ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
Francesca
Spędzanie czasu w Restó stało się najlepszą
alternatywą na wszelkie problemy. Od rana siedziałam przy barze, w głowie
układając plan na resztę dnia. Jak na złość, ja nie mogłam się na niczym
skupić, a mój brat był szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Przynajmniej ja nie
pamiętam, kiedy ostatnio widziałam go tak rozweselonego. Chyba nawet wtedy, gdy
Pablo pozwolił mu wystąpić w przedstawieniu… Chociaż nie, te dwie sytuacje są
porównywalne. Z doświadczenia wiem, że Luce trzeba dać chwilę, by się
„wyszalał”, a dopiero później zadawać pytania. Tak więc postanowiłam grzecznie
poczekać z nosem w książce, każdy rozdział poprzedzając dźwiękami ulubionej
melodii. Co jakiś czas zerkałam również na telefon. Może to odruch paranoiczny,
ale wydawało mi się, że dziś stanie się coś szczególnego. A miałam nadzieję, że
to będzie właśnie to. Imię wyświetlone na ekranie, a po chwili głos, który tak
pragnęłam usłyszeć…
Gdyby zobaczył mnie teraz ktoś z przyjaciół,
uznałby mnie za zupełnie obcą osobę. Okulary, książka, słuchawki w uszach, brak
jakiegokolwiek znaku życia. To zdecydowanie nie jest Francesca, jaką znają. Nawet
ja, patrząc rano w lustro, widzę kogoś innego. Nie starą siebie, tylko nową. Wicedyrektor
– Francesca Restó. Napis, który widnieje na drzwiach mojego g a b i n e t u. Wisi
tam od kilku miesięcy, a ja jeszcze nie zdążyłam się przyzwyczaić. Chyba nigdy
mi się nie uda. Może dla tego, że to nie jestem prawdziwa ja. I nigdy nie będę.
-
Francesca, jeżeli za pięć minut nie zdejmiesz tych słuchawek, to przysięgam ci,
że wyjdę z siebie i stanę obok! – dopiero w tamtej chwili uniosłam wzrok i
zobaczyłam burzę rudych włosów mojej przyjaciółki. Przygryzłam wargę
zakłopotana. Na pewno stała w tym miejscu od kilku dobrych minut, a ja jakby
oderwana od rzeczywistości nie zareagowałam.
-
Dobrze, już. Przepraszam. – mruknęłam ospale. Pierwszy, poważny błąd.
-
Widzę co się dzieje. Zamartwiasz się wszystkim, co się dzieje wokół. Problemami studia,
Violettą, Leonem, mną… A doskonale
wiesz, że ja sobie świetnie radzę. – spojrzałam na rudą serdecznie, czym
wyraźnie zbiłam ją z tropu. Przy niej nie musiałam nic mówić, a ona czytała ze
mnie jak z otwartej księgi. Księgi wypełnionej fragmentami historii mojego
życia.
-
Przestań to robić. – mruknęłam i zachichotałam, co sprawiło, że przyjaciółka
spojrzała na mnie jeszcze bardziej podejrzliwie. Niestety, tak już mam, że jak
się czymś martwię to nie potrafię porozumieć się z ludźmi. Dobrze, że Camila
zazwyczaj wie, o co mi chodzi.
-
Co robić? – ruda patrzyła na mnie zupełnie zdezorientowana. Widząc jej minę,
miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
-
Znać mnie tak dobrze. – skwitowałam i wstałam, by przytulić przyjaciółkę.
Wspaniale by było, gdybym ja potrafiła odgadnąć jej
myśli tak, jak ona robi to ze mną. Zauważyłam, że ona również nie jest w
najlepszym nastroju, a nie miałam pojęcia dlaczego. Co ze mnie za przyjaciółka?
Próbowałam się domyślić, ale żaden powód nie przychodził mi do głowy. Z tego co
wiem, z jej ojcem już coraz lepiej. Po zawale nie ma już śladu, a on wraca do
zdrowia. A może nawet tego nie wiem? Przecież nie okłamałaby mnie w takiej
sprawie, żebym się nie martwiła. Nie Camila. Szkoła tańca… Odnosi sukcesy,
ćwiczy z Andresem, co może iść nie tak? Chyba, że… Diego! Jeśli ten podrywacz
coś jej zrobił, to nie ręczę za siebie. Nikt nie będzie krzywdził mojej
najlepszej przyjaciółki. Nie mam zamiaru na to pozwolić. Nie chcę, by jedna z
najbliższych mi osób cierpiała z powodu miłości. Doskonale pamiętam ile
przeszła Violetta. Nawet największemu wrogowi nie życzę tego, co przeżyła. A co
dopiero Camili…
Natalia
Mam wrażenie, że wszechświat zmienił tor i obrócił
się o 180 stopni. Wrócił Tomas. Teraz wróciła Ludmiła. I mogę przysiąc, że
zaledwie wczoraj widziałam Marco spacerującego uliczkami parku. Nie tak miało
być. Miejsce blondynki miało być przy Hiszpanie, tam w małym domku, we
Włoszech. Miałam jej już nigdy nie spotkać, nie chciałam jej spotykać. Lu wraz
ze sobą, sprowadziła do Buenos Aires wszystkie wspomnienia. Dosłownie. Widok
Tomasa przywołuje chwile, gdy była tak zakochana, a ja bezmyślnie zapatrzona w
jej osobę i spełniająca każdą zachciankę zarozumiałej Ferro. A kiedy zobaczyłam
Marco… Wrócił dzieciństwo. Chwila, w której się poznałyśmy. Wtedy, w
przedszkolu, to oni byli najlepszymi przyjaciółmi. Tylko, że Meksykanin był
silniejszy ode mnie. Nie dał się zmanipulować urokami Ludmiły, ja natomiast
okazałam się idealna do roli marionetki. Nieśmiała, szara myszka, Natalia
Navarro. W tamtym czasie chyba tylko ja i ona naprawdę pamiętałyśmy jak się
nazywam. Marzyłam, by to się zmieniło. Chciałam być równie lubiana i znana, co
Ludmiła. Była dla mnie wzorem. A teraz wszystkiego żałuję. Od czasu, gdy ją
poznałam, ludzie kojarzyli moje nazwisko, jako „Naty – służącą Ludmiły”. A nikt
tak naprawdę nie próbował poznać m n i e. Dziewczyny, która wbrew wszelkim
pozorom była zupełnie inna i chciała mieć własny głos. Ale była za słaba… Nie
znalazła nikogo, kto mógłby jej pomóc, pokazać drogę, uświadomić, że nie jest
jednym z „ciał niebieskich”, krążących wokół jedynej gwiazdy. Nie umiała
uwierzyć, że też ma talent, że też coś znaczy.
Czasami zastanawiam się, jakby wyglądało moje
życie, gdyby rzeczywiście nie pojawiła się w nim Lu. Byłoby lepsze? Gorsze? Mimo
wszystko, arogancka blondynka była moją najlepszą przyjaciółką. Bywały nawet
momenty, w których zachowywała się tak, jakby nią była. Wszystkie wyzwiska,
którymi mnie obarczała i niepoważne zadania asystentki, przez które cierpiałam
i przepłakałam niejedną noc, były warte chwil spędzonych z nią. Prawdziwą
Ludmiłą Ferro. Nie taką, którą udawała. Bez masek dnia codziennego. M o j
ą p r z y j a c i ó ł k ą. Zwariowaną
blondynką, z którą obejrzałam setki komedii romantycznych, słuchając łkania i
kolejnych planów na zdobycie Tomasa. Dziewczyną, która choć świetnie znała się
na modzie, popołudnia spędzała na przygotowywaniu posiłków, słuchaniu muzyki i ćwiczeniach
karaoke, mając na sobie zwykły dres. Normalną dziewczyną, taką, jak wszystkie
inne. No może trochę bardziej wyjątkową. Ale nie „wielką gwiazdą”. Matko… już
nie wiem, co myśleć. Kocham ją i nienawidzę.
Mam na głowie tyle spraw. I chyba nie tylko ja.
Wszyscy, których znam ostatnio stale się czymś zamartwiają. Moje najlepsze
przyjaciółki, Maxi. A ja powoli do nich dołączam. Najpierw Lu, teraz Lena. Ta
dziewczyna powoli doprowadza mnie do szału. Czasami nie wierzę, że to moja
siostra. W czym my jesteśmy do siebie podobne?! Ona, to jest istny wulkan
energii, sto pomysłów na minutę. A najgorsze, że najpierw robi, a potem się nad
tym zastanawia. Nie, najgorsze jest to, że to ja mam jej pilnować i pomóc jej
„by wyrosła na mądrą młodą kobietę”. Mama chyba nie do końca przemyślała swoją
prośbę. Jeżeli jest na świecie ktoś, kto potrafi zapanować nad Heleną, to na
pewno nie jestem to ja. Potrzebuję chyba jakiegoś poradnika. Zwłaszcza teraz,
kiedy stwierdziła, że chce wystąpić w przedstawieniu na koniec roku, mimo że
nawet nie jest uczennicą Studia i oczywiście ja mam jej na to pozwolić. Oczywiście,
że bym to zrobiła, chociażby dla świętego spokoju, ale na tym się nie zakończy.
Najpierw sam występ, potem główna rola, a potem może jeszcze plakaty z nią w
roli głównej... Do tego nie dopuszczę. Nie pozwolę, by zarządzała mną tak jak
kiedyś Ludmiła. Jestem teraz zupełnie inną osobą i wiem o swojej sile. Wreszcie
mogę decydować o swoim życiu. Nie zmarnuję tego.
Andres
Martwię się o Camilę. Od razu wiedziałem, że ten
Diego, to nie jest chłopak dla niej. Ale oczywiście, kto by mnie słuchał. W
zasadzie czasami nie wiem, jak ja mogę sam siebie słuchać, ale to nieważne. Widzę,
jak diametralnie zmienia się nastrój rudej, gdy spędza czas z Hiszpanem. Raz
jest szczęśliwa, wtedy godzę się z myślą, że jest z nim i nie mogę nic na to
poradzić, a za chwilę wydaje się smutna albo zła, a wtedy mam ochotę znaleźć go
i własnoręcznie rozszarpać. Tak jak w kreskówkach. Nie. Skup się Andres, tu
chodzi o Cami, ona jest ważniejsza niż postacie z bajek! Jak dorosnę, miałem
być mądrzejszy, a mam wrażenie, że nic się nie zmienia. Czasami myślę, że tylko
gdy tańczę ludzie traktują mnie poważnie. Wtedy nie mogę śmiać się z moich
dziecinnych żartów, czy kiwać głową na moje zachowanie. Wtedy wszyscy patrzą na
mnie z podziwem, mogę wyrazić wszystkie swoje uczucia i emocje, których nie
potrafię przekazać w inny sposób. Kiedy nie tańczę, wszystko wraca do normy. Znów
jestem głupim Andresem, który o niczym nie ma pojęcia. Jeśli tak, to ja już
wolę tańczyć. To naprawdę świetne wreszcie czuć, że ktoś cię docenia i nie
traktuje jak idiotę. Taniec. To chyba jedyny sposób, żeby pokazać, jak bardzo
jest ważna. Jeśli pozwoli, zrobię dla niej wszystko.
Esmeralda
Powoli spacerowałam alejkami parku, a delikatny,
ciepły wiatr otulał moje ciało i rozwiewał włosy. Uwielbiam pogodę w maju, jest
tak przyjemnie. Wokół roznosi się wiosenny zapach kwiatów i drzew, na których
już widać małe, zielone listki. Czego więcej chcieć od życia? Usiadłam na ławce
z ciemnego drewna i zaczęłam wpatrywać się w bezchmurne niebo. Gdy byłam mała,
razem z mamą późnym wieczorem rozkładałyśmy w ogródku przed domem koc i
wpatrywałyśmy się w ciemne, prawie czarne niebo, pokryte gwiazdami. Codziennie
czekałam na chwilę, w której usłyszę jej głos wołający moje imię, ubiorę
maleńkie buciki i razem wyjdziemy z domu. Zawsze marzyłam, że kiedyś, kiedy
będę miała własną rodzinę, męża, dzieci, będziemy równie szczęśliwi.
Niestety, nie zawsze wszystko musi się udać i
potoczyć tak, jak chcemy. Mam teraz świetną pracę, zarabiam pieniądze, ale co z
tego? Z córką widzę się raz w miesiącu, czasami wcale. Mój były mąż… Jest byłym
mężem. Nie zmienię tego. Czy tęsknię? Oczywiście, że tęsknie. Nieraz wspominam
to, co nas łączyło. Nasze uczucia i wszystkie chwile, które spędziliśmy razem. Przez
moment było idealnie. Spędziłam z nim jedne z najlepszych lat mojego życia. Aż
pewnego dnia czar prysnął. Zostałam sama. Ktoś mógłby powiedzieć – przecież
masz córkę. A jednak czuję się tak, jakbym nie była jej matką. Jakby ona nie
chciała, żebym nią była. W takie dni jak dziś aż szkoda myśleć o problemach,
których jest tak wiele… Westchnęłam głęboko i uniosłam głowę, by spojrzeć w
niebo. Tuż przede mną wyrósł cień wysokiego mężczyzny. Przetarłam oczy ze
zdziwienia. To przecież niemożliwe…
-
Esmeralda? To naprawdę ty? – zadrżałam na dźwięk własnego imienia. Wydawało mi
się to nierealne, bym znała osobę, która mnie powitała. – Esme? – nie miałam
pojęcia, co powiedzieć. Wszystkie myśli uciekły z mojej głowy. Jedyną osobą,
która używała tego zdrobnienia był…
-
German. Ile to już lat…
Violetta
Całe szczęście, że udało mi się odwołać spotkanie z
Tomasem. Wiem, że zależy mu na mnie, ale czasami to mam go najzwyczajniej w
świecie dość. Tak, jakby się bał, że jeśli każdego dnia nie poświęci mi chociaż
kilku minut, to starci moje uczucia i zaufanie. To przecież bez sensu, powinien
wiedzieć, że go kocham i byle błahostka tego nie zmieni. Nie na tym polega
prawdziwa miłość, w którą ostatnio zaczęłam wątpić. Może mi nie jest ona
pisana… Ostatnio zauważyłam, że podczas tylko spacerów w parku jestem w stanie
skupić się na czymś konkretnym i poukładać swoje myśli. Jest jak mój drugi dom,
w którym uwielbiam spędzać czas. Uwielbiam czuć jego zapach, zatracać się w
zieleni, chować w cieniach ogromnych drzew i układać piosenki. Tak jak teraz.
Przechodzący ludzie mijają mnie obojętnie, patrzą na mnie z góry. A mi to wcale
nie przeszkadza. Siedzę pod moim ulubionym olbrzymem, z pamiętnikiem w lewej
dłoni i fioletowym długopisem w prawej. Dźwięki śpiewu ptaków są idealnym
akompaniamentem, do utworu, który powstaje na kartkach mojego zeszytu.
Nie ma żadnych innych oczu
Które mogłyby przejrzeć mnie na wylot
Niczyje ramiona nie mogą wznieść
Wznieść mnie tak wysoko
Twoja miłość wznosi mnie poza czas
A ty znasz moje serce na pamięć
Poczułam delikatny powiew wiatru na skórze. Strony
pamiętnika lekko się poruszyły i zauważyłam niewielki liścik wystający z pod
jednej z nich. Zdziwiło mnie to, ale po chwili domyśliłam się, co się tu
dzieje. Już nie wiedziałam, co myśleć. Z jednej strony miałam ochotę go udusić,
a z drugiej wydawało mi się to takie urocze. Uniosłam karteczkę i otworzyłam
małą kopertę. Jeden kawałek nie pasował do całej układanki, obejrzałam fragment
papieru bardzo dokładnie, ale nigdzie nie znalazłam ukrytych inicjałów. Przez
moją głowę znów przeleciała myśl, którą tak kocham. Nie! Odrzuciłam od siebie
wszystkie wspomnienia, zniknęły tak szybko, jak się pojawiły. Nie chciałam go
znać. Nie ma najmniejszych szans, że to on. To Tomas. Tak. Z tą myślą
postanowiłam przeczytać wiadomość i poznać tajemnicę.
Czerwone
róże są piękne, ale ty piękniejsza. Jeśli dobrze się zastanowisz, niedługo znajdziesz
odpowiedź…
Brak
podpisu, brak wskazówek. Z powrotem zajęłam swoje miejsce, by spokojnie
pomyśleć nad zagadką. Miałam nadzieję, że na końcu czeka na mnie coś
wspaniałego, bo inaczej przez tydzień się do niego nie odezwę. Róże, kwiaty…
Kwiaciarnia. Zaskoczona własnym sprytem zebrałam swoje rzeczy i wstałam, by
ruszyć na „dalsze poszukiwania”. Tylko gdzie ja znajdę kwiaciarnie? Pomyślałam
i pożałowałam. Wszystkie fakty powoli składały się w spójną całość, a ja nie
chciałam w to uwierzyć, nie dopuszczałam tego do siebie. W pewnym momencie coś
mnie tknęło, trafiło jak grom z jasnego nieba i już nie mogłam skupić się na
niczym innym. Na naszej pierwszej randce dostałam od Leóna różę. C z e r w o n
ą. Jedyną kawiarnię w okolicy prowadzi jego mama. Skrzyżowanie Av Corrientes i
Carlos Pellegrini. Czy to możliwe, że to zwykły zbieg okoliczności, a ja
wymyślam dalsze części niestworzonej historii? A może znalazłam odpowiedź
szybciej niż się tego spodziewałam? Pod wpływem chwili otworzyłam pamiętnik i
cofnęłam się kilkanaście stron dalej. „Odszedł
z mojego serca… na zawsze”. Natrafiłam na wpis, który pojawił się w
zeszycie jakiś czas temu. Wpis, którego byłam autorką. Przestań go kochać! Głos w mojej głowie odezwał się wtedy, kiedy
najmniej tego potrzebowałam. Nie
potrafię… Kłóciłam się z własnymi myślami, nie zwracając uwagi na
przechodzących ludzi, którzy pewnie już dawno uznali mnie za niepoczytalną i
niestabilną psychicznie. Próbowałaś? Nie
potrafisz, czy nie chcesz? Doskonale znałam odpowiedź na to pytanie. Nigdy nie przestanę cię kochać! – słowa
Leona zadźwięczały w mojej głowie i przeszyły serce. A ja nie wiedziałam, czy
mam się im poddać, czy dalej łudzić się, że to tylko wymysł i przekonana szukać
Tomasa. Miałam ochotę nakrzyczeć sama na siebie. Chciałam przestać o nim
myśleć. To nie był dobry pomysł. Przez niego cierpiałam i więcej tego nie chce.
Nie zamierzam znów przechodzić przez to wszystko. Stracił swoją szansę. To
wszystko było niepotrzebne. To nieprawda. Spojrzałam na kartkę i westchnęłam
głęboko. Tomas. Tak. Na pewno.
Ok. Rozdział nie najdłuższy, ale bywały krótsze. A pisałam go przy dźwiękach piosenek Demi Lovato, stąd pomysł na tekst utworu Violetty (Demi Lovato - Heart by heart).
Podejrzewam, że większość z was przeczytało epilog, oraz informację pod nim, na blogu Xenii Verdas. Mną również wstrząsnęła ta wiadomość i bardzo mi przykro z tego powodu. Xenia od początku było moją inspiracją, moim wzorem. Mam nadzieję, że wbrew temu, co napisała, nie będziemy musieli długo czekać na jej powrót, a nawet jeśli, wiem, że o niej nie zapomnimy.
Rozdział dedykuję właśnie jej. Wiem, że pewnie nawet tego nie przeczyta, ale to nieważne. Odegrała istotną rolę w tej części mojego życia, którą poświęciłam blogowaniu.
To tyle. Napisałam to, bo chciałam żebyście wiedzieli. Jeśli jeszcze nie przeczytaliście, bądź nie skomentowaliście epilogu, do dzieła! Bo ona na to zasługuje.
Liczę też na komentarze pod tym rozdziałem.
Bardzo was kocham!
xx
Bardzo mi się podoba ten rozdział. Nie przestawaj pisać tego bloga. Mam nadzieję, że niedługo Viola będzie z Leonem.
OdpowiedzUsuńDla mnie to było najurokliwsze z najurokliwszych rzeczy i no masakra, Boże.
OdpowiedzUsuńSłucham sobie właśnie Nuestro Camino Leona, kocham sobie to, jeju.
Nie mogę zapomnieć tego, co mi napisałaś na gg czy pod rozdziałem.
Bo takich słów nie da się zapomnieć. Czasem zastanawiam się, czym sobie na to zasłużyłam.
Kurczę, kocham ludzi.
Znaczy no kurde, jak zwykle nie umiem się wyrazić w tym, co mówię. To zdanie nie ma sensu, wiem i chyba więcej nic nie powiem, bo zaczynam się bać o swoje życie? Dlaczego tysiąc motyli fruwa w moim brzuchu?
Kurczę, kocham i kurczę, nigdy nie zapomnę.
Czym sobie zasłużyłaś? Jeszcze pytasz? Jesteś dla mnie po prostu wzorem.
UsuńDziękuję, za twój komentarz.
Ja też KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM <3
Na zawsze.
Violetta cierpiała?
OdpowiedzUsuńNo przepraszam niecg ta dziewucha raz a porządnie przemyślli to, co się w jej zyciu wydarzyło. Nie tylko ona cierpiała ON TEŻ. to ona GO zostawiła, a nie na odwrót. A to, że znalazł sobie inną dziewczynę może pomagało mu w pozbyciu się z srca tego bólu i tęsknoty za nią. Prawda miała wrócić, ale w życiu nie zawsze jest tak jak nam się wydaje i równie dobrze ogłoby się jej coś stać... Ale ona oczywiście ma pretensje tylko do niego! Leon w niczym nie zawinił, nic złego nie zrobił, po prostu chciał sobie jakoś pomóc, a że nie przemyślał tego to już nie jego wina. Każdy popełnia błędy i to że jej nie rozpoznał o nniczym nie świadczy, bo stara się starał i starać zawsze będzie, bo Leon takii jest. Choćby stało się nie wiadomo co, on i tak zawsze będzie ją bazgranicznie i bezinteresownie kochał. I sorry za błędy ale jestem na telefonie. Przpraszam, musiałam to z siebie wyrzucić. Bo zachowanie Voletty mnie po prostu irytuje.
A piszesz genialnie i jestem zachwycona ;*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOczywiście rozumiem :)
UsuńA kogo nie denerwuje zachowanie Violetty? ;)