nie spodziwałam. Powiedziała "tak" !! Fran i Fede. Ta jego grzywka. Normalnie świętość :) No ale pół godziny przed lusterkiem ??!! Cami i Diego...Oni jeszcze będą razem !! Ja to wiem :) !!
UsuńSamo opowiadanie przecudowne i mam nadzieję że wrócisz do nas z takim cudem, albo jeszcze większym tu na Blogera. Też tak myślę że wrócisz- do widzenia a raczej do napisania :)
Pozdrawiam i czekam Kinga ;)
Ajj, wrócę tutaj niedługo, kochana.
OdpowiedzUsuńPozwolisz, że zajmę sobie miejsce? :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga http://violettaweronika.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń