Droga
do domu Violetty dłużyła się niemiłosiernie. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo
myśli, a wszystkie one krążyły wokół naszego ostatniego spotkania. Wiedziałem,
że mnie kocha i dzięki temu miałem nadzieję. Niestety, usłyszałem od niej
również słowa, których nie chcę pamiętać. „Wolę cierpieć sama, niż z tobą…” Ale
ja nie potrafię. Nie jestem w stanie poradzić sobie z moim cierpieniem bez
niej, bo tylko ona tak naprawdę znaczyła coś w moim życiu. Była definicją
miłości, mojej miłości. To ona pocieszała, przytulała, całowała, krzyczała…
Pozwalała się kochać. A ja starałem się nie zmarnować tego pozwolenia, nawet,
gdy kolejny raz wymierzała mi policzek, mówiąc, że nie chce mnie znać. Nie
wierzę, że byłem tak głupi, by dać jej odejść. Nie mogę uwierzyć, że tak bardzo
ją zraniłem. Cierpiałem, gdy wyjechała, a gdy wróciła… Jestem cholernym idiotą.
Ale nie poddam się. Na pewno nie tym razem.
Stanąłem
tuż przed drzwiami ogromnego domu Violetty. Byłem tak blisko, a jednak za
daleko. Bałem się zrobić krok naprzód. Obawy objęły nade mną kontrolę i nie
pozwoliły poruszyć się nawet o centymetr. W myślach powtarzałem wszystkie
schematy rozmowy, jakie zdołałem wymyślić po drodze. To chyba jedna z
najgłupszych rzeczy jakie kiedykolwiek zrobiłem. Wziąłem głęboki wdech i
podniosłem dłoń, by zapukać. Drzwi otworzyła gospodyni, Olga. Na mój widok
niemalże wypuściła z rąk ogromną tacę z ciastem. Nie zadawała żadnych pytań,
czym bardzo mnie zaskoczyła. Odsunęła się, bym mógł wejść. Przechodząc obok
niej szepnąłem „przepraszam”, a ona odpowiedziała jakimś niezrozumiałym
bełkotem. Mógłbym przysiąc, że powiedziała „nie mnie będziesz przepraszał”, ale
nie zamierzałem wdawać się z nią w dłuższą konwersację. Cicho i ostrożnie
wszedłem po schodach, tak by dziewczyna mnie nie usłyszała. Drzwi od jej pokoju
były uchylone. Wszedłem do środka.
- Violetta… - zacząłem, gdy mój wzrok napotkał
na swojej drodze jej brązowe tęczówki, ale dziewczyna przerwała mi, nie
pozwalając zacząć rozmowy.
- Leon, jakim cudem zawsze, gdy mówię ci „żegnaj”
i obiecuję sobie, że to był ostatni raz, ty tak po prostu wracasz, jakby nic
się nie stało?! Nie rozumiesz, jak bardzo jest to dla mnie trudne? Świadomość,
że jesteśmy w tym samym mieście, mieszkasz tylko kilka ulic dalej, a mimo to
nie mogę się do ciebie zbliżyć? Nie mogę przytulić, czy pocałować? Chcę po
prostu zacząć normalnie żyć. Dlaczego mi na to nie pozwalasz?
- Chcę być z tobą. Chcę całować cię w policzek
na powitanie, powtarzać, jak bardzo jesteś piękna i obserwować, jak uroczo się
rumienisz za każdym razem, gdy to mówię. Chcę trzymać cię za rękę, gdy się
denerwujesz i pocieszać, gdy płaczesz. Chcę cię kochać. Proszę pozwól mi na to,
tak jak już kiedyś pozwoliłaś.
- Pozwoliłam. – westchnęła głęboko. – I to był
błąd. – wypowiedziała to zdanie ze wzrokiem wbitym w podłogę, tak, jakby bała
się powiedzieć mi to prosto w oczy.
- Proszę cię, nie mów tak… - moje oczy zaszkliły
się łzami, a pojedyncze z nich spływały, kreśląc linię wzdłuż kości
policzkowych.
- A co mam powiedzieć? Nie widzisz do czego nas
to doprowadziło? Nie możemy nawet porozmawiać ze sobą, jak normalni ludzie…
Wyjdź, Leon. Wyjdź i nie wracaj. – z trudem powstrzymywała łzy, widziałem i
bolało mnie to, ponieważ to była moja wina.
- Spójrz na mnie.
- Wyjdź! – krzyczała przez łzy, które okazały
się silniejszym przeciwnikiem, niż jej się wydawało. Podszedłem bliżej i
złapałem ją za nadgarstki, przyciągając do siebie.
- Spójrz na mnie! Popatrz mi prosto w oczy!
- Nie chcę... Nie mogę.
- Proszę. – powoli uniosła głowę i otworzyła
swoje spuchnięte, czerwone od płaczu oczy.
- Zadowolony?!
- Posłuchaj. Mnie. – wycedziłem. – Cokolwiek
teraz powiesz, jak bardzo mnie nienawidzisz, to nigdy nie zmieni moich uczuć
względem ciebie. Kocham cię i będę cię kochał aż do śmierci. A jeśli potem jest jakieś życie, wtedy też będę cię kochał*.Nie mogę żyć bez kochania ciebie. Nie chcę
próbować.
- Masz rację. Nienawidzę cię! Tak bardzo, jak
cię kocham, jak bardzo nienawidzę! – krzyknęła i zaczęła pięściami obijać mój
tors.
A
potem już nic nie mówiliśmy. Nie potrafię tego wytłumaczyć, nie wiem jak to się
stało. Po chwili moje ręce obejmowały jej talię, a jej dłonie oplatały moją
szyję i włosy. Naszych ust nie dzieliły już nawet milimetry. Byłem na siebie
wściekły, ale tak bardzo mi tego brakowało…
Ludmiła
Stałam
tak, wtulona w Tomasa i zastanawiałam się nad tym, co ja w ogóle mam teraz
zrobić. Tak długo czekałam na nasze spotkanie, ale planowałam je zupełnie
inaczej. Nie mam pojęcia co powiedzieć. Tłumaczyć się czy poczekać, aż on się
odezwie? Przepraszać? I tak mi nie uwierzy. Wtedy nie uwierzył. Nie dziwię się
mu. Zachowałam się jak kretynka i tak po prostu zaufałam Diego. Ale to
przeszłość. To było tylko nic nieznaczące zauroczenie. Teraz Hiszpan ma to,
czego chciał. Szkoda, że z perspektywy Tomasa wygląda to zupełnie inaczej.
Westchnęłam
głęboko i zaciągnęłam się zapachem mydła waniliowego. Ulubiony zapach Tomasa.
Mój ulubiony zapach. Nagle poczułam jak delikatnie mnie od siebie odsuwa i
przeklęłam w duchu. Nie chciałam tego kończyć. Chciałam resztę życia spędzić w
jego ramionach. Wciąż staliśmy naprzeciwko siebie, wpatrując się w swoje twarze.
Tak, jakbyśmy chcieli zapamiętać każdy szczegół przed rozstaniem. Poczułam
ukłucie w sercu, nienawidziłam się za podobne myśli.
- Musimy porozmawiać. – stało się
to, czego najbardziej się bałam. Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się, by po
chwili usiąść na łóżku i spuścić głowę. Nasza rozmowa śniła mi się w
najgorszych koszmarach. Tych, w których go traciłam. Chłopak kucnął tuż przede
mną, opierając dłonie na moich kolanach.
- Nienawidzisz mnie? – zapytałam
szeptem, nadal nie patrząc mu w oczy. Kiwnął głową przecząca.
- Och, Lu… Oczywiście, że nie. Jest
mi po prostu cholernie przykro z powodu tego, co się stało. Tego wszystkiego.
- Więc mnie nienawidzisz… -
mruknęłam ponownie. Kiedyś nie pozwoliłabym sobie na podobną reakcję. Nie
obchodziło mnie, czy ktoś mnie lubi czy nie lubi. Byłam świadoma osób, które
mnie uwielbiają i będą uwielbiać i tylko na tym mi zależało. Teraz fakt, że
Tomas mnie nienawidzi jest jak cios prosto w serce. Nożem, którego nie da się
wyciągnąć.
- Nie, nie mów tak. Ludmiła, jak
mogę cię nienawidzić, jeśli cię kocham? – zadał pytanie, na które nie
potrzebowało odpowiedzi, było odpowiedzią samą w sobie. Splótł nasze lewe
dłonie i nachylił się, by złożyć pocałunek na każdym palcu prawej.
- To… to znaczy, że dasz mi
szansę? – spochmurniał na te słowa. Wiedziałam, że jest coś, o czym nie wiem.
- Posłuchaj, kiedy wróciłem… Ja…
- Tomas?
- Wróciłem do Violetty.
Violetta
Po
wizycie Leona czułam się jeszcze bardziej zagubiona, niż byłam wcześniej. Jestem
na niego tak bardzo wściekła. Nienawidzę tego, że mógł po prostu wejść do
mojego pokoju, powiedzieć, że mnie kocha, a potem jak gdyby nigdy nic mnie
całować… Mógł mną manipulować i robić ze mną wszystko to, co chciał. Byłam taka
naiwna, kiedy się w nim zakochałam, a teraz jest już za późno by to odwrócić.
Smutek, żal i rozpacz niszczą mnie od środka. Uczucia do Tomasa, które nawet w
połowie nie wypełnia mojego serca, z pewnością nie mogę nazwać miłością. Ale
nie mogę też wrócić do Leona. To mnie zniszczy. Dopóki jest daleko, mogę z tym
walczyć, ale gdy się zbliża, tracę siły. Tracę zdolność do racjonalnego
myślenia, decydowania o własnym życiu, oddychania. A kiedy myślę, że to już
koniec i nie wróci, pojawia się znów i mąci w moim świecie. Nadal czułam jego
miękkie wargi na swoich ustach i karciłam się w myślach za to, że chciałabym
żeby tak było już zawsze. Nikt wcześniej ani nikt później nie całował mnie tak,
jak Leon. Nikomu nie pozwalałam się tak całować. Jak ja mam zmienić swoje
życie, jeśli cały czas o nim myślę? Nie mogę budować związku z Tomasem, gdy
Leon nie opuszcza mojej głowy, ale muszę o nim zapomnieć. Moje życie nigdy nie
było proste, ale teraz… błędne koło, labirynt bez wyjścia.
Kończyłam
opisywać dzisiejszy dzień w pamiętniku. Jak zwykle, ostatnim punktem wpisu była
krótka wiadomość do mamy. Tak bardzo chciałabym żeby tu była. Jej mogłabym
powiedzieć wszystko. Nie tylko o tym, co się dzieje w szkole, na lekcjach, ale
również o moich skomplikowanych relacjach z Leonem, Tomasem… O tym, o czym nie
mogę opowiedzieć tacie, ani nawet Angie, która przez ostatnie trzy lata była
dla mnie niczym matka. Oddałabym wszystko żeby tylko dostać jakąkolwiek
wskazówkę dotyczącą tego, co mam dalej robić. Co wieczór patrzyłam w sufit i
marzyłam o odpowiedzi, śnie o mamie, czy jakiejś wiadomości. Nie wiem dlaczego,
ale czułam, że tylko ona będzie naprawdę potrafiła mi pomóc.
- Violetto, zejdź na dół! –
usłyszałam głos mojego ojca. Zaskoczona spojrzałam na zegarek, było już
zdecydowanie za późno na rozmowy ojca z córką. Rozmyślając nad powodem prośby
taty wstałam, założyłam gruby, kaszmirowy sweter i zbiegłam po schodach.
Zatrzymałam się na ostatnim stopniu, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie
widziałam. Mój ojciec stał tuż obok otwartych drzwi, dwóch czarnych walizek i
średniego wzrostu chłopaka w koszulce w paski. Kolejnymi charakterystycznymi
znakami były wysoko postawiona grzywka i szeroki uśmiech.
- Federico!
Maxi
Praca
w studiu stawała się coraz bardziej męcząca. Zwłaszcza odkąd Francesca wzięła
urlop, by poukładać swoje sprawy, a Camila pojawiała się w szkole przy okazji wielkiego święta. Na dodatek Angie miała urodzić za dwa tygodnie, więc cały czas
spędzała w domu na kanapie. Dopiero teraz zacząłem doceniać pracę osób, które
zajmują się robotą papierkową. Do tej pory byłem zajęty tylko tańcem, a teraz
mam wrażenie, że całe studio jest na mojej głowie. Jedyną osobą, która naprawdę
mi pomaga, jest Natalia. Naprawdę nie wiem, co bym bez niej zrobił. Jedno jest
pewne, nie zasługuję na taką wspaniałą dziewczynę jak ona.
Usiadłem
przy biurku, by przejrzeć wszystkie umowy oraz listy, jakie przyszły na adres
szkoły. Wszystkie koperty były duże i poszarzały, tylko jedna z nich wyróżniała
się błękitem. Sięgnąłem po nią i ostrożnie otworzyłem, by nie zniszczyć
zawartości. W środku było zaproszenie na ślub Luci i Carmen, dla mnie i Naty. Zachichotałem
w duchu. Nadal nie mogłem uwierzyć, że brat Francesci się żeni. Dla mnie zawsze
pozostanie wiecznym dzieciakiem, który próbował się wkręcić w każdy nasz
występ. Z drugiej strony, cieszę się jego szczęściem.
Poczułem
dotyk delikatnych dłoni na karku, a po chwili ktoś zakrył mi oczy. Nie musiałem
się odwracać, doskonale wiedziałem kto to i bardzo mnie cieszył ten fakt. Spędziłem
w studiu już cztery godziny i naprawdę brakowało mi towarzystwa przyjaciół.
Nowi nauczyciele, przyjęci na okres próbny w zastępstwie za Fran i Cami to nie
było to samo, a Viola wciąż jeszcze oficjalnie nie przyjęła mojej propozycji.
Naty podała mi kawę stojącą na biurku i usiadła na drugim krześle. Pokazałem
jej zaproszenia, które otrzymaliśmy, oczywiście bardzo się ucieszyła i już
zaczęła planować, jaką kupi sukienkę. Nigdy nie zrozumiem kobiet…
- Całe szczęście, że już jesteś.
Jak tak dalej pójdzie to nie damy rady…
- Oczywiście, że damy. – mruknęła
entuzjastycznie. – W końcu mamy siebie, nie?
- Tak. – uśmiechnąłem się na jej
słowa. – To najważniejsze. – sięgnąłem po kubek, ale nie pozwoliła mi wziąć
kolejnego łyka napoju.
- Panie dyrektorze, uczniowie
czekają! – zachichotała, a ja pokręciłem głową i uśmiechnąłem się pod nosem.
Podałem jej rękę i razem ruszyliśmy w stronę dużej Sali.
Mamy
chwile Leonetty, chwile Tomiły, powrót Federico i sielankowe życie Naxi :)
Uff,
zdążyłam.
Mam
nadzieję, że się podoba.
Do
jutra!
* Kto wie skąd cytat?
* Kto wie skąd cytat?
PS Wciąż proszę o komentarze pod tym i poprzednim rozdziałem. Naprawdę, wystarczy mi tylko mała kropka :)
xx
Pozwolisz, że zajmę sobie miejsce? ;)
OdpowiedzUsuńZaraz wracam. <3
Chwila niestety trwała trochę dłużej. Musiałam nadrobić, niektóre rozdziały. Sama nie wiem, dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej, ale cóż, moja głupota czasem nie zna granic. ;)
UsuńPo przeczytaniu Twojego ostatniego dzieła (bo każdy rozdział tutaj, to istny majstersztyk, chciałabym choć w połowie pisać, tak dobrze jak Ty i tak prawdziwie oddawać odczucia bohaterów), jestem, oczywiście chętna na jeszcze więcej. Z Twoim blogiem jest dokładnie jak z porywającymi książkami, trzeba siłą mnie od nich odciągać.
Serce mi się kraja, kiedy widzę, jak większość bohaterów ma nie poukładane sprawy, mętlik w głowie i cierpi. Jednak takie jest życie, żeby wzeszło słońce, chmury muszą odejść. Ból i gorzki smak życia, ale też przebłyski tęczy sprawiają, że Twoje opowiadanie nie jest sztucznie wykreowanym czymś, jest prawdziwą historią z prawdziwymi ludźmi.
Violkę to tylko pacnąć w ten brązowy łeb. Ech. Czy ta dziewczyna choć raz nie może pójść za głosem serca i oddać się Leonowi w całości? A nie tylko podczas krótkich pocałunków, przez które tylko obydwoje cierpią, bo są daleko od siebie.
Dwa serca złączone w miłości, nie mogę długo bez siebie żyć. Dokładnie jak Diegi i Cami, Lu i Tomas (na których mam szczerą nadzieje, pomimo, że całym serduszkiem jestem za Diemiłą), Naty i Maxi oraz Fran i Barco.
Mając tak piękne uczucie blisko siebie, powinni je pielęgnować albo chociaż zdać sobie z niego sprawę.
No nic, kończę swoją bezsensowną wypowiedź, mam nadzieje, że przetrwałaś. ;)
A cytat oczywiście z Darów Anioła. <3
Życzę Ci wiele weny. ;)
Ściskam, Soph.
Dziękuję bardzo za tyle ciepłych słów <3
UsuńNaprawdę, nie spodziewałam się tak pięknego komentarza :)
Tak jest, dary anioła.
Dziękuję!
xx
Dary anioła ;)
OdpowiedzUsuńCudy słodkości i uroczy Włoch na horyzoncie ♥
Oczywiście zgadłaś :)
UsuńDziękuję za komentarz
xx
.
OdpowiedzUsuńMasz kropeczkę :)
super rozdział
OdpowiedzUsuńczekam na Leonettę i na Diego i Cami