ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
W domu Leona
Leon
Violetta powiedziała mi „żegnaj”. Nie tego chciałem. Nie na
to liczyłem. Co ja mówię?! Bo niby akurat teraz miałoby być tak, jak chcę… To
chyba byłby cud. Kiedy byłem mały, przychodziłem do mamy i mówiłem „Mamusiu, znowu
się nie udało, nie wyszło”, a ona odpowiadała „Synku, nie zawsze wszystko się
udaje… Potraktuj to jako próbę. Za każdym razem, kiedy będziesz miał ochotę
powiedzieć: Kolejny raz nie jest tak jak chciałem, pomyśl sobie: A może tak
miało być? To wyzwanie i masz okazję mu podołać, a wtedy zobaczysz, że gdzieś
tam będzie na ciebie czekała nagroda…”. Jako kilkulatek nic z tego nie
rozumiałem, a teraz…
- I co losie?! Nie udało mi się. Jestem słaby. Próba
niezaliczona. Game over.
Takiemu wyzwaniu nie potrafiłem podołać. Ja ją kocham. Nic
tego nie zmieni. Żadne jej słowo. Żaden gest. Przecież prawdziwa miłość się nie
kończy, a nasza zdecydowania taką była… Przynajmniej tak myślałem. Tak myślę.
Usiadłem na kanapie. Rozejrzałem się po pokoju. Pierwszą
rzeczą, która rzuciła mi się w oczy, było zdjęcie Violetty. Podniosłem je.
Dziewczyna na fotografii patrzyła na mnie przenikliwym wzrokiem. Tymi jej
dużymi, brązowymi oczami. Te włosy, te policzki, nos i uśmiech, które tak
uwielbiam… „Muszę walczyć” – przemknęło mi przez myśl. Ale co to da? Czy to ma
jakikolwiek sens? Powiedziała, że nie chce ze mną być. Kocha Tomasa i jest z
nim szczęśliwa. A ja tylko tego chcę, by było szczęśliwa… Co za ironia. Jedyna
rzecz, która w jakimś stopniu udała się, tak jak bym chciał. Jest szczęśliwa.
Tylko dlaczego nie ze mną?
Kolejny raz spojrzałem na zdjęcie.
- Jeszcze będziemy razem… - mruknąłem sam do siebie. – Razem
na zawsze.
Resto
Camila
Telefon od taty bardzo mnie zaniepokoił. Zaniepokoił to mało
powiedziane… Przeraziłam się. Z wrażenia o mało nie upuściłam komórki.
Schowałam ją do torebki i usiadłam na krześle.
- Cami… Kto to był? – zapytał zmartwiony Diego.
Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa. Spojrzałam na niego
smutno. Fran usiadła obok i mocno mnie przytuliła.
- Co się stało? – szepnęła.
Prawie się rozpłakałam. Przełknęłam ślinę. Nie wiedziałam,
jak mam jej to powiedzieć. Sama niewiele zrozumiałam z tego, o czym opowiadał
mi ojciec. Tylko jedno czy dwa zdania, które niestety idealnie opisywały
problem.
- Studio… - powiedziałam cicho.
- Co takiego? – Diego wydawał się zniecierpliwiony, ale nie
chciał nikogo urazić.
- Mój ojciec powiedział, że nasze Studio… ma problemy. Kilka
niespłaconych kredytów i rat. Niewłaściwi sponsorzy. I jeśli czegoś z tym nie
zrobimy, to będzie zmuszony…
- Nie… - mruknęła Fran.
- Ja też tego nie chcę, ale jeśli rzeczywiście tak się
stanie, Studio Torres zostanie zamknięte.
Franceska skamieniała. Zmroziło ją. Patrzyła na mnie
dziwnie. Miała w oczach przerażenie, żal i smutek. Stała nieruchomo opierając
się o stół. Z jej ust nie padło nawet jedno słowo.
Fran
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Wiadomość Camili uderzyła
w moje serce, jak strzała. To Studio było dla nas wszystkim. To nasza praca,
ulubione miejsce spotkań i część życia każdego z nas. Już, gdy uczyliśmy
się w Studio 21 planowaliśmy, że w
przyszłości nie chcemy zajmować się niczym innym. A kiedy ojciec Camilii
zgodził się nam w tym pomóc… skakaliśmy ze szczęścia. Miały się spełnić nasze
największe marzenia.
- Cam… Camila, powiedz, że żartujesz… - nie mogłam tego
przyjąć do wiadomości.
Przyjaciółka kiwnęła głową przecząco i spuściła wzrok.
- Halo, dziewczyny! Głowy do góry. Nie możecie tak myśleć. –
Diego próbował nas pocieszyć.
- A jak?! – Camila była bardzo wzburzona i rozżalona.
Rozumiałam dziewczynę, ale nie powinna się aż tak unosić.
- Na pewno można coś zrobić. Jakoś zebrać brakujące
pieniądze. – odpowiedział chłopak.
- To nie tylko o to chodzi… - westchnęła Cami.
Dopiero po chwili zorientowałam się, o co chodzi
przyjaciółce. W porównaniu ze Studiem to był większy problem. Spojrzałam na nią
pytająco, a ona kiwnęła głową.
- Dziewczyny, dajcie spokój… Porozumiewacie się jakimś
szyfrem, a ja nie mam pojęcia o co chodzi.
- Chodzi… - zaczęłam, ale Cami popatrzyła na mnie dziwnie.
Jej wzrok mówił „Cicho bądź”.
- Nie wiem, co się stało i widzę, że szybko się nie dowiem.
Za to jestem pewny, że nie wszystko stracone. Coś wymyślimy. Wszyscy razem. –
uśmiechnął się Diego.
Camila podniosła wzrok.
- Razem? – zapytała.
- Oczywiście. Nie po
to przyjechałem tutaj, by pracować i czegoś się od was nauczyć, żeby teraz
siedzieć z założonymi rękami i patrzeć jak się poddajecie.
- Nie chcemy się poddać, ale… - zaczęłam.
- Żadne ale. Od jutra bierzemy się do roboty. W końcu Studio
jak dotąd jeszcze funkcjonuje. Uczniowie na pewno będą chętni do współpracy.
Gdy Diego opowiadał, humor Cami znacznie się poprawił.
Do naszego grona dołączyli Maxi, Nata i Andres.
Opowiedzieliśmy im całą historię, pomijając fakt, który martwił Camilę bardziej
niż problemy Studia. Wszyscy zgodziliśmy się z koncepcją, jaką zaproponował
Diego i zaczęliśmy prześcigać się w pomysłach, co? kto? I jak?.
- Czekajcie, czekajcie! – przerwałam obrady. – Nie ma się co
kłócić. Mamy jakieś pomysły, a to najważniejsze. Uratujemy Studio.
Ludmiła
Od dwóch godzin biegałam po całym mieszkaniu bez konkretnego
celu. Przestawiałam różne rzeczy z jednego miejsca na drugie i odwrotnie.
Kilkanaście razy wyjmowałam i wkładałam ubrania i kosmetyki do walizki, nie będąc
pewną, czy spakowałam wszystkie potrzebnie przedmioty. Co najmniej pięć razy
przerzucałam rzeczy w torebce, ostatni raz 5 minut temu, w poszukiwaniu
portfela. Otworzyłam go i wyjęłam bilet na samolot. Za kilka godzin miałam
opuścić Mediolan, miasto, którego odwiedzenie od zawsze było moim marzeniem i
miejsce, z którym wiązałam swoją przyszłość. Swoją… A jeszcze miesiąc temu
naszą – moją i Tommy’ego. Czy lecę do Buenos Aires go odzyskać? Nie wiem. Nie
jestem pewna. Nie umiem dokładnie określić zamiarów ani celu, w jakich wracam
do rodzinnego miasta. Po prostu czuję, że coś mnie tam ciągnie… Zdenerwowana co
chwilę spoglądałam na przemian to w stronę zegara na ścianie, to na ekran
telefonu. Brak sms-ów i nieodebranych połączeń. Trzymałam palec nad ikonką ze
zdjęciem Tomasa. Nie. Nie mogę. Nacisnęłam „wiadomości” i przeczytałam
ostatniego sms-a, którego otrzymałam od ukochanego.
„Jak mogłaś mi to zrobić? Kochałem cię, Ludmiło. Wcale się
nie zmieniłaś… Wyjeżdżam. Nie dzwoń do mnie, ani nie pisz. Nie odpowiem. Bye.”
Odebrano 30 lipca o 15.43
Po policzku spłynęła mi łza. Miałam ochotę rzucić telefonem.
„I co narobiłaś?!” – przemknęło mi przez myśl.
Po chwili zorientowałam się, którą godzinę wskazywał zegar.
W pośpiechu wybiegłam z domu i złapałam taksówkę. Całą drogę rozmyślałam.
Patrzyłam na restauracje, w których razem z Tomasem przeżyliśmy tyle
wspaniałych randek. Na parki, bary, a nawet na piekarnię, w której codziennie
rano kupowałam pieczywo i bułki z jagodami. Nie znoszę ich, ale Tomas nie
przeżyłby bez nich nawet dnia.
„Kogo ja oszukuję? Dokładnie wiem, dlaczego wracam do
Argentyny. To przecież jasne.” – pomyślałam.
W ostatniej chwili wysiadłam z taksówki, zabrałam walizkę i
wbiegłam na lotnisko. Usłyszałam komunikat i skierowałam się do stanowiska odprawy.
Odrzuciłam od siebie wszystkie negatywne myśli.
Wyprostowałam się i pewnie szłam przed siebie. „Buenos Aires, przygotuj się.
Ludmiła Ferro powraca”.
Szczerze mówiąc,
nie spodziewałam się, że dotrwam do dziesiątego rozdziału, ale oto jest piętnasty:)
Wybaczcie, że
dopiero dzisiaj, ale mam nadzieję, że ci, którzy przeczytali informację, mnie
rozumieją.
Powiem wam, że
zamki na dole w połączeniu z innym aparatem na górze… K.O.S.Z.M.A.R. Wczoraj
czułam się okropnie, a dzisiaj jest trochę lepiej, więc zebrałam się i
napisałam rozdział :)
Zapraszam was na http://jortini-4ever.blogspot.com/ Na tym blogu
znajdziecie opowiadania o Jortini, pisane przeze mnie i Samanthę Verdas. Na
razie mamy prolog, mam nadzieję, że wam się spodoba i zostawicie ślady swojej
obecności:)
Informacja dla
Directioners!
Strona o 1D,
prowadzona przez Mel :3 i Alex Verdas. Wpadajcie! :D
To tyle.
Do zobaczenia w
kolejnym rozdziale! (Może jeszcze dziś)
:*
Ja ci komnę. xd
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobało. :D
Znając życie Ludmiłka coś wywinie, albo nie. xd
LEOŚ! <3
Cami i jej mroczny sekret. xd
Jezu... Bezsensowny komentarz... -,-
Xenia <3
Leon powinien walczyć. Popełnił kilka błędów, ale jeśli kocha Violettę, to musi się postarać.
OdpowiedzUsuńNie wiem o co chodzi z Cami, ale to raczej nic dobrego...
Ludmiła wraca? Się będzie działo... :)
Super rozdział, tyle ci powiem.
Czekam na następny z niecierpliwością.
Buziaki,
M.;*