sobota, 19 lipca 2014

Rozdział Trzydziesty (dodany wczoraj, ale niechcący usunęłam)

Camila

            Stanęłam jak wryta zastanawiając się, co mam powiedzieć. Nie wiedziałam, czy w ogóle powinnam się odzywać. Weszłam do Sali i położyłam swoje rzeczy na biurku. Postanowiłam usiąść na krześle i w takiej pozycji spędzić resztę lekcji. Nie potrzebowałam kolejnych sensacji, typu opowiadanie o swoim prywatnym życiu przy wszystkich uczniach i słuchanie ich późniejszych reakcji. Zajęłam miejsce i sięgnęłam po notes, udając, że zapisuję jakieś uwagi dotyczące lekcji. Mój ‘zastępca’ patrzył na mnie w sposób, którego nie potrafiłam jednoznacznie odczytać. W jego oczach widziałam zaskoczenie, smutek, ale również przebłyski szczęścia. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Cieszyłam się, że przynajmniej jemu udało się wrócić do normalnego życia. Beznamiętnie spojrzałam w jasny sufit. Jeśli obojgu nam uda się osiągnąć dawną normalność, czy to znaczy, że między nami również będzie tak jak dawniej? Zwątpiłam w to, choć nie chciałam. Wciąż miałam nadzieję, że tak po prostu zapomnimy o tym, co stało się tamtego dnia i nadal będziemy najlepszymi przyjaciółmi. Opuściłam wzrok, tym razem skupiając spojrzenie na jasnopomarańczowej ścianie. Myślami byłam zupełnie w innym miejscu, nie słyszałam nawet pytań i komentarzy uczniów. Słów bruneta nie chciałam słyszeć. Niezgrabnie ruszyłam ręką, przez co mój zielony długopis z logiem marki lodów spadł na podłogę. Gdy schyliłam się, by go podnieść, moje palce zetknęły się z prawą dłonią chłopaka. Mieliśmy ten sam cel i myślę, że nie chodziło tylko o to, by chwycić leżący przed nami przedmiot.

- Dziękuję… - mruknęłam, gdy wykazał się sprytem i podniósł długopis, by mi go podać. Nie powiedziałam nic więcej, bo nie miałam pojęcia, jak odpowiednio dobrać słowa. Chciałam jak najszybciej zakończyć tą wymianę słów i spojrzeń, ale brunet postanowił ją kontynuować.
- Nie ma za co. – szepnął i uśmiechnął się szeroko. Odwrócił się w stronę klasy. – Ustawcie się tak, jak ustaliliśmy na poprzedniej lekcji. Ćwiczymy układ w parach, który przedstawicie jako przedostatni podczas musicalu. Mam nadzieję, że każdy pamięta kroki. – kiwnął głową i włączył muzykę. – Pięć, sześć, siedem, osiem…

            Uczniowie zaczęli kołysać się w rytm melodii, jednocześnie prezentując poznany wcześniej układ. Podziwiałam bruneta. Nawet nie zrobiłam z nimi jednej, małej próby, a on podczas tych kilkunastu dni nauczył ich całego układu. Zafascynowana postępami uczniów, jak zahipnotyzowana przyglądałam się ich tańcu. Wydawało mi się, że gdzieś już widziałam podobny układ. Na znak Andresa, chłopcy zatrzymali się, by po chwili delikatnie unieść dziewczęta i zrobić obrót. Niemalże przetarłam oczy ze zdziwienia i przeniosłam swój wzrok na skupionego przyjaciela. Ten tylko kiwnął głową i uśmiechnął się zawadiacko. Po chwili obrócił się w moją stronę i zrobił trzy kroki do przodu, wyciągając dłoń w moją stroną. Kiwnęłam głową przecząco, ale on nie zwrócił na to uwagi.

- Ktoś musi im pokazać, jak to się robi. – szepnął zachęcająco.

Niepewnie uniosłam dłoń, by po chwili palce chłopaka zacisnęły się wokół niej. Wstałam i zrobiłam pierwszy obrót. Poczułam prawą dłoń Andresa w talii. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, którego wcale nie planowałam. Pierwszy raz od kilkunastu dni znów poczułam się bezpieczna i szczęśliwa. Uniosłam lewą dłoń, a ręka Andresa przejechała wzdłuż moich palców, ramienia, talii i zakończyła swoją drogę w okolicy bioder. Pomimo tego, że piosenka już prawie się kończyła, a uczniowie zaprzestali swojego tańca, przyglądając się nam, my zaczęliśmy od początku, krok, po kroku. Tak, jak to zapamiętaliśmy. Staliśmy twarzą w twarz, patrząc sobie głęboko w oczy i wykonywaliśmy kolejne ruchy. Ręce Andresa znów trafiły na moją talię, a po chwili uniósł mnie i wykonał dwa obroty. Opuścił mnie delikatnie, pozwalając pewnie stanąć na laminowanej podłodze. Odsunęłam się od niego, nie rozluźniając uścisku naszych dłoni, by za chwilę obrócić się i trafić z powrotem w jego ramiona. Trzymając mnie tak, bym nie spadła, delikatnie odchylił moje ciało, by efektownie zakończyć nasz taniec. Pomógł mi wstać i powtórzyliśmy ukłon, którego uczyliśmy się kilka lat temu. Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, jakbyśmy zapomnieli o całym otaczającym nas świecie. Z transu wyrwały nas oklaski i ciche gwizdy uczniów. Zachichotałam nerwowo speszona całą tą sytuacją. Zanim wróciłam na miejsce zdążyłam szepnąć Andresowi, że musimy porozmawiać. Nie byłam pewna tego, co chciałam zrobić, ale miałam zamiar wreszcie być szczęśliwa i liczyłam na to, że mi się to uda.


Diego

            Siedzenie na kanapie i picie piwa okazało się moim ulubionym zajęciem, tuż za wszechogarniającym mnie cierpieniem i bólem. Szczątki telefonu leżały gdzieś za ogromną doniczką jakiegoś kwiatka. Nawet nie wiem, jak się nazywa i nie pamiętam skąd się tu wziął. Wpatrywanie się w sufit również jest dobrą alternatywą, kiedy człowiek wie, że zniszczył sobie całe życie. Spojrzałem na bałagan panujący w mieszkaniu, ale stwierdziłem, że nie ma sensu w sprzątaniu, kiedy straciło się sens wszystkiego innego. Usłyszałem dziwny dźwięk. Przez głowę przebiegła mi myśl, że może ktoś przyszedł, ale szybko ją stamtąd wyrzuciłem. Nie było osoby, która przejmowałaby się moim stanem, nie żebym bardzo chciał spotkać się z kimkolwiek. Cóż, poza Camilą. Oddałbym wszystko żeby pozwoliła mi na pięć minut rozmowy jednak w świetle wydarzeń wydawało się to jedynie abstrakcyjnym marzeniem.
            Wstałem z kanapy, jak oparzony, kiedy zrozumiałem, że ktoś kręci się po moim mieszkaniu. Sięgnąłem po stojącą na stoliku butelkę i wziąłem pokaźny łyk trunku, a następnie zrobiłem krok, by dojść do drzwi i sprawdzić, kogo tu przywiało. Nie przejmowała mnie nawet wizja złodzieja. Ja przecież już nic nie miałem. Nie zdążyłem nawet postawić stopy w progu, bo mój gość przeszukał już chyba wszystkie pokoje i wreszcie trafił na ten, w którym się znajdowałem. Na widok osoby, która postanowiła mnie odwiedzić, nie wiedziałem, czy mam się śmiać, czy może jednak płakać.

- Cholera… Tylko ciebie tu brakowało. – parsknąłem. Odwróciłem się, by wrócić i zająć miejsce na kanapie. – Siadaj. Napijesz się może czegoś? – wskazałem palcem na butelkę i posłałem mu nieszczery, wypełniony sarkazmem uśmiech.
- Co ty ze sobą zrobiłeś… - no pięknie, teraz pan perfekcyjny będzie mnie pouczał, w jaki sposób powinienem żyć. Ojciec też kiedyś mówił takie rzeczy i do czego doszło? Ponownie parsknąłem.
- Po co przyszedłeś? Chcesz mi przyłożyć, czy może raczej odbyć ze mną przyjacielską, psychologiczną rozmowę? – ton mojego głosu ociekał sarkazmem, ale właśnie tak miało być. – A może chcesz poznać szczegóły mojego romansiku z blondyną? – na twarzy Tomasa pojawił się grymas.
- Nie mam pojęcia. Chciałem stanąć z tobą twarzą w twarz…
- I podoba ci się to, co widzisz? – zmrużyłem oczy i przyjrzałem się mu. Tym razem to z jego ust wydobyło się głośne parsknięcie. – Rób, co masz robić. Uderz mnie albo już sobie idź.
- Pewnie właśnie tak powinienem zrobić, ale nie…
- A to niby dlaczego? – wybuchłem śmiechem. – Niech zgadnę! Teraz czas na wzruszającą historyjkę o wybaczaniu albo…
- Sam się świetnie załatwiłeś, ja już nie muszę nic dodawać. – przerwał mi w połowie zdania. – Nie kochałeś jej, prawda? – diametralnie zmienił temat, wspominając o Ludmile.
- Oczywiście, że nie. – pokiwałem głową, odrobinę odurzony. – To była tylko zabawa. Nic więcej. Powinieneś do niej wrócić. To było tylko parę głupich dni. Myślę, że dla niej też. Nie przekreślaj was. – nie wiem, dlaczego to powiedziałem, nawet nie wiem, czy naprawdę tak pomyślałem. Wstałem, by podejść do stolika i wziąć kolejny łyk piwa.
- Kochasz Camilę… - mruknął beznamiętnie.
- Brawo, Sherlocku! Tylko widzisz, ja już nie mam szans na uratowanie niczego. Taki żart losu, zniszczyłem twoje życie, a przy okazji odbiło się to rykoszetem na moim. Śmieszne… - prychnąłem.
- Jesteś idiotą. Ale na pewno istnieje jeszcze dla ciebie jakaś szansa… - uniósł dłoń i zamachnął się, by po chwili pięścią wymierzyć mi cios w twarz. – A to tak na dobry początek. – mruknął, odwrócił się i wyszedł, pozostawiając mnie w całkowitym osłupieniu.

Violetta

            Razem z Federico wybraliśmy się do Restó, by oznajmić wszystkim jego powrót. Mieliśmy nadzieję spotkać tak chociaż kilkoro z naszych przyjaciół i może powspominać stare czasy. Przez cały dzień nie mogłam się dodzwonić do Tomasa i zaczęłam się trochę denerwować. Przecież to niemożliwe, by dowiedział się o tym, co się stało miedzy mną i Leonem. Nie było go tam. No pięknie, zamiast się martwić, czy nic mu się nie stało, przejmuję się tylko tym, by sekret pozostał sekretem. Nienawidzę Leona za to, że tak bardzo mi wszystko utrudnia. Chciałabym by po prostu zniknął i już nigdy nie wrócił. I nie mieszał już w moim życiu. Przestań oszukiwać samą siebie… - podświadomość jak zawsze wiedziała wszystko lepiej ode mnie. Nie mogłam przyznać jej racji, najlepiej by było, jakby ona również zniknęła raz na zawsze.
            Tuż obok baru wypatrzyłam Francescę. Pociągnęłam Federico za rękę i ruszyliśmy w tamtą stronę. Niedaleko stał również starszy brat włoszki. Po chwili dołączyła do nas Camila. Wydawała się zdenerwowana, ale szczęśliwa. Dawno nie widziałam jej w takim humorze.

- Federico, bardzo za tobą tęskniłam! – ruda niemal rzuciła się na Włocha, mocno go przytulając. Starała się nie pokazywać tego, jak naprawdę się czuła, choć widziałam, jak bardzo jest podekscytowana. Oddychała bardzo głęboko i nieregularnie. Niemalże skakała dookoła nas.
- Ja za tobą też, Cami! – uśmiechnął się Fede. – Widzę, że jesteś dziś w dość… ciekawym nastroju. – skomentował, czym wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy. Camila zachichotała.
- Długa historia. – mruknęła. Francesca tylko podniosła głowę, ale nie odezwała się ani słowem.
- Fran, dobrze cię widzieć… - przywitał się chłodno. Zdziwiłam się jego nagłą zmianą nastroju, ale przypomniałam sobie, że nie pożegnali się w najlepszych okolicznościach.
 - Tak, ciebie też. – odpowiedziała mu równie nieprzyjaźnie.
- Jak zwykle w świetnym humorze. – żachnął się.
- Jak zwykle pół metrowa grzywka. – Francesca nie pozostała mu dłużna, a już po chwili wymieniali się obelgami i musiałyśmy z Camilą ich uspokajać.
- Rozumiem, że bardzo się cieszycie z tego spotkania, ale nie musicie tego wyrażać w tak dobitny sposób… - wtrąciłam. Oboje zamilkli.
- Opowiadaj! – wrzasnęła Camila, by całkowicie zmienić temat.

            Federico powiedział jej dokładnie to samo, co mnie zeszłej nocy. Ruda jednak nie była aż tak zainteresowana historią, jakby się mogło wydawać. Błądziła myślami zupełnie gdzie indziej. Przenosiła ciężar ciała z jednej na drugą nogę, poprawiała fryzurę i przerzucała rzeczy w swojej torebce, upewniając się, że zabrała wszystkie potrzebne, które były jej potrzebne. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale przeczuwałam, że stanie się coś złego. Camila rzadko była widywana w takim nastroju. A może już coś się stało…

Angie

            Wracając do domu, zajrzałam do skrzynki na listy, w poszukiwaniu nowych wiadomości. Wyjęłam stamtąd najnowszy numer mojej ulubionej gazety, kilka kopert, prawdopodobnie zawierających treści rachunków oraz jedną różniącą się od reszty, małą i różową. Wrzuciłam papiery do torebki i ruszyłam w stronę drzwi. Weszłam do środku i od razu poczułam zapach powideł jabłkowych. Zdziwiłam się, więc zmieniłam buty i od razu poszłam do kuchni. Widok, który tam zastałam był niemałym zaskoczeniem. Uśmiechnęłam się i podeszłam do kobiety stojącej przy piekarniku.

- Mamo, naprawdę nie musiałaś... – pocałowałam ją w policzek i zajęłam miejsce na pierwszym krześle po lewej.

Bardzo się cieszyłam, że już niedługo urodzę. Nie narzekałam, ale fakt, że nie mogłam ustać w miejscu dłużej niż kilka minut bardzo mnie irytował. Sięgnęłam po torbę i wyjęłam z niej rachunki oraz tajemniczą, małą kopertę. Ostrożnie, tak by nie zniszczyć papieru, otworzyłam ją. Wypadła z niej jeszcze mniejsza ozdobna karteczka.


Carmen Montoya i Luca Cauviglia

mają zaszczyt zaprosić

Sz.P. Ángeles Carrarę i Pabla Galindo

na uroczystość zawarcia związku małżeńskiego,
która odbędzie się 28.06.2015 r.
w ogrodzie za barem Restó


Po uroczystościach ślubnych zapraszamy na przyjęcie weselne w Restó Barze.


            Kilka razy przeczytałam datę widniejącą na zaproszeniu. To już tak niewiele czasu! Zostały niecałe dwa tygodnie. Ślub odbędzie się dzień po musicalu w Studiu. To również tydzień przed wyznaczonym terminem mojego porodu. Spojrzałam na swój brzuch i delikatnie przejechałam po nim dłonią. Poczułam delikatne kopnięcie.

- Skarbie, wszystko w twojej mocy. Nie chciałabyś już zobaczyć tego świata? – uśmiechnęłam się. – No cóż, czekają nas zakupy…






Mam nadzieję, że się podoba, to już trzydziesty rozdział i mogę wam powiedzieć, że powoli zbliżamy się do końca.
Sprawdziłam również pewne daty i okazało się, że w środę mija dokładnie rok, odkąd opublikowałam prolog. Przez te (prawie) 365 dni zdarzyło się tak wiele… Piszcie w komentarzach, czy macie pomysł na jakąś formę świętowania? Mi niestety niewiele przychodzi do głowy.
Dziękuję wszystkim którzy byli, są i będą.
Informuję również, że 27 wyjeżdżam. Nie będzie mnie do 3 sierpnia i w tych dniach rozdziały mogą nie ukazywać się codziennie, ale na pewno będą.
To chyba tyle.
Czekam na komentarze, nawet kropki ;)


xx

5 komentarzy:

  1. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, aczkolwiek nawał roboty w szkole mnie dobija.
    Ale nie przynudzajmy tylko komentujmy, tak?
    Wiesz, co Magdo? Ja Cię po porostu kocham. Proszę Cię, wyobraź sobie, że właśnie staję i bije brawo. Chylę przed Tobą czoło. Jesteś po prostu genialna. Proszę, nie przestawaj nigdy pisać. Chociaż wiem, iż to może być niemożliwe.
    Od pierwszego przeczytanego tu odcinka wiedziałam, że jesteś świetna w tym, co robisz, ale ostatnie rozdziały pokazały, że jednak trochę się myliłam, bo nie tyle, co jesteś świetna, a prześwietna!

    Ale musisz też coś wiedzieć...

    Powiem szczerze - bałam się tego bloga. Bałam się jak ognia, odkąd tylko trafiłam tu niechcący parę tygodni temu. Bo czasem mi się zdaje, że umiem pisać całkiem nieźle. A ten blog - najlepszy z najlepszych - przeczy temu i czuję się malutka przy ogromie Twojego talentu. Pochłaniam każde słowo, niecierpliwie oczekując dalszego ciągu, zachwycam się pięknem metafor i porównań, lekkością, z jaką operujesz językiem... Jestem po prostu porażona. Długo zbierałam się na odwagę, by skomentować, bo bałam się, jak Ty ocenisz moją pisaninę. Więc i ja piszę, by wyrazić wdzięczność, ale przede wszystkim zachwyt. Bo Twoje opowiadanie jest jedyne w swoim rodzaju i myślę, że to zasługa "poetyckiej" prozy. Bo też i to czysta liryka, z właściwym jej uczuciem i pięknem, zamknięta w ramach epiki. Z nieopisaną niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    Och, i zapomniałabym! Nieśmiało Cię zapraszam na carta-de-studio21.blogspot.com
    To nie jest blog taki tam zwyczajny z opowiadaniami, gdzie Violka jest w ciąży w wieku siedemnastu lat, nie. Tego bloga tworzy parę wybitnych autorów. Może powiem inaczej, założyłam bloga, na którym każdy tworzy swoją własną postać, zaś ona trafi do muzycznej szkoły i opowiada o jej losach... I tu pojawia się pytanie. Może chciałabyś wziąć udział? Przystąpić może każdy! Jeżeli choć trochę to Cię zainteresowało, zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku ♥
      Bardzo, bardzo ci dziękuję za ten piękny komentarz!
      Tak pięknie opisałaś mój blog, rzekomy 'talent', ale myślę, że to duża przesada :)
      Wiesz co... Nawet po cudowności tego komentarza można ocenić, jak dobrze piszesz. Naprawdę, nigdy w to nie wątp <3
      Dziękuję ci bardzo, kochana!

      xx

      Usuń
  2. super rozdział
    czekam na następny
    Olivia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Następny jutro, bo dziś nie zdążę :(

      Usuń
  3. Ojeju, jaki super ten blog *.*
    Nadrobiłam wszystkie rozdziały, choć trochę to trwało. XD
    Na pewno będę czytać reszte, bo piszesz ślicznie! :3
    Wpadłabyś do mnie? Byłoby mi niezmierni miło. ;>
    Ściskam i życzę weny!
    ~V.

    OdpowiedzUsuń