ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY Część 2
Violetta
Patrzyliśmy na
siebie nie odzywając się ani słowem. Chciałam, by ta chwila trwała wiecznie.
Chciałam zapisać sobie w sercu rysy jego twarzy. Uśmiech, którym mnie obdarzał
zawsze, gdy mnie widział. Chciałam móc patrzeć na niego codziennie. W każdej
chwili mojego życia. Budzić się i widzieć zieleń jego oczu, pomieszaną z
odcieniami brązu. Zachwycać się dołeczkami w jego policzkach. Całować jego
usta. Zachłysnąć się aromatem ulubionych perfum. Stał przede mną. Koszula w
kratę, grzywka zaczesana na prawo, zapach szałwii z nutką imbiru, świeży,
ulubiony, jak woń najpiękniejszego kwiatu. Miałam miłość mojego życia na
wyciągnięcie ręki, a jednak za daleko.
- Co sobie wyobrażałeś? –
zapytałam spokojnie, zdziwiona, że udało mi się wykrztusić te proste słowa. Spojrzenie
chłopaka okazało się obojętne, nie spuszczał z niej wzroku, ale wydawał się
nieobecny. – Co myślałeś?! – nie wytrzymałem. Łzy spływały po moich policzkach,
a ciało przeszył ból. Cierpiałam. Znowu cierpiałam przez niego. Tyle razy
chowałam głowę w poduszkę, choć chciałam wyć. Miałam ochotę wykrzyczeć mu
prosto w twarz jakim jest idiotą. Cholernym zdrajcą. Kartki mojego pamiętnika
były przepełnione myślami związanymi z nim. Tymi, których nie mogłam zdradzić nikomu
innemu.
- Tęskniłem. – zbliżył się i
położył ręce na moich ramionach. Chciałam wtulić się w jego tors i spędzić w
nim resztę życia. Czuć się bezpieczna. Nie mogłam. Odsunęłam się gwałtownie,
tak szybko, jak on podszedł. Chciałam uciec, zamknąć się gdzieś i do końca
życia nie wychodzić z kryjówki. – Tęsknię, rozumiesz?! – ton naszej rozmowy
zmienił się diametralnie. – Mijamy się kilka razy dziennie, a ty nawet mnie nie
widzisz. Planujesz sobie przyszłość z Tomasem. To boli!
- A mnie nie bolało?! Kiedy
wróciłam, a ty prosto w oczy powiedziałeś, że mnie nie pamiętasz?! Kiedy
dowiedziałam się, że znalazłeś pocieszenie u innej?! – westchnęłam głęboko i
odwróciłam się, by nie patrzeć w jego oczy. – Tomas mnie kocha.
- A ja nie?! – zanim zdążyłam
odpowiedzieć znalazłam się w objęciach szatyna. Nie było ucieczki. Nie
zamierzałam uciekać. Było mi tak dobrze, a on to wiedział. Wykorzystywał moją
słabość, a ja tylko płakałam, plamiąc materiał jego koszuli. Już nie próbowałam
się wyrywać. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Oboje widzieliśmy w nich ból i
cierpienie. Takie, którego nie da się opisać słowami. Chłopak ujął mój
podbródek, a ja zaszlochałam. Łzy zmieszane z czarnym tuszem plamiły moje
policzki. Każda z nich zostawiała za sobą ślad. Szatyn zbliżył się jeszcze
bardziej, dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Poczułam jego dotyk na
skórze, stykaliśmy się oczami. Widziałam, że próbuje wyczytać cień niezgody czy
buntu z mojej strony, ale nie znalazł go. Chciałam tego bardziej, niż
czegokolwiek, bardziej, niż mogłam to sobie wyobrazić. Jego usta ostrożnie
objęły moje wargi i poczułam ich słodki smak. I nagle znalazłam się w zupełnie
innym świecie, jakby we śnie. Piękny, słoneczny dzień. W parku panowała
spokojna, przyjazna atmosfera, uśmiechy nie schodziły z ludzkich twarzy, a my?
Cierpieliśmy jak nigdy dotąd, stojąc za sceną i całując się, nie zwracając
uwagi na nic. Tylko my wiedzieliśmy jak ważny był ten pocałunek. Niósł ze sobą
wszystkie emocje, wszystkie rany, których doznały nasze serca. Oderwaliśmy się od
siebie i wszystko wróciło do normy. Życie przestało być bajką. Rzeczywistość
okazała się brutalna. – Kocham cię. Myślę o tobie. Wariuję. Nie mogę żyć bez
ciebie. Bez ciebie umieram.
Zastanawiałam się nad
odpowiedzią, która powinna być oczywista. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Nie
mogłam kłamać. Żałowałam wszystkiego, co zrobiłam w swoim życiu. Wiedziałam, że
cierpię przez własną głupotę. Chciałam uszczęśliwić wszystkich, a wyszło
zupełnie odwrotnie. Nie miałam pojęcia, jak mam się zachować. Przypomniały mi
się słowa matki Leona. „Nie musisz
tłumaczyć się z uczuć…” Czy to mógł być znak? Jakakolwiek rada, która miała
pomóc?
- Ja czuję to samo… Ale wolę cierpieć
sama niż z tobą… - nie wierzyłam, że kiedykolwiek powiem mu coś takiego. Nie
sądziłam, że będzie mnie stać na takie zdania. Ale w tamtej chwili wydawało mi
się to najodpowiedniejsze. Podeszłam do chłopaka, by jeszcze raz go pocałować.
Tym razem to miał być nasz ostatni pocałunek. – Właśnie tak chcę cię
zapamiętać. – szepnęłam i odeszłam, nie odwracając się. „Tak. Ja też cię kocham…” Mam nadzieję, że to wiesz…
Francesca
Przesłuchanie
do przedstawienia, tak jak zakładałam, było zwykłą formalnością. Nie tylko
nauczyciele mieli przeczucie, co do obsadzenia ról, uczniowie również dobrze
wiedzieli, kto ma największą szansę na występ. Cieszyłam się, że obyło się bez
większych awantur. Od tego spektaklu zależało „być” albo „nie być” Studia.
Widziałam, ze po wybraniu odtwórców głównych ról, humor Camili znacznie się
poprawił. Poinformowała ojca o postępach uczniów. Mężczyzna wracał do zdrowia,
a ten fakt na pewno bardzo mu pomógł. Studio było całym jego życiem. Problemy
moich przyjaciół powoli się rozwiązywały, a moich przybywało. Czasami żałuję,
że nie potrafię tak po prostu dać sobie spokój z przejmowaniem się cudzymi
sprawami. Byłabym wtedy o wiele szczęśliwsza. To znaczy, tak właśnie
zakładałam. Nie wiem, czy mam rację. Może wtedy straciłabym swoją osobowość i
wyjątkowość mojego charakteru? Tak, zdecydowanie nie ma drugiej takiej
Francesci.
Mam wszystko.
Świetną pracę, o której marzyłam i która, jako moja pasja, pochłania mnie bez
reszty. Mam wspaniałego brata, który właśnie oświadczył się swojej dziewczynie
i planuje ślub. Otacza mnie grono przyjaciół, w tym Camila i Violetta,
najlepsze przyjaciółki na zawsze. Zachichotałam, przenosząc wzrok na zawieszkę
przyczepioną do błękitnej bransoletki, na moim lewym nadgarstku. One też takie
miały, ruda – zieloną, a Vilu – różową. Czego można chcieć więcej od życia? A
tak. Miłość. Może przesadzam, może nie można mieć wszystkiego… Albo po prostu,
ja nie mogę. Dlaczego tylko ja trafiam na takich chłopaków? Najpierw Tomas. To
była największa pomyłka mojego życia, a teraz muszę patrzeć jak jest zakochany
w Violetcie. A Braco? Dlaczego wciąż nie mogę zapomnieć o chłopaku, którego
czasami nawet nie rozumiałam? Wyjechał do Włoch. Zapewne już nie wróci. Skończy
szkołę, znajdzie sobie kogoś… Może postanowi odwiedzić rodzinę w swoim kraju i
zabawi tam dłużej? Do czego mu potrzebna pamięć o kimś takim jak ja? O zwykłej
Francesce, którą znał kiedyś tam i która zupełnie przypadkiem się w nim
zakochała…
Siedziałam na
łóżku przeglądając stare albumy. Byliśmy tacy szczęśliwi. Wszyscy. Miłość nie
niszczyła relacji między nami, nie odbierała chęci życia. Nie wiem dlaczego,
ale zdjęcia układały się w piękną historię. Przypomniałam sobie, jak to było,
gdy poznałam blondyna. Mój pierwszy śmiech wywołany jego dziwnym akcentem i
językiem, w którym się porozumiewał. Chłopak szybko został naszym najlepszym
przyjacielem, a my zacieśnialiśmy więzy w naszym kręgu.
- Fran, napijesz się herbaty? –
usłyszałam pytanie płynące z ust Camili. Dziewczyna spędzała ze mną wieczór,
nie chcąc zostawiać mnie samej. Ruda podeszła do mnie i usiadła na łóżku, obok
mnie. Wzięła ode mnie album, dokładnie w momencie, w którym trafiłam na zdjęcie
z dnia, w którym się pożegnaliśmy. W moich oczach pojawił się błysk, a po
policzku spłynęły pojedyncze łzy. Każda z nich była, jak piękne wspomnienie. –
Oj, biedactwo moje… - dziewczyna wzruszyła ramionami i westchnęła głęboko. –
Zapomnij o nim. – miała rację, ale co z tego? To wszystko nie jest takie
proste.
Następnego dnia…
Camila
Z powodu
soboty, wybierałam się na lekcje wcześniej, niż zwykle. Codziennie czekałam na
ten moment, w którym wejdę do Sali, powtórzę ruchy nauczyciela, zatracę się w
tym, co kocham. Wstałam cicho, nie budząc Francesci. Rozmawiałyśmy prawie całą
noc. Szybko zjadłam śniadanie, założyłam strój i związałam włosy w bezładnego
kucyka. Przyjaciółka zdążyła się obudzić. Wychodząc pomachałam jej na
pożegnanie i zamknęłam drzwi. Zapomniałam o schodku i potknęłam się, lecąc do
przodu. Nagle znalazłam się w czyichś ramionach. Otworzyłam oczy i dostrzegłam
ciemne włosy i zielone oczy Diega. Jak on to robi, że jest zawsze tam i wtedy,
kiedy go potrzebuję? Nachylił się, by złożyć delikatny pocałunek na moich
ustach.
- Znowu idziesz do Andresa. –
nikt tak jak on nie potrafi mnie uszczęśliwić i nikt tak jak on nie potrafi tak
szybko zepsuć magicznej atmosfery głupim komentarzem.
- Nie do Andresa, tylko na lekcje
tańca. – wtrąciłam nie zwracając uwagi na kąśliwość i nieprzyjemne słowa
chłopaka.
- Nazywaj to sobie jak chcesz.
- Chcesz przyjść i sam zobaczyć?
– mruknęłam zażenowana. Widząc zainteresowanie chłopaka, kontynuowałam. –
Proszę bardzo. Odprowadź mnie. Zostań na lekcji. Zobacz, co robię. Nie ufaj mi
dalej.
- Ufam ci.
- Właśnie widzę. – westchnęłam
głęboko. Nie chciałam doprowadzić do kolejnej kłótni, ostatnio za dużo ich
wydarzyło się w moim życiu. – Chodź.
Ludmiła
Postanowiłam wybrać się na
spacer. Ostatnio potrzebuję coraz więcej świeżego powietrza. Nie wiem, dlaczego
tak jest. Może złość powoli ze mnie ulatuje i muszę wypełnić pustkę tlenem.
Krok za krokiem, pokonywałam kolejny odcinek ścieżki w parku. Ptaki śpiewały
wyjątkowo pięknie, zapowiadał się wspaniały dzień. Ostatnio coraz częściej
zdarzają się takie. Gdyby wszystko w moim życiu było takie idealne, ułożone, na
swoim miejscu… Pomarzyć zawsze można. To oczywiste, że tak nigdy nie będzie. Bo
dlaczego miałoby być dobrze? Zatrzymałam się na chwilę, by wyjąć różowe
słuchawki z torebki. Włożyłam je do uszu i zatraciłam się w płynącej z nich
melodii. Mijałam mnóstwo świetnie bawiących się dzieci. Tak bardzo przypominały
mi czasy, gdy miałam jedenaście lat i bawiłam się w „mamę”, opiekując się
siostrami. Uwielbiałam patrzeć na ich zabawę. To wszystko było takie piękne.
Właśnie w takich momentach myślałam, że zawsze będzie tak cudownie i kolorowo.
Kiedy patrzyłam na te maluchy, przytulające się do swoich rodziców wszystko mi
się przypomniało. Mijając kolejną ławkę zauważyłam parę idącą naprzeciwko mnie.
Właścicielki tych rudych włosów nie dało się pomylić z nikim innym. Natomiast
jej partner… Również wydawał się znajomy. Najpierw pomyślałam, że to jeden z
chłopaków, których mijałam na korytarzu Studia, więc stąd go pamiętam. Jednak
po chwili wszystko stało się jasne. Już wiedziałam, dlaczego go znam i chciałam
zapaść się pod ziemię, by tylko mnie nie zobaczyli. Coś nie pozwoliło mi na
ucieczkę. Przypomniałam sobie wszystko, co się stało. Przełknęłam ślinę na
wspomnienie Tomasa. Kochałam go, a on to wszystko zepsuł. Pojawił się w moim
życiu, niczym tornado. I zniknął tak szybko, jak zawrócił całym moim życiem. Podeszłam
bliżej. Zauważyłam minę Cami, która zrzedła, gdy tylko zorientowała się, że to
ja.
- Cami, jak miło cię widzieć. –
mruknęłam lekceważąco. Spojrzałam na chłopaka, który zmroził mnie wzrokiem.
Oczywiście, że mnie poznał. On zniszczył mój związek, ja nie pozostanę dłużna.
– O, Dieguś, ty też tu jesteś. Kopę lat! Czyżbyś mnie śledził? – zachichotałam
szyderczo. Ruda stanęła przed nami, próbując zgadnąć, co takiego nas łączy. –
Nie bądź zdziwiona. Diego ci nie powiedział, że się znamy? – Cami kiwnęła głową
przecząco.
- Ludmiła… - syknął brunet, ale
ja nie zamierzałam zakończyć mojej scenki tak szybko.
- Niech. Mówi. – Camila wycedziła
przez zęby.
- Dziękuję. – zaśmiałam się. –
Otóż, kochanie moje, Diego i ja poznaliśmy się we Włoszech. Od razu coś między
nami zaiskrzyło, to było oczywiste, że nie pozostanie obojętny na moje wdzięki.
Nie sądziłam, że zajdzie to aż tak daleko… Najkrócej mówiąc, to przez niego
rozpadł się mój związek. Dlatego właśnie Tomas wrócił tu, do Argentyny…Diego,
nie opowiadałeś Camilce naszej historii? – mój ton był coraz bardziej zawistny.
Nie obchodziło mnie, jak bardzo ich zranię, chodziło mi tylko i wyłącznie o
zemstę.
- Powiedz, że to nieprawda. –
Camila spojrzała na chłopaka błagalnym wzrokiem, lecz on tylko spuścił głowę. –
Nie wierzę…
xx