Camila
Stanęłam
jak wryta zastanawiając się, co mam powiedzieć. Nie wiedziałam, czy w ogóle
powinnam się odzywać. Weszłam do Sali i położyłam swoje rzeczy na biurku.
Postanowiłam usiąść na krześle i w takiej pozycji spędzić resztę lekcji. Nie
potrzebowałam kolejnych sensacji, typu opowiadanie o swoim prywatnym życiu przy
wszystkich uczniach i słuchanie ich późniejszych reakcji. Zajęłam miejsce i
sięgnęłam po notes, udając, że zapisuję jakieś uwagi dotyczące lekcji. Mój
‘zastępca’ patrzył na mnie w sposób, którego nie potrafiłam jednoznacznie
odczytać. W jego oczach widziałam zaskoczenie, smutek, ale również przebłyski
szczęścia. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Cieszyłam się, że przynajmniej jemu
udało się wrócić do normalnego życia. Beznamiętnie spojrzałam w jasny sufit.
Jeśli obojgu nam uda się osiągnąć dawną normalność, czy to znaczy, że między
nami również będzie tak jak dawniej? Zwątpiłam w to, choć nie chciałam. Wciąż
miałam nadzieję, że tak po prostu zapomnimy o tym, co stało się tamtego dnia i
nadal będziemy najlepszymi przyjaciółmi. Opuściłam wzrok, tym razem skupiając
spojrzenie na jasnopomarańczowej ścianie. Myślami byłam zupełnie w innym
miejscu, nie słyszałam nawet pytań i komentarzy uczniów. Słów bruneta nie
chciałam słyszeć. Niezgrabnie ruszyłam ręką, przez co mój zielony długopis z
logiem marki lodów spadł na podłogę. Gdy schyliłam się, by go podnieść, moje palce
zetknęły się z prawą dłonią chłopaka. Mieliśmy ten sam cel i myślę, że nie
chodziło tylko o to, by chwycić leżący przed nami przedmiot.
- Dziękuję… - mruknęłam, gdy
wykazał się sprytem i podniósł długopis, by mi go podać. Nie powiedziałam nic
więcej, bo nie miałam pojęcia, jak odpowiednio dobrać słowa. Chciałam jak
najszybciej zakończyć tą wymianę słów i spojrzeń, ale brunet postanowił ją
kontynuować.
- Nie ma za co. – szepnął i
uśmiechnął się szeroko. Odwrócił się w stronę klasy. – Ustawcie się tak, jak
ustaliliśmy na poprzedniej lekcji. Ćwiczymy układ w parach, który przedstawicie
jako przedostatni podczas musicalu. Mam nadzieję, że każdy pamięta kroki. –
kiwnął głową i włączył muzykę. – Pięć, sześć, siedem, osiem…
Uczniowie
zaczęli kołysać się w rytm melodii, jednocześnie prezentując poznany wcześniej
układ. Podziwiałam bruneta. Nawet nie zrobiłam z nimi jednej, małej próby, a on
podczas tych kilkunastu dni nauczył ich całego układu. Zafascynowana postępami
uczniów, jak zahipnotyzowana przyglądałam się ich tańcu. Wydawało mi się, że
gdzieś już widziałam podobny układ. Na znak Andresa, chłopcy zatrzymali się, by
po chwili delikatnie unieść dziewczęta i zrobić obrót. Niemalże przetarłam oczy
ze zdziwienia i przeniosłam swój wzrok na skupionego przyjaciela. Ten tylko
kiwnął głową i uśmiechnął się zawadiacko. Po chwili obrócił się w moją stronę i
zrobił trzy kroki do przodu, wyciągając dłoń w moją stroną. Kiwnęłam głową
przecząco, ale on nie zwrócił na to uwagi.
- Ktoś musi im pokazać, jak to
się robi. – szepnął zachęcająco.
Niepewnie
uniosłam dłoń, by po chwili palce chłopaka zacisnęły się wokół niej. Wstałam i
zrobiłam pierwszy obrót. Poczułam prawą dłoń Andresa w talii. Moim ciałem
wstrząsnął dreszcz, którego wcale nie planowałam. Pierwszy raz od kilkunastu
dni znów poczułam się bezpieczna i szczęśliwa. Uniosłam lewą dłoń, a ręka
Andresa przejechała wzdłuż moich palców, ramienia, talii i zakończyła swoją
drogę w okolicy bioder. Pomimo tego, że piosenka już prawie się kończyła, a
uczniowie zaprzestali swojego tańca, przyglądając się nam, my zaczęliśmy od
początku, krok, po kroku. Tak, jak to zapamiętaliśmy. Staliśmy twarzą w twarz,
patrząc sobie głęboko w oczy i wykonywaliśmy kolejne ruchy. Ręce Andresa znów
trafiły na moją talię, a po chwili uniósł mnie i wykonał dwa obroty. Opuścił
mnie delikatnie, pozwalając pewnie stanąć na laminowanej podłodze. Odsunęłam
się od niego, nie rozluźniając uścisku naszych dłoni, by za chwilę obrócić się
i trafić z powrotem w jego ramiona. Trzymając mnie tak, bym nie spadła,
delikatnie odchylił moje ciało, by efektownie zakończyć nasz taniec. Pomógł mi
wstać i powtórzyliśmy ukłon, którego uczyliśmy się kilka lat temu. Przez
dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, jakbyśmy zapomnieli o całym
otaczającym nas świecie. Z transu wyrwały nas oklaski i ciche gwizdy uczniów. Zachichotałam
nerwowo speszona całą tą sytuacją. Zanim wróciłam na miejsce zdążyłam szepnąć
Andresowi, że musimy porozmawiać. Nie byłam pewna tego, co chciałam zrobić, ale
miałam zamiar wreszcie być szczęśliwa i liczyłam na to, że mi się to uda.
Diego
Siedzenie
na kanapie i picie piwa okazało się moim ulubionym zajęciem, tuż za wszechogarniającym
mnie cierpieniem i bólem. Szczątki telefonu leżały gdzieś za ogromną doniczką
jakiegoś kwiatka. Nawet nie wiem, jak się nazywa i nie pamiętam skąd się tu
wziął. Wpatrywanie się w sufit również jest dobrą alternatywą, kiedy człowiek
wie, że zniszczył sobie całe życie. Spojrzałem na bałagan panujący w
mieszkaniu, ale stwierdziłem, że nie ma sensu w sprzątaniu, kiedy straciło się
sens wszystkiego innego. Usłyszałem dziwny dźwięk. Przez głowę przebiegła mi
myśl, że może ktoś przyszedł, ale szybko ją stamtąd wyrzuciłem. Nie było osoby,
która przejmowałaby się moim stanem, nie żebym bardzo chciał spotkać się z
kimkolwiek. Cóż, poza Camilą. Oddałbym wszystko żeby pozwoliła mi na pięć minut
rozmowy jednak w świetle wydarzeń wydawało się to jedynie abstrakcyjnym
marzeniem.
Wstałem
z kanapy, jak oparzony, kiedy zrozumiałem, że ktoś kręci się po moim
mieszkaniu. Sięgnąłem po stojącą na stoliku butelkę i wziąłem pokaźny łyk
trunku, a następnie zrobiłem krok, by dojść do drzwi i sprawdzić, kogo tu
przywiało. Nie przejmowała mnie nawet wizja złodzieja. Ja przecież już nic nie
miałem. Nie zdążyłem nawet postawić stopy w progu, bo mój gość przeszukał już
chyba wszystkie pokoje i wreszcie trafił na ten, w którym się znajdowałem. Na
widok osoby, która postanowiła mnie odwiedzić, nie wiedziałem, czy mam się
śmiać, czy może jednak płakać.
- Cholera… Tylko ciebie tu
brakowało. – parsknąłem. Odwróciłem się, by wrócić i zająć miejsce na kanapie. –
Siadaj. Napijesz się może czegoś? – wskazałem palcem na butelkę i posłałem mu
nieszczery, wypełniony sarkazmem uśmiech.
- Co ty ze sobą zrobiłeś… - no
pięknie, teraz pan perfekcyjny będzie mnie pouczał, w jaki sposób powinienem
żyć. Ojciec też kiedyś mówił takie rzeczy i do czego doszło? Ponownie
parsknąłem.
- Po co przyszedłeś? Chcesz mi
przyłożyć, czy może raczej odbyć ze mną przyjacielską, psychologiczną rozmowę? –
ton mojego głosu ociekał sarkazmem, ale właśnie tak miało być. – A może chcesz
poznać szczegóły mojego romansiku z blondyną? – na twarzy Tomasa pojawił się
grymas.
- Nie mam pojęcia. Chciałem
stanąć z tobą twarzą w twarz…
- I podoba ci się to, co widzisz?
– zmrużyłem oczy i przyjrzałem się mu. Tym razem to z jego ust wydobyło się
głośne parsknięcie. – Rób, co masz robić. Uderz mnie albo już sobie idź.
- Pewnie właśnie tak powinienem
zrobić, ale nie…
- A to niby dlaczego? – wybuchłem
śmiechem. – Niech zgadnę! Teraz czas na wzruszającą historyjkę o wybaczaniu
albo…
- Sam się świetnie załatwiłeś, ja
już nie muszę nic dodawać. – przerwał mi w połowie zdania. – Nie kochałeś jej,
prawda? – diametralnie zmienił temat, wspominając o Ludmile.
- Oczywiście, że nie. – pokiwałem
głową, odrobinę odurzony. – To była tylko zabawa. Nic więcej. Powinieneś do
niej wrócić. To było tylko parę głupich dni. Myślę, że dla niej też. Nie przekreślaj
was. – nie wiem, dlaczego to powiedziałem, nawet nie wiem, czy naprawdę tak
pomyślałem. Wstałem, by podejść do stolika i wziąć kolejny łyk piwa.
- Kochasz Camilę… - mruknął
beznamiętnie.
- Brawo, Sherlocku! Tylko
widzisz, ja już nie mam szans na uratowanie niczego. Taki żart losu,
zniszczyłem twoje życie, a przy okazji odbiło się to rykoszetem na moim. Śmieszne…
- prychnąłem.
- Jesteś idiotą. Ale na pewno
istnieje jeszcze dla ciebie jakaś szansa… - uniósł dłoń i zamachnął się, by po
chwili pięścią wymierzyć mi cios w twarz. – A to tak na dobry początek. –
mruknął, odwrócił się i wyszedł, pozostawiając mnie w całkowitym osłupieniu.
Violetta
Razem
z Federico wybraliśmy się do Restó, by oznajmić wszystkim jego powrót. Mieliśmy
nadzieję spotkać tak chociaż kilkoro z naszych przyjaciół i może powspominać
stare czasy. Przez cały dzień nie mogłam się dodzwonić do Tomasa i zaczęłam się
trochę denerwować. Przecież to niemożliwe, by dowiedział się o tym, co się
stało miedzy mną i Leonem. Nie było go tam. No pięknie, zamiast się martwić,
czy nic mu się nie stało, przejmuję się tylko tym, by sekret pozostał sekretem.
Nienawidzę Leona za to, że tak bardzo mi wszystko utrudnia. Chciałabym by po
prostu zniknął i już nigdy nie wrócił. I nie mieszał już w moim życiu. Przestań oszukiwać samą siebie… -
podświadomość jak zawsze wiedziała wszystko lepiej ode mnie. Nie mogłam
przyznać jej racji, najlepiej by było, jakby ona również zniknęła raz na
zawsze.
Tuż
obok baru wypatrzyłam Francescę. Pociągnęłam Federico za rękę i ruszyliśmy w
tamtą stronę. Niedaleko stał również starszy brat włoszki. Po chwili dołączyła
do nas Camila. Wydawała się zdenerwowana, ale szczęśliwa. Dawno nie widziałam
jej w takim humorze.
- Federico, bardzo za tobą
tęskniłam! – ruda niemal rzuciła się na Włocha, mocno go przytulając. Starała
się nie pokazywać tego, jak naprawdę się czuła, choć widziałam, jak bardzo jest
podekscytowana. Oddychała bardzo głęboko i nieregularnie. Niemalże skakała
dookoła nas.
- Ja za tobą też, Cami! –
uśmiechnął się Fede. – Widzę, że jesteś dziś w dość… ciekawym nastroju. –
skomentował, czym wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy. Camila zachichotała.
- Długa historia. – mruknęła. Francesca
tylko podniosła głowę, ale nie odezwała się ani słowem.
- Fran, dobrze cię widzieć… -
przywitał się chłodno. Zdziwiłam się jego nagłą zmianą nastroju, ale
przypomniałam sobie, że nie pożegnali się w najlepszych okolicznościach.
- Tak, ciebie też. – odpowiedziała mu równie
nieprzyjaźnie.
- Jak zwykle w świetnym humorze.
– żachnął się.
- Jak zwykle pół metrowa grzywka.
– Francesca nie pozostała mu dłużna, a już po chwili wymieniali się obelgami i
musiałyśmy z Camilą ich uspokajać.
- Rozumiem, że bardzo się
cieszycie z tego spotkania, ale nie musicie tego wyrażać w tak dobitny sposób…
- wtrąciłam. Oboje zamilkli.
- Opowiadaj! – wrzasnęła Camila,
by całkowicie zmienić temat.
Federico
powiedział jej dokładnie to samo, co mnie zeszłej nocy. Ruda jednak nie była aż
tak zainteresowana historią, jakby się mogło wydawać. Błądziła myślami zupełnie
gdzie indziej. Przenosiła ciężar ciała z jednej na drugą nogę, poprawiała
fryzurę i przerzucała rzeczy w swojej torebce, upewniając się, że zabrała
wszystkie potrzebne, które były jej potrzebne. Nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale
przeczuwałam, że stanie się coś złego. Camila rzadko była widywana w takim
nastroju. A może już coś się stało…
Angie
Wracając
do domu, zajrzałam do skrzynki na listy, w poszukiwaniu nowych wiadomości.
Wyjęłam stamtąd najnowszy numer mojej ulubionej gazety, kilka kopert, prawdopodobnie
zawierających treści rachunków oraz jedną różniącą się od reszty, małą i
różową. Wrzuciłam papiery do torebki i ruszyłam w stronę drzwi. Weszłam do
środku i od razu poczułam zapach powideł jabłkowych. Zdziwiłam się, więc
zmieniłam buty i od razu poszłam do kuchni. Widok, który tam zastałam był
niemałym zaskoczeniem. Uśmiechnęłam się i podeszłam do kobiety stojącej przy
piekarniku.
- Mamo, naprawdę nie musiałaś...
– pocałowałam ją w policzek i zajęłam miejsce na pierwszym krześle po lewej.
Bardzo się
cieszyłam, że już niedługo urodzę. Nie narzekałam, ale fakt, że nie mogłam
ustać w miejscu dłużej niż kilka minut bardzo mnie irytował. Sięgnęłam po torbę
i wyjęłam z niej rachunki oraz tajemniczą, małą kopertę. Ostrożnie, tak by nie
zniszczyć papieru, otworzyłam ją. Wypadła z niej jeszcze mniejsza ozdobna
karteczka.
Carmen Montoya i Luca Cauviglia
mają
zaszczyt zaprosić
Sz.P.
Ángeles Carrarę i Pabla Galindo
na
uroczystość zawarcia związku małżeńskiego,
która
odbędzie się 28.06.2015 r.
w
ogrodzie za barem Restó
Po
uroczystościach ślubnych zapraszamy na przyjęcie weselne w Restó Barze.
Kilka
razy przeczytałam datę widniejącą na zaproszeniu. To już tak niewiele czasu!
Zostały niecałe dwa tygodnie. Ślub odbędzie się dzień po musicalu w Studiu. To
również tydzień przed wyznaczonym terminem mojego porodu. Spojrzałam na swój
brzuch i delikatnie przejechałam po nim dłonią. Poczułam delikatne kopnięcie.
- Skarbie, wszystko w twojej
mocy. Nie chciałabyś już zobaczyć tego świata? – uśmiechnęłam się. – No cóż,
czekają nas zakupy…
Mam
nadzieję, że się podoba, to już trzydziesty rozdział i mogę wam powiedzieć, że
powoli zbliżamy się do końca.
Sprawdziłam
również pewne daty i okazało się, że w środę mija dokładnie rok, odkąd
opublikowałam prolog. Przez te (prawie) 365 dni zdarzyło się tak wiele… Piszcie
w komentarzach, czy macie pomysł na jakąś formę świętowania? Mi niestety
niewiele przychodzi do głowy.
Dziękuję
wszystkim którzy byli, są i będą.
Informuję
również, że 27 wyjeżdżam. Nie będzie mnie do 3 sierpnia i w tych dniach
rozdziały mogą nie ukazywać się codziennie, ale na pewno będą.
To chyba
tyle.
Czekam
na komentarze, nawet kropki ;)
xx
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, aczkolwiek nawał roboty w szkole mnie dobija.
OdpowiedzUsuńAle nie przynudzajmy tylko komentujmy, tak?
Wiesz, co Magdo? Ja Cię po porostu kocham. Proszę Cię, wyobraź sobie, że właśnie staję i bije brawo. Chylę przed Tobą czoło. Jesteś po prostu genialna. Proszę, nie przestawaj nigdy pisać. Chociaż wiem, iż to może być niemożliwe.
Od pierwszego przeczytanego tu odcinka wiedziałam, że jesteś świetna w tym, co robisz, ale ostatnie rozdziały pokazały, że jednak trochę się myliłam, bo nie tyle, co jesteś świetna, a prześwietna!
Ale musisz też coś wiedzieć...
Powiem szczerze - bałam się tego bloga. Bałam się jak ognia, odkąd tylko trafiłam tu niechcący parę tygodni temu. Bo czasem mi się zdaje, że umiem pisać całkiem nieźle. A ten blog - najlepszy z najlepszych - przeczy temu i czuję się malutka przy ogromie Twojego talentu. Pochłaniam każde słowo, niecierpliwie oczekując dalszego ciągu, zachwycam się pięknem metafor i porównań, lekkością, z jaką operujesz językiem... Jestem po prostu porażona. Długo zbierałam się na odwagę, by skomentować, bo bałam się, jak Ty ocenisz moją pisaninę. Więc i ja piszę, by wyrazić wdzięczność, ale przede wszystkim zachwyt. Bo Twoje opowiadanie jest jedyne w swoim rodzaju i myślę, że to zasługa "poetyckiej" prozy. Bo też i to czysta liryka, z właściwym jej uczuciem i pięknem, zamknięta w ramach epiki. Z nieopisaną niecierpliwością czekam na następny rozdział.
Och, i zapomniałabym! Nieśmiało Cię zapraszam na carta-de-studio21.blogspot.com
To nie jest blog taki tam zwyczajny z opowiadaniami, gdzie Violka jest w ciąży w wieku siedemnastu lat, nie. Tego bloga tworzy parę wybitnych autorów. Może powiem inaczej, założyłam bloga, na którym każdy tworzy swoją własną postać, zaś ona trafi do muzycznej szkoły i opowiada o jej losach... I tu pojawia się pytanie. Może chciałabyś wziąć udział? Przystąpić może każdy! Jeżeli choć trochę to Cię zainteresowało, zapraszam!
Ojejku ♥
UsuńBardzo, bardzo ci dziękuję za ten piękny komentarz!
Tak pięknie opisałaś mój blog, rzekomy 'talent', ale myślę, że to duża przesada :)
Wiesz co... Nawet po cudowności tego komentarza można ocenić, jak dobrze piszesz. Naprawdę, nigdy w to nie wątp <3
Dziękuję ci bardzo, kochana!
xx
super rozdział
OdpowiedzUsuńczekam na następny
Olivia :D
Dzięki!
UsuńNastępny jutro, bo dziś nie zdążę :(
Ojeju, jaki super ten blog *.*
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie rozdziały, choć trochę to trwało. XD
Na pewno będę czytać reszte, bo piszesz ślicznie! :3
Wpadłabyś do mnie? Byłoby mi niezmierni miło. ;>
Ściskam i życzę weny!
~V.