sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział Piętnasty

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

W domu Leona

Leon

Violetta powiedziała mi „żegnaj”. Nie tego chciałem. Nie na to liczyłem. Co ja mówię?! Bo niby akurat teraz miałoby być tak, jak chcę… To chyba byłby cud. Kiedy byłem mały, przychodziłem do mamy i mówiłem „Mamusiu, znowu się nie udało, nie wyszło”, a ona odpowiadała „Synku, nie zawsze wszystko się udaje… Potraktuj to jako próbę. Za każdym razem, kiedy będziesz miał ochotę powiedzieć: Kolejny raz nie jest tak jak chciałem, pomyśl sobie: A może tak miało być? To wyzwanie i masz okazję mu podołać, a wtedy zobaczysz, że gdzieś tam będzie na ciebie czekała nagroda…”. Jako kilkulatek nic z tego nie rozumiałem, a teraz…

- I co losie?! Nie udało mi się. Jestem słaby. Próba niezaliczona. Game over.

Takiemu wyzwaniu nie potrafiłem podołać. Ja ją kocham. Nic tego nie zmieni. Żadne jej słowo. Żaden gest. Przecież prawdziwa miłość się nie kończy, a nasza zdecydowania taką była… Przynajmniej tak myślałem. Tak myślę.
Usiadłem na kanapie. Rozejrzałem się po pokoju. Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy, było zdjęcie Violetty. Podniosłem je. Dziewczyna na fotografii patrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem. Tymi jej dużymi, brązowymi oczami. Te włosy, te policzki, nos i uśmiech, które tak uwielbiam… „Muszę walczyć” – przemknęło mi przez myśl. Ale co to da? Czy to ma jakikolwiek sens? Powiedziała, że nie chce ze mną być. Kocha Tomasa i jest z nim szczęśliwa. A ja tylko tego chcę, by było szczęśliwa… Co za ironia. Jedyna rzecz, która w jakimś stopniu udała się, tak jak bym chciał. Jest szczęśliwa. Tylko dlaczego nie ze mną?
Kolejny raz spojrzałem na zdjęcie.

- Jeszcze będziemy razem… - mruknąłem sam do siebie. – Razem na zawsze.

Resto

Camila

Telefon od taty bardzo mnie zaniepokoił. Zaniepokoił to mało powiedziane… Przeraziłam się. Z wrażenia o mało nie upuściłam komórki. Schowałam ją do torebki i usiadłam na krześle.

- Cami… Kto to był? – zapytał zmartwiony Diego.

Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa. Spojrzałam na niego smutno. Fran usiadła obok i mocno mnie przytuliła.


- Co się stało? – szepnęła.

Prawie się rozpłakałam. Przełknęłam ślinę. Nie wiedziałam, jak mam jej to powiedzieć. Sama niewiele zrozumiałam z tego, o czym opowiadał mi ojciec. Tylko jedno czy dwa zdania, które niestety idealnie opisywały problem.

- Studio… - powiedziałam cicho.

- Co takiego? – Diego wydawał się zniecierpliwiony, ale nie chciał nikogo urazić.

- Mój ojciec powiedział, że nasze Studio… ma problemy. Kilka niespłaconych kredytów i rat. Niewłaściwi sponsorzy. I jeśli czegoś z tym nie zrobimy, to będzie zmuszony…

- Nie… - mruknęła Fran.

- Ja też tego nie chcę, ale jeśli rzeczywiście tak się stanie, Studio Torres zostanie zamknięte.

Franceska skamieniała. Zmroziło ją. Patrzyła na mnie dziwnie. Miała w oczach przerażenie, żal i smutek. Stała nieruchomo opierając się o stół. Z jej ust nie padło nawet jedno słowo.

Fran

Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Wiadomość Camili uderzyła w moje serce, jak strzała. To Studio było dla nas wszystkim. To nasza praca, ulubione miejsce spotkań i część życia każdego z nas. Już, gdy uczyliśmy się  w Studio 21 planowaliśmy, że w przyszłości nie chcemy zajmować się niczym innym. A kiedy ojciec Camilii zgodził się nam w tym pomóc… skakaliśmy ze szczęścia. Miały się spełnić nasze największe marzenia.

- Cam… Camila, powiedz, że żartujesz… - nie mogłam tego przyjąć do wiadomości.

Przyjaciółka kiwnęła głową przecząco i spuściła wzrok.

- Halo, dziewczyny! Głowy do góry. Nie możecie tak myśleć. – Diego próbował nas pocieszyć.

- A jak?! – Camila była bardzo wzburzona i rozżalona. Rozumiałam dziewczynę, ale nie powinna się aż tak unosić.

- Na pewno można coś zrobić. Jakoś zebrać brakujące pieniądze. – odpowiedział chłopak.

- To nie tylko o to chodzi… - westchnęła Cami.

Dopiero po chwili zorientowałam się, o co chodzi przyjaciółce. W porównaniu ze Studiem to był większy problem. Spojrzałam na nią pytająco, a ona kiwnęła głową.

- Dziewczyny, dajcie spokój… Porozumiewacie się jakimś szyfrem, a ja nie mam pojęcia o co chodzi.
 
- Chodzi… - zaczęłam, ale Cami popatrzyła na mnie dziwnie. Jej wzrok mówił „Cicho bądź”.

- Nie wiem, co się stało i widzę, że szybko się nie dowiem. Za to jestem pewny, że nie wszystko stracone. Coś wymyślimy. Wszyscy razem. – uśmiechnął się Diego.

Camila podniosła wzrok.

- Razem? – zapytała.

- Oczywiście.  Nie po to przyjechałem tutaj, by pracować i czegoś się od was nauczyć, żeby teraz siedzieć z założonymi rękami i patrzeć jak się poddajecie.

- Nie chcemy się poddać, ale… - zaczęłam.

- Żadne ale. Od jutra bierzemy się do roboty. W końcu Studio jak dotąd jeszcze funkcjonuje. Uczniowie na pewno będą chętni do współpracy.

Gdy Diego opowiadał, humor Cami znacznie się poprawił.
Do naszego grona dołączyli Maxi, Nata i Andres. Opowiedzieliśmy im całą historię, pomijając fakt, który martwił Camilę bardziej niż problemy Studia. Wszyscy zgodziliśmy się z koncepcją, jaką zaproponował Diego i zaczęliśmy prześcigać się w pomysłach, co? kto? I jak?.

- Czekajcie, czekajcie! – przerwałam obrady. – Nie ma się co kłócić. Mamy jakieś pomysły, a to najważniejsze. Uratujemy Studio.


Ludmiła

Od dwóch godzin biegałam po całym mieszkaniu bez konkretnego celu. Przestawiałam różne rzeczy z jednego miejsca na drugie i odwrotnie. Kilkanaście razy wyjmowałam i wkładałam ubrania i kosmetyki do walizki, nie będąc pewną, czy spakowałam wszystkie potrzebnie przedmioty. Co najmniej pięć razy przerzucałam rzeczy w torebce, ostatni raz 5 minut temu, w poszukiwaniu portfela. Otworzyłam go i wyjęłam bilet na samolot. Za kilka godzin miałam opuścić Mediolan, miasto, którego odwiedzenie od zawsze było moim marzeniem i miejsce, z którym wiązałam swoją przyszłość. Swoją… A jeszcze miesiąc temu naszą – moją i Tommy’ego. Czy lecę do Buenos Aires go odzyskać? Nie wiem. Nie jestem pewna. Nie umiem dokładnie określić zamiarów ani celu, w jakich wracam do rodzinnego miasta. Po prostu czuję, że coś mnie tam ciągnie… Zdenerwowana co chwilę spoglądałam na przemian to w stronę zegara na ścianie, to na ekran telefonu. Brak sms-ów i nieodebranych połączeń. Trzymałam palec nad ikonką ze zdjęciem Tomasa. Nie. Nie mogę. Nacisnęłam „wiadomości” i przeczytałam ostatniego sms-a, którego otrzymałam od ukochanego.

„Jak mogłaś mi to zrobić? Kochałem cię, Ludmiło. Wcale się nie zmieniłaś… Wyjeżdżam. Nie dzwoń do mnie, ani nie pisz. Nie odpowiem. Bye.”

Odebrano 30 lipca o 15.43
Po policzku spłynęła mi łza. Miałam ochotę rzucić telefonem. „I co narobiłaś?!” – przemknęło mi przez myśl.
Po chwili zorientowałam się, którą godzinę wskazywał zegar. W pośpiechu wybiegłam z domu i złapałam taksówkę. Całą drogę rozmyślałam. Patrzyłam na restauracje, w których razem z Tomasem przeżyliśmy tyle wspaniałych randek. Na parki, bary, a nawet na piekarnię, w której codziennie rano kupowałam pieczywo i bułki z jagodami. Nie znoszę ich, ale Tomas nie przeżyłby bez nich nawet dnia.
„Kogo ja oszukuję? Dokładnie wiem, dlaczego wracam do Argentyny. To przecież jasne.” – pomyślałam.
W ostatniej chwili wysiadłam z taksówki, zabrałam walizkę i wbiegłam na lotnisko. Usłyszałam komunikat i skierowałam się do stanowiska odprawy. 
Odrzuciłam od siebie wszystkie negatywne myśli. Wyprostowałam się i pewnie szłam przed siebie. „Buenos Aires, przygotuj się. Ludmiła Ferro powraca”.



Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że dotrwam do dziesiątego rozdziału, ale oto jest piętnasty:)
Wybaczcie, że dopiero dzisiaj, ale mam nadzieję, że ci, którzy przeczytali informację, mnie rozumieją.
Powiem wam, że zamki na dole w połączeniu z innym aparatem na górze… K.O.S.Z.M.A.R. Wczoraj czułam się okropnie, a dzisiaj jest trochę lepiej, więc zebrałam się i napisałam rozdział :)

Zapraszam was na http://jortini-4ever.blogspot.com/  Na tym blogu znajdziecie opowiadania o Jortini, pisane przeze mnie i Samanthę Verdas. Na razie mamy prolog, mam nadzieję, że wam się spodoba i zostawicie ślady swojej obecności:)

Informacja dla Directioners!


Strona o 1D, prowadzona przez Mel :3 i Alex Verdas. Wpadajcie! :D

To tyle.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale! (Może jeszcze dziś)

:*





2 komentarze:

  1. Ja ci komnę. xd
    Bardzo mi się podobało. :D
    Znając życie Ludmiłka coś wywinie, albo nie. xd
    LEOŚ! <3
    Cami i jej mroczny sekret. xd
    Jezu... Bezsensowny komentarz... -,-
    Xenia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Leon powinien walczyć. Popełnił kilka błędów, ale jeśli kocha Violettę, to musi się postarać.
    Nie wiem o co chodzi z Cami, ale to raczej nic dobrego...
    Ludmiła wraca? Się będzie działo... :)
    Super rozdział, tyle ci powiem.
    Czekam na następny z niecierpliwością.
    Buziaki,
    M.;*

    OdpowiedzUsuń